Hoppe nie był nigdy publicystą i politykiem jednoznacznie zdeklarowanym ideowo. Sam określał siebie jako państwowiec, nacjonalista, chrześcijański-demokrata. Nie sposób znaleźć dla jego pisarstwa jakiegoś wspólnego mianownika, który łączyłby różne konteksty i ideowe intuicje, tak wyraźne w jego twórczości, ale również działalności politycznej. Jeśli jednak musielibyśmy – choćby dla uczciwości wobec Czytelnika – taki wspólny mianownik znaleźć to będzie nim bez wątpienia ideowa synteza różnych wartości, wsparta o silne, mocno ugruntowane credo społeczne. Ale to jeszcze nie koniec. Był także Hoppe „zdrowym nacjonalistą”, może nietypowym, bo propaństwowym, był też – i nie ma w tym żadnej przesady chrześcijańskim humanistą, realistą, ale nie tak chłodnym, jak Władysław Studnicki i Stanisław Cat-Mackiewicz. Jego chłodny osąd sytuacji, ocieplany był nierzadko etyką, jakimś skonkretyzowanym systemem aksjologicznym. Motywem przewodnim pozostawało zawsze chrześcijaństwo i płynące z biblijnego pnia ewangeliczne nauczanie o państwie, społeczeństwie i polityce.
Jan Hoppe – co już wcześniej zostało podniesione – był w swoich przekonaniach nieco eklektyczny. Jego „stempel ideowy” nie był tak czytelny, jak choćby u Romana Dmowskiego, czy też Adama Skwarczyńskiego. Krawędzie jego przekonań były często, przez niego samego tępione – celowo i świadomie. Stąd zasadne wydaje się przekonanie, że Hoppe był poszukiwaczem sprzeczności, człowiekiem wewnętrznie odważnym, pozostającym przez całego swoje życie z dala od „salonów”, politycznych klakierów i poklasków. A pomimo to (a może właśnie dlatego) pozostawał autorytetem dla środowisk, którym przewodził w II Rzeczpospolitej, w czasie wojny i okupacji i w Polsce Ludowej.