Menu

Austeria

Austeria
Stanisław Kasprzysiak dokonał wielu przekładów literatury włoskiej. Tłumaczył głównie klasyków – pisarzy, poetów i eseistów takich jak Cesare Pavese, Luigi Pirandello, Salvatore Satta itd. Za swoją działalność tłumacza otrzymał ważne nagrody: w 1996 roku – Nagrodę STP (Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich) za przekład esejów Guida Ceronettiego, w 2000 roku – nagrodę ZAiKS’u za całokształt, w 2002 roku – nagrodę Rządu Republiki Włoskiej: Premio Nazionale per la Traduzione, w 2004 roku – order Stella della Solidarietà Italiana za zasługi dla włoskiej kultury. W 2020 roku otrzymał Nagrodę Literacką im. Leopolda Staffa w kategorii In memoriam. Stanisław Kasprzysiak publikował eseje i tłumaczenia w wielu czasopismach, między innymi w „Przekroju”, „Literaturze na Świecie”, „Zeszytach Literackich”, „Res Publice”, „Tygodniku Powszechnym” czy „Przeglądzie Politycznym”.
Bogdan Frymorgen przyzwyczaił nas do podróżowania po nieoczywistych krainach. Tym razem kupił bilet do Ameryki, a sam przewrotny tytuł książki – Juesej – sugeruje, że nie będzie to wycieczka turystyczna. To bardzo subiektywna opowieść, w której czytelnik może usiąść w bagażu pielgrzyma i przyglądać się jego myślom. Miejsca odwiedzane przez autora w Stanach Zjednoczonych mieszają się z jego refleksjami. Bohaterami są ludzie i przedmioty. Scenografię tworzy historia. Zapiski Frymorgena byłyby niepełne bez ukochanego przez niego Jana Sebastiana Bacha – to znak wodny jego literatury. Ale pojawiają się w nich także inne lejtmotywy. W Juesej autor tradycyjnie nie bierze jeńców. Nie toczy też niepotrzebnych bitew i nie wyważa otwartych drzwi. Oto Europejczyk wpada w ramiona Ameryki i ostrożnie się do niej przytula. Krótki to uścisk, ale wart doświadczenia.
Każde pokolenie w przestrzeni cywilizacyjnej tego świata miało swoje ulubione trucizny. Dzięki nim człowiek leczył rozmaite choroby, pokonywał słabości, wznosił swoją świadomość ponad trudy życia, pozwalał się łudzić ich dobrem, w końcu pokazywał swoją nikczemną naturę, zabijając za ich pomocą drugiego człowieka. Trucizna od zawsze intrygowała, spędzała sen z powiek koronowanych głów i zwykłych zjadaczy chleba. Czasy się zmieniły, zachwyt na toksycznymi nowinkami oraz strach przed ich działaniem jednakże pozostał. Zamierzeniem światłych ludzi kilka stuleci wstecz było położenie kresu zatruciom zbrodniczym, i to się udało. Ale nie udało się zlikwidować zatruć w ogóle, wprost przeciwnie, zatrucia w jeszcze większej liczbie istnieją w toksykologicznej rzeczywistości naszych czasów. Trucizny zmieniły swoją szatę, stały się mniej anonimowe, ale za to bardziej aroganckie i nieustraszone.
