Menu

Jerzy Klinger

Gdy pielgrzym chce udać się na Atos, musi pokonać wiele przeszkód na drodze. Nie mówiąc już o trudnościach z otrzymaniem dodatkowego pozwolenia na pobyt (Atos jest jakby państwem w państwie), przy czym dla osób duchownych ta trudność jeszcze się zwiększa poprzez konieczność otrzymania wstępnej zgody Jego Świątobliwości patriarchy ekumenicznego, w bezpośredniej jurysdykcji którego znajduje się Góra Atos, a są jeszcze inne trudności. Odległość z Aten do Tesaloniki najlepiej pokonać samolotem. Co prawda, nie tak podróżowali na Świętą Górę pielgrzymi z dawnych wieków. Lot nad Grecją ma jednak też swoje zalety. Z prawej strony widać nieskończoną błękitną przestrzeń morza Egejskiego, nad którym jak owieczki płyną białe obłoki w przejrzystym zamglonym niebie. W dole wspaniale wygięta linia brzegowa. Z lewej strony pustynne góry, a wśród nich wspaniały zębaty szczyt Olimpu. Zachodzące słońce pogrąża wszystko w różowo-błękitnych kolorach i w jakiejś nierealnej atmosferze. Najbardziej jednak nierealną jest być może świadomość, że tym współczesnym środkiem transportu pielgrzym szybko zbliża się do Atosu, miejsca duchowych tęsknot wielu pokoleń. Podróż samolotem z Aten do Tesaloniki jest komfortowa, ale dalsza droga z Tesaloniki do Tripiti przypomina warunki, w jakich podróżowali nasi przodkowie. W Tesalonice należy przenocować, żeby rano wsiąść do autobusu, który o trzeciej godzinie dowiezie nas do Tripiti, przystani na pustynnym brzegu zalewu, dokąd przypływa niewielki statek z Atosu. Droga jest malownicza, przez góry porośnięte ostrymi krzewami, pełna serpentyn. Autobus trzęsie niemiłosiernie. Wszyscy pasażerowie to mężczyźni, pielgrzymi lub robotnicy monasterów, którzy jadą ze swoich domostw do miejsca pracy, przecież dla kobiet wjazd na Atos jest zakazany. Ponieważ obecnie jest mało mnichów (na całym Atosie mieszka 1200 mnichów, podczas gdy w średniowieczu liczba mnichów sięgała 20000), nie mogą oni poradzić sobie sami z wielkimi gospodarstwami monasterów, więc zatrudniają okolicznych mieszkańców, którzy pozostawiają swoje rodziny poza granicami półwyspu. Nie wszyscy pasażerowie są robotnikami. Są też pielgrzymi. Poza mną jest dwóch cudzoziemców, protestanckich studentów teologii, którzy podczas nauki w Tesalonice chcą zapoznać się ze źródłem prawosławnej mistyki, z Atosem. Podróżni prowadzą ożywione rozmowy, niepozbawione wschodniej bezpośredniości. Uwagę jadących przyciąga mój strój, stąd pytania: „Papa? Papa? Ortodoksos papa?”, co znaczy, czy jestem prawosławnym duchownym. „Skąd? Po co jadę, Jak tu trafiłem? Czy długo będę na Atosie?” – trudności językowe nie pozwalają na rozwinięcie się naszej rozmowy. Po drodze przejeżdżamy przez Stagirę, miejsce urodzenia Arystotelesa. Teraz jest to niewielkie miasteczko, które i dawno temu na pewno nie było większe. Kręty zjazd i autobus jest już nad brzegiem zalewu, wzdłuż którego jak długi rękaw ciągnie się półwysep Atos. Coś woła, żeby jak najszybciej tam trafić. Trzeba jednak jeszcze poczekać. Najpierw Ierissos, miasteczko, skąd łódkami można dopłynąć do północnego brzegu półwyspu. Zwykle jednak pielgrzymi jadą do Tripiti, przystani na pustynnym brzegu zalewu, dokąd dopływa statek, żeby wieść pielgrzymów wzdłuż południowego brzegu. W końcu płyniemy po iskrzącym się morzu w dół pustynnego półwyspu, który tylu stęsknionym duszom wydawał się być rajem. W naszych czasach serce też szybciej bije, gdy zbliżamy się do brzegu... / Jerzy Klinger, fragment publikacji
Chcąc ująć istotę jakiejś religii nie można operować ścisłymi definicjami. Nie chodzi tu bowiem o dowód prawdziwości czyjejś pozycji doktrynalnej, lecz raczej o pokazanie tego, co jest najbardziej charakterystyczne dla danego zjawiska, a co przy scholastycznym wykładzie danej doktryny niekoniecznie musi być najważniejsze. Co prawda, każda podobna próba ujęcia cech charakterystycznych może być wystawiona na zarzut pewnego subiektywizmu. Być może nic nie jest jednak tak bardzo w stylu religijności obecnej doby, jak właśnie pewien subiektywizm, oczywiście nie w jego znaczeniu pejoratywnym, lecz w sensie postulowanej bezpośredniości w przeżywaniu religii. Stąd zamiast sporów o poszczególne problemy wysuwa się dziś na pierwszy plan szerokie zainteresowanie odmiennością postaw religijnych. Tym też tłumaczy się popularność takich książek, jak Istota katolicyzmu Karla Adama, Istota ewangelicyzmu Karla Heima lub też dwóch studiów, ks. Sergiusza Bułgakowa i Paula Evdokimova, pod tym samym tytułem L’Orthodoxie; zwłaszcza to drugie studium jest dziś szczególnie popularne na Zachodzie. Do tego dodałbym jeszcze niewielkie w rozmiarze, lecz głębokie studium francuskiego konwertyty na prawosławie Oliviera Clémenta L’Essor du christianisme oriental. Z mnóstwa problemów, które nasuwają się w związku z prawosławiem, postaram się wybrać niektóre rysy, aby nakreślony obraz mógł stać się jeszcze jedną próbą już całkiem syntetycznego i z konieczności krótkiego ujęcia tego, co dzisiejsza świadomość szczególnie podkreśla jako istotne cechy naszego Kościoła.
