Menu

Maciej Robert

Rzeki, których nie ma Maciej Robert Rzeka, której nie ma, może (nie) istnieć na wiele sposobów. Może to być rzeka, która wysycha okresowo albo wyschła ostatecznie. Może to być rzeka pojawiająca się jedynie w historycznych opisach. Zamieniona w ściek, wciśnięta w kanał, zasypana piachem, zabetonowana lub zanieczyszczona tak bardzo, że trudno rozpoznać w niej rzekę. Może to być rzeka wymyślona. Rzeka zapomniana, której ślady znajdujemy w nazwach ulic czy niespodziewanych nierównościach terenu. Rzeki znikają od zawsze, ale jeszcze nigdy nie znikały tak szybko jak dziś. Zostawiają po sobie dotkliwy brak, pustkę, melancholię i widmo nieuniknionej katastrofy. Maciej Robert poszukuje zagubionych rzek w swoim mieście, ale jego pasja nie ogranicza się do Łodzi. W każdym zakątku Polski, w którym się znajdzie, brodzi w rzekach tak małych, że nie mają nawet imienia, w potokach, strumieniach, strugach i rowach wypełnionych błotem. Snuje się także nad brzegami Wisły, Renu, Cisy czy Dunaju, tropi rzeki opisywane przez innych. Niektóre z rzecznych bohaterek tej książki niosą w sobie pamięć tragedii, których były świadkami. Inne szemrzą cicho swoje historie i przepowiadają przyszłość. Opis księgarni Rzeka, której nie ma to nie tylko studium zjawisk geograficznych, ale przede wszystkim porywająca opowieść o zmieniającej się naturze i wpływie człowieka na jej kształt. Maciej Robert przekazuje czytelnikowi historie, które wpływają na wyobraźnię, pomagając dostrzegać rzeczy, które zwykle umykają naszej uwadze. Przemyślenia autora prowadzą do refleksji na temat znaczenia rzek dla otaczającej nas rzeczywistości, zarówno tej społecznej, jak i naturalnej. Autor z niezwykłą pasją oddaje się swojej pracy, nie ograniczając się do badań, ale dosłownie zanurzając się w swoje studium - od nieznanych, niewielkich strumieni, po wielkie rzeki Europy. Dzięki temu, Rzeka, której nie ma, staje się swoistym przewodnikiem po nieznanych, zapomnianych ścieżkach naszej ojczyzny i kontynentu. Maciej Robert przemierza te trasy, aby odkryć na nowo utracone historie i nauczyć nas dostrzegać piękno, które oferuje zmieniający się krajobraz. Książka jest nie tylko opowieścią o rzekach, które zniknęły z naszego krajobrazu, ale również próbą zrozumienia, jakie konsekwencje niesie za sobą ich brak. Pokazuje, jak rzeki wpływają na życie ludzi, jak kształtują kulturę i historię, a ich utrata prowadzi do głębokiej melancholii i poczucia nieuniknionej katastrofy. Rzeka, której nie ma, to poruszający manifest na rzecz ochrony środowiska, w którym autor wierzy, że zrozumienie i szacunek dla natury to klucz do jej ocalenia.
Pisząc o książkach ukazujących się w Warstwach, nie zdradzamy zwykle kuchni towarzyszącej procesowi wydawniczemu, tym razem jednak pozwolimy sobie na mały wyjątek. Bowiem tom „śnieg” Macieja Roberta najprawdopodobniej dzierży tytuł warstwowego rekordzisty, jeśli idzie o czas potrzebny do podjęcia decyzji o wydaniu. Zaczęło się od przesłania przez autora niezobowiązującego maila z zachętą do lektury, po którym w przeciągu ledwie kilkunastu godzin trzy osoby z naszego zespołu uznały, że ten tom musi znaleźć się w naszym portfolio. A że był maj 2021, trwał właśnie we Wrocławiu Festiwal Silesius, na którym Maciej Robert był akurat obecny, jeszcze przed zapadnięciem zmroku ewidentnie zaskoczonego poetę szefujący Warstwom Irek Grin powitał na pokładzie. Co tak poruszyło nasz zespół w książce Roberta? Nie ma tu jakieś zaskakującej zmiany dykcji, nie wymyśla poeta siebie na nowo. Podobnie jak przy poprzednich tomach i tutaj mamy książkę konceptualną, którą czytać należy raczej jako całość. Znowu są konkretne przestrzenie, tak ważne fabularnie i nakreślone niezwykle plastycznym językiem. Są historie miejsc i ludzi, i znów, to wszystko już z twórczości Roberta znamy. A jednak. Gęstość, z jaką serwuje nam poeta opowieść, momentami przytłacza, tematyka i zaangażowanie książki porusza. Robert opowiada o Polsce, Polsce smutnej, brudnej, gdzie rodzinę uznajemy za wartość nadrzędną, ale o zbrodniach na dzieciach dokonywanych przez samozwańczych przewodników ludu potrafimy zapominać z niezwykłą łatwością, zupełnie jak o tytułowym śniegu wczesną wiosną.