Pamiętam trzy oblicza miasta Łodzi, a właściwie trzy Łodzie: Łódź jako Manchester, Łódź jako Chicago i Łódź jako Hollywood. (…) Między łódzkim Chicago, Manchesterem i Hollywoodem związki nie były za moich czasów specjalnie silne. Filmowcy nie zapuszczali się z kamerą ani do „Malinowej”, ani na Widzew. Łódzkie „Chicago” siedziało w robotniczej Łodzi jak baba w babie. (…) Łódzkie „grube ryby” przesiadywały głównie w restauracji „Malinowa” albo wynajmowały na stałe numer w „Grandzie” i stamtąd rozpościerały swoje macki aż do samego Ciechocinka. Szeroko rozpowszechniona była opinia, że w Łodzi można robić większe interesy i lepiej się za swoje pieniądze zabawić niż w Warszawie, gdzie różne kontrole nie dawały człowiekowi spokoju. Klasyczny łódzki mafioso otoczony był zwykle pewną liczbą małych rybek do różnych posług a poruszał się głównie nie tramwajem i nie samochodem, lecz taksówką. Taksówka z różnych powodów była wygodniejsza niż samochód, można było wypić swobodnie, można się było gdzieś zręcznie zaszyć i można było w tym lub owym wyręczyć się z zaprzyjaźnionym kierowcą. Kierowca taki całymi dniami z wyłączonym licznikiem czekał pod „Malinową”. (…) Łódzcy bogacze byli pogodni, staroświeccy i hojni. Nieraz stawiali sute kolacje artystom, ale artysta taki musiał się za to nieźle napracować albo żartować do białego rana, albo dać się bawić swoim kosztem. Agnieszka Osiecka
Książka Roberta Traby to obraz podwójny. Jego awers to panorama ważnych tematów funkcjonowania historii w przestrzeni publicznej. Rewersem jest autoportret badacza i praktyka zdarzeń kulturowych, które odnoszą się do współczesnej recepcji historii. W tym sensie właśnie nie jest to zbiór tekstów, lecz podwójny obraz, w którym „Inspiracje” teoretyczne przenoszą się na tematy badawcze, ich „Interpretacje” i sposoby analiz, by w końcu znaleźć miejsce w „Interwencjach”, czyli żywych sporach na temat świadomości historycznej w Polsce XXI wieku.
Uważność, z jaką Franz Kafka odnosił się do siebie, innych i świata, stanowiła naturalny odruch jego umysłu i zmysłów. Tych dwóch sfer nie powinniśmy w jego przypadku oddzielać, gdyż każda z zanotowanych przez pisarza refleksji była myślą ucieleśnioną, myślą przeżytą, a nie tylko wykoncypowaną. Jednak połączenie umysłu i ciała nie gwarantowało spokoju. Kafka żył, czuł i myślał w stanie ciągłego napięcia. Wędrówce przez świat towarzyszyła – prowadzona równolegle – wędrówka przez siebie. Jedna przeszkadzała w realizacji drugiej: raz świata było za dużo, innym razem za dużo było siebie. Z dwojga złego gorsze wydawało się Kafce uwikłanie w ciągłą autoanalizę. W niewielkim zbiorze aforyzmów z lutego 1920 roku (zatytułowanym później przez Maxa Broda On) napisał tak: „To własna kość czołowa przesłania mu drogę, to o własne czoło poranił czoło do krwi”.Tytułowy On [Er] to zarówno Kafka, jak i każdy z jego bohaterów, każda postać (także pozaludzka), która w jego opowieściach szuka drogi na zewnątrz siebie lub – przeciwnie – stara się wniknąć pod powierzchnię rzeczywistości i własnej skóry.
Wyjątkowy, dwujęzyczny notes podróżny z aforyzmami znanego litewskiego filozofa i eseisty Leonidasa Donskisa oraz pochodzącymi z miejsca urodzenia Czesława Miłosza fotografiami Jolanty Donskiene.W podróż po Miłoszowskiej „dolinie Issy” zabiera nas Leonidas Donskis – wybitny litewski filozof, historyk idei, polityk i eseista, autor wielu poczytnych książek (1962–2016). Pisarz przebywał często w Szetejniach i wraz z żoną Jolantą działał aktywnie w tamtejszym Centrum Kultury im. Czesława Miłosza.
Pisarz […] buduje porozumienie z czytelnikami. Fingując odwołania do doświadczeń powszechnych, uruchamia wyrafinowaną, przekorną grę. Mobilizuje uwagę odbiorczą, wciąga czytelnika w obszar własnych dywagacji, tak, by on przyświadczał obserwacjom i argumentom. […] Regułą w świecie Schulza jest przekroczenie ufundowane na pozorach zgody z mniemaniami odbiorcy. […] opowiadający pragnie potwierdzenia heretyckich spostrzeżeń, ale jednocześnie nie negocjuje prawdy, nie ustala wspólnej linii eksperymentu poznawczego. Zatem w prozie Schulza za oczywiste podaje się to, co ukryte, niepochwytne, nie dość wyodrębnione, niedomyślane do końca. Odbiorcy, z którym ustanawia się raczej chwiejną więź, pozostawia się rolę podrzędną, mianowicie powinien on – jak za przewodnikiem – podążać za narratorem jego – wyznaczonym od nowa – traktem myślenia.
Coś, co długo było niewyobrażalne, znów stało się polityczną rzeczywistością: do Europy powróciła wojna jako metoda osiągania celów politycznych. A towarzyszą jej – agresywny nacjonalizm, wola rewizji granic oraz wypędzenia i zbrodnie na ludności cywilnej. Łatwo z tej perspektywy szkicować posępne scenariusze polityczne na nadchodzący czas. Proszę mi jednak pozwolić na wyznanie – nie jestem zainteresowany takimi prognozami. I nie jest to naiwna ucieczka przed oczywistymi niebezpieczeństwami grożącymi demokracji europejskiej – ta postawa wynika raczej z mojej motywacji politycznej i mojego miejsca pracy. (…) Nie jest łatwym zadaniem łączenie nadziei z chłodnym realizmem, ale dla europejskich demokratów nie ma innej alternatywy. (…) Historia się nie powtarza, nie przebiega linearnie wzdłuż wyznaczonych precyzyjnie punktów, jest wielowarstwowa i niełatwo rozpoznać jej główne nurty. Konfrontuje nas jednak dziś z ważnymi pytaniami. Czy odrobiliśmy nasze środkowoeuropejskie lekcje? Jakich zadań nie wzięliśmy na siebie jako społeczeństwo demokratyczne, które to zaniechanie może się zemścić w przyszłości? Ale także – do jakich pozytywnych doświadczeń i wypraktykowanych wartości możemy się odwołać jako społeczeństwa otwarte?
(…) Nie – nie żądam ideału, bo wiem, że ideał jest nieosiągalny, ale żądam wiary, że on istnieje, i żądam, aby robić wobec niego rachunek sumienia zawodowego. Żądam od każdego teatru służby ideowej – aby teatr choćby w skromnym zakresie wiedział, czego chce, i aby robił wszystkie wysiłki dla realizacji swych zamierzeń. (…) Żądam ukrócenia egoizmów osobistych, żądam od młodych szacunku do tych starszych, którzy coś umieją – i cierpliwości starszych do młodzieży, która nic nie umie. Żądam, aby każdego dnia starać się, aby praca i atmosfera była lepsza, a nie gorsza. (…) Nie chcę, abyście byli świątkami. Żądam – ach – czy to nie za dużo? – S u m i e n i a! I coraz to powiększających się szeregów tych, którzy przyjmują odpowiedzialność za Sztukę w teatrze. (Stefan Jaracz, „Testament”)
– Moje relacje z Sycylią są schizofreniczne. Zawsze, im bardziej chcę zrzucić z siebie tę otoczkę dzikusa i stać się „totus europeus”, tym bardziej jednoczę się z moją ziemią i z moją cywilizacją. Przypominam sobie, że pewnego dnia w Kolonii, w 1964 roku, w czasie podróży samochodem z przyjacielem, doznałem straszliwego i rozdzierającego bicia serca na widok nieba, które mówiło jakimś odległym językiem. Uciekłem wtedy jak szalony na Południe, czując za każdym kamieniem milowym jak szaleńczo zbliżam się do szczęścia. Gesualdo Bufalino
Notes do prowadzenia prywatnych zapisków. Strony numerowane. Notes z indeksem ułatwiającym porządkowanie dokonanych wpisów.
Rzeczy są wehikułem pamięci, iskrą wzniecającą płomień wyobraźni, a może i czymś więcej.Może w niewytłumaczalny sposób naprawdę niosą w sobie ślady dotknięć, cienie spojrzeń, atomy ludzkich istot, które dawno przeminęły. O różnych obliczach rzeczy w książce tej piszą Tessa Capponi-Borawska, Jacek Dehnel, Grzegorz Piątek i Marcin Wicha. Znalazło tutaj schronienie także kilkanaście cytatów, pokazujących, jak przedmioty otaczane są namysłem pisarzy. I fotografie, uwieczniające rzeczy, ale też same w sobie będące martwą naturą, czy mówiąc ładniej: still life, cichym życiem. Ze Wstępu Andrzeja Franaszka
Najbardziej lubię zapach liści, kiedy jesienią sunę rowerem przez pustą Dolinę Sąspowską. Ciszę i chłód dzikich jaskiń, do których ścieżki znam tylko ja. Ostatnie promienie słońca zaczepione na werandach szwajcarsko-ojcowskich willi, kiedy kończy się weekend i wszyscy powoli wracają do domów. Ojców ma swoją magię i nie do końca opowiedzianą historię. Swój zatrzymany w czasie urok – czy to na zdjęciach, czy we wspomnieniach, czy w pamiątkach z głębokiej przeszłości. I właśnie tę magię i tę historię przybliża kilkunastu zebranych w tym tomie autorów i autorek. W szczelinach pomiędzy tymi słowami i obrazami, jak młode drzewka spomiędzy białych skał nad Prądnikiem, mogą wykiełkować nasze własne myśli i zapiski. Jest tu na nie w każdym razie całkiem sporo miejsca. Krzysztof Żwirski
Lidia Rozmus – urodziła się w Polsce, gdzie ukończyła studia Historii Sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1980 wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Pracuje jako artystka-grafik, maluje sumie i obrazy olejne, pisze haiku i pełni funkcję redaktora artystycznego amerykańskiego magazynu “Modern Haiku’”. Jest autorką kilku książek artystycznych, zawierających haiku, haibun i haigi, które otrzymały nagrody Merit Book Award za projekty graficzne. Jej obrazy wystawiane były miedzy innymi w Japonii, USA, Australii i Polsce. Od 2021 mieszka w Krakowie.
Każda droga wylotowa prowadzi w inne miejsce, w przeciwne strony, bo tak naprawdę to miasteczko jest w samym środku świata całego. Nie tylko Europy, która w tym kraju wszędzie jest środkowa, wyłączając kilka miejsc na wskroś wschodnich. Wszędzie tak samo blisko i daleko. Odległości są nieistotne, bo stają się ważne dopiero kiedy ktoś chce gdzieś jechać, a stąd nie chce nikt. Ludzie siedzą tu, jakby w centrum, gdzieś pod rynkiem znajdował się ogromny magnes i w dziwny sposób ich przyciągał. W dni wolne od pracy na miasto opada płaszcz niebytu. Wypłukuje ulice z ludzi, my siedzimy w parku, a powietrze traci zdolność przenoszenia dźwięków i wypełnia się pustką. Brak wydarzeń hamuje czas, który rusza dopiero w następnych dniach, kiedy puszczona zostaje w ruch cała ta maszyneria, szkoły razem ze sklepami, samochody na ulicach i szum pomiędzy tym wszystkim.Mirosław Nahacz
Bunkier jest schronem dla sztuki. Przestrzenią, w której możemy odciąć się na chwilę od kontekstów towarzyszących nam na co dzień lub je wyciszyć i w niezakłócony sposób przebywać ze sztuką. To miejsce spotkań, które uwrażliwia, gdzie stykają się ze sobą: historyczny charakter otoczenia oraz odważna, modernistyczna wizja architektki Krystyny Tołłoczko-Różyskiej; sztuka artystów i artystek krakowskich oraz światowe trendy artystyczne; sztuka ugruntowana i o określonej pozycji oraz świeże, młode spojrzenie, które nie boi się ­eksperymentować. Delfina Jałowik
Boker tow po hebrajsku znaczy „dzień dobry” i jest popularną nazwą izraelskich humus-barów i kawiarni. Nazwaliśmy tak nasze niedzielne śniadanio-obiady w Centrum Społeczności Żydowskiej JCC Warszawa, żeby było jasne, że będzie się jadło u nas humus, a nie gęsi pipek. Od początku prowadziliśmy kuchnię mleczną, całkowicie bezmięsną, z dużą ilością warzyw. Postaraliśmy się o certyfikat koszerności od rabina Schudricha, żeby każdy Żyd, nawet ortodoksyjnie przestrzegający zasad koszerności, mógł biesiadować przy naszych wspólnych stołach. Przez sześć lat, nieprzerwanie aż do pandemii, prowadziliśmy w JCC niedzielny, koszerny bar mleczny dla wtajemniczonych. Jedli u nas wszyscy – od biednych studentów po laureatów Oscara. Fryzjerzy i filozofowie, żydzi, muzułmanie, chrześcijanie, buddyści, ateiści i świadkowie Jehowy siedzieli ramię w ramię, dzieląc się jedzeniem, które donosiliśmy na półmiskach jak na wiejskim weselu.Dorobiliśmy się mnóstwa anegdot i kilkudziesięciu dobrych przepisów, którymi chcemy się z Wami podzielić. Dopisujcie swoje przepisy, piszcie własne historie, pokolorujcie rysunki Natana. To jest Wasza Książka do pisania. Do zobaczenia przy wspólnym suto zastawionym stole!
Gábor Lipták:  Wyznania o jeziorze BalatonZe swoimi zmieniającymi się kolorami, krajobrazami i twarzami, jezioro Balaton jest doświadczeniem dla niemal każdego Węgra. Czy możliwe jest znalezienie nowych cech i nowych perspektyw w krainie, która łączy różnorodne piękno w łagodnej harmonii? Gábor Lipták, w swoich balatońskich wyznaniach mówi o możliwościach odnowionego i odświeżonego spojrzenia: przekazuje indywidualne doświadczenia i wprowadza czytelników w tajemnice rzadkich ciekawostek, wspomnień wartych zobaczenia i zachowania.Jego dom w Balatonfüred od połowy XX wieku odwiedzają artyści, pisarze i poeci. Dom Liptáka  do dziś służy literaturze, mieści się w nim Węgierski Dom Tłumacza, gdzie w pięknym otoczeniu mogą pracować zagraniczni tłumacze literatury węgierskiej.Éles Márta Ha Boglárra gondolok: elsősorban mindig a kikötő köré csoportosulnak emlékeim.Az Addio utasaként majd minden esztendőben s néha többször is “partra szállok” a boglári sziget s a hosszú móló védte kedves kis kikötőben. A Balaton vitorlás népe, főleg a “nagyhajósok” jól tudják, hogy váratlan viharban vagy nyugodt éjszakázásra Földvár és Keszthely között ez a déli part legbiztonságosabb menedéke. Hányszor siettünk felé, ha a zöldülő víz felett alacsonyan cikázó fecskék, sikoltozó sirályok s a Badacsony felett sűrűsödő felhők minden rakétánál fényesebb jelekkel hirdették a vihart. Ilyenkor már a “csend” is jelzi a közelgő nagy jelenetet. Aztán a szél már nemcsak a vitorlákat feszíti meg, hanem megpendíti a drótkötelek “gitárhúrjait”. A másféle gitárszó ilyenkor már rendszerint el is hallgat a hajón; a kötelekkel együtt a tekintetek is megfeszülnek. A vérbeli vitorlásoknál legfeljebb ez jelzi a veszélyt; meg talán a kapitány élesebb pillantása, amely végigfut a parton, égen s aztán nyomban az árbocrúdon is.Lipták Gábor
Der Seesteg von Zoppot ist reizend. Er wird Jahr fr Jahr sorgfltig erneuert, ist mit weißen Gelndern