Był jednym z najbardziej aktywnych i wszechstronnych teologów i ekumenistów prawosławnych drugiej połowy XX wieku. W swoich pismach wskazywał na nowe możliwości rozwoju teologii. Poruszał tematy kontrowersyjne, często nieznane, niedoceniane lub zgoła zapomniane. Znany był w Polsce i za granicą dzięki swoim publikacjom oraz aktywnemu uczestnictwu w ruchu ekumenicznym. Warto tutaj przypomnieć, że to on właśnie reprezentował Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny na Zgromadzeniu Ogólnym Światowej Rady Kościołów (ŚRK) w Uppsali (1968) i w Nairobi (1975). Od 1968 roku był członkiem komisji „Wiara i Ustrój” (Faith and Order) tejże Rady oraz międzynarodowej komisji do spraw dialogu z Kościołem anglikańskim. Z dużym krytycyzmem zabierał wielokrotnie głos w sprawie pewnych tendencji dominujących w ŚRK. W znacznej mierze dzięki jego aktywności Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie, której był prorektorem, zyskała w tamtych latach reputację międzynarodową. Wraz z upływem czasu wyraźniej dostrzec można w teologicznej twórczości ks. Jerzego Klingera te myśli i tematy, które nadal zachowują swoją aktualność i są inspiracją do dalszych poszukiwań. Są to przede wszystkim jego śmiałe i dalekosiężne próby syntez teologicznych. Im chciałbym poświęcić specjalną uwagę. Spośród wielu problemów pragnę zwrócić uwagę jedynie na kilka wątków szczególnie inspirujących i twórczych. Będzie to wybór podyktowany moim osobistym wyczuciem. Nie zamierzam w krótkim wykładzie podejmować szczegółowej oceny prezentowanych poglądów, jakkolwiek tu i ówdzie niezbędne okażą się pewne uwagi. W swojej twórczości ks. Jerzy Klinger przejawiał nieskrępowaną swobodę myśli, duchową wolność poszukiwań i twórczą pasję. Obcy był mu jurydyczny rygoryzm, ciążenie autorytetu i wewnętrzne skrępowanie. Był teologiem tworzącym z osobistego przeżycia prawdy. W twórczości teologicznej widział przejaw miłości Boga i ludzi nie tylko „całym swoim sercem”, ale również „całym swoim umysłem” (Mt 22,37). Umiał także w herezjach odkrywać elementy pozytywne, a w herezjarchach dostrzegać odważnych myślicieli, niepozbawionych wielkości i dobrej woli. Profesor Klinger nie był człowiekiem jednej wielkiej idei. Interesowały go i pociągały najbardziej aktualne problemy współczesnego chrześcijaństwa. O wszechstronności Profesora świadczą jego zainteresowania filologią, filozofią, teologią oraz dorobkiem kultury ogólnoludzkiej, zwłaszcza poezją i sztuką. Sam tworzył również poezję pisząc utwory religijne w języku polskim i rosyjskim. Był przekonany, że poezja niejednokrotnie pełniej wyraża prawdę i lepiej jej służy dzięki celności słowa i bogactwu skojarzeń. Często bywało u wielu wybitnych teologów i myślicieli Kościoła prawosławnego, iż nie znajdując pełnego wyrazu dla swoich przeżyć religijnych w naukowych wywodach i systematycznej refleksji, uciekali się do poezji. Żywy zmysł tradycji pozwolił warszawskiemu Profesorowi odnajdywać w niej elementy najbardziej twórcze i trwałe. Potrafił łączyć tradycję ze współczesnością. Jest to szczególnie widoczne w podejmowanych przez niego próbach syntezy w odniesieniu do wielu zagadnień teologicznych. Pomagała mu w tym głęboka znajomość zarówno tradycji wschodniej jak i zachodniej. ks. Wacław Hryniewicz OMI, fragment Wstępu