Menu

Patrycja Bukalska

Patrycja Bukalska - dziennikarka „Tygodnika Powszechnego", publikowała także w „Więzi", „Newsweeku" i „National Geographic". Współpracowniczka Muzeum Powstania Warszawskiego oraz Archiwum Historii. Mieszka w Warszawie z mężem, dwoma synami i dwoma psami.
Opowieść o codziennej odwadze i poczuciu odpowiedzialności, które łączą ludzi w chwilach próby. Był bal maturalny w liceum plastycznym w Gdyni Orłowie, a rok był 1953. Jacek Fedorowicz stał na scenie, a Hanka, wtedy jeszcze Rytlówna, zanosiła się śmiechem na widowni. Od tego czasu są zawsze razem. Łączy ich sztuka, film, teatr, poczucie humoru, psy, koty i polityka. Mają też wyjątkowe szczęście do ludzi. Z przeprowadzonych przez Patrycję Bukalską wielogodzinnych rozmów o zwykłym życiu i niezwykłych zdarzeniach powstała czasem zabawna, czasem gorzka opowieść o Hance i Jacku oraz o ludziach, których Fedorowiczowie spotkali na swej drodze. Postaciach wybitnych, wpływowych, barwnych jak: Maja Komorowska, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Danuta Szaflarska, Zbigniew Bujak, Marek Edelman, Wiktor Kulerski, Stefan Bratkowski, ks. Jerzy Popiełuszko czy Zbigniew Herbert. Opowieść toczy się wokół malowanych przez Hankę portretów przyjaciół i znajomych oraz zdarzeń z nimi związanych. Wiele z nich prezentowanych jest po raz pierwszy dopiero w tej książce. To obraz czasów i ludzi,których nie można zapomnieć.
Idąca za Julią Brystiger ponura legenda głosi, że lubowała się w zadawaniu okrutnych tortur, szczególnie młodym mężczyznom. Ile jest w tym prawdy? Dlaczego tylko ona do dziś nazywana jest krwawą, mimo że niektórzy jej koledzy po fachu rzeczywiście byli sadystami? Bez wątpienia gorliwie uczestniczyła w tworzeniu morderczej machiny stalinizmu, a jako szefowa V Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego co dzień przykładała rękę do prześladowania i cierpień niewinnych ludzi, bez wątpienia była szczerą komunistką. Czy do końca wierzyła w idee Lenina i Stalina? Dlaczego w latach 60. zbliżyła się do prowadzonego przez Kościół Katolicki zakładu ociemniałych w Laskach? Dzięki wnikliwemu reporterskiemu śledztwu, jakie przeprowadziła Patrycja Bukalska, zobaczymy Brystigerową w pełni – kobietę, funkcjonariuszkę partii, żonę, dogmatyczkę, pisarkę, ścigającą i ściganą. „Bardzo dobrze napisana książka o osobie, po której pozostał w naszej historii ciemny ślad.” prof. Andrzej Paczkowski
- Rysiek jest w Warszawie. Musisz się z nim spotkać. Jest w hotelu Bristol... Danuta przez telefon zdradzała podekscytowanie, a sprawa wydawała się pilna. Kim jednak był Rysiek? I dlaczego mam się z nim spotkać? - tymi słowami zaczyna swoją książkę Patrycja Bukalska. Kilka słów usłyszanych w słuchawce telefonu sprawiło, że poznała Stanisława Aronsona - Ryśka. Postać, która wymyka się wszelkim stereotypom. Historia targała nim na wszystkie strony. Dzieciństwo spędził w Łodzi, sowiecką okupację we Lwowie. Uciekł z pociągu jadącego do Treblinki, by walczyć w elitarnym bojowym oddziale Armii Krajowej. Polskę opuszczał w obawie przed prześladowaniami NKWD. Dziś, w wolnej Polsce, poszukuje utraconej ojczyny i dba o pamięć o towarzyszach broni. Zderzenie soczystej narracji autorki i trzeźwego głosu samego bohatera sprawia, że otrzymujemy niepowtarzalną szansę poznania Ryśka. A czy możliwa jest większa przygoda niż spotkanie z kimś, kto mówi o sobie: Naprawdę nie wiem, kim jestem, za każdym razem zdaje mi się, że jestem kimś innym? Życiowe przypadki Ryśka - Stanisława Aronsona - są tak niezwykłe, że zdają się niemal niemożliwe. Przeżył getto, bohatersko walczył w Powstaniu Warszawskim. Był żołnierzem zarówno armii Andersa, jak i Izraelskich Sił Obronnych. Te unikalne doświadczenia sprawiają, że widzimy w nim autorytet. Jeśli chce się poznać skomplikowaną prawdę o polsko-żydowskiej historii, to nie można pominąć tej książki.  
Miały zwykle 17, 18, czasem mniej. Łączniczki, sanitariuszki, po prostu żołnierze. Czasem walczyły na pierwszej linii, czasem wykonywały szarę pracę na tyłach: gotowały, prały, opatrywały rannych. Bez nich Powstanie nie byłoby możliwe.
Miały zwykle 17, 18 lat, nie więcej niż dwadzieścia parę. Kobiety pamiętają i mówią inaczej – więcej w ich opowieściach wspomnień o innych, o bliskich, o kolegach. Ich spojrzenie jest mniej egocentryczne; więcej w nim uważnej obserwacji, szczegółu, a mniej bohaterstwa i fanfar. Trudno powiedzieć ile ich dokładnie było. Łączniczki, sanitariuszki, minerki, peżetki, po prostu żołnierze. Czasem walczyły na pierwszej linii, czasem wykonywały szarą pracę na tyłach: gotowały, prały, opatrywały rannych. Bez nich nie była możliwa ani konspiracja przed Powstaniem, ani samo Powstanie. Ryzykowały tak samo jak ich koledzy i często płaciły tę samą cenę – życie. To jest ich opowieść. Uczestniczki Powstania Warszawskiego mówią o walce, smaku wolności, miłości, śmierci i marzeniach. „Co to znaczy: kobiety w Powstaniu? Myśmy walczyły jak mężczyźni, przeżyłyśmy to samo co oni. Ja nie widzę powodu żeby szukać w tym jakiegoś kobiecego spojrzenia”. „Gdyby mi powiedzieli, że nie jestem żołnierzem, to bym się oburzyła. Ale znałam swoje miejsce w szeregu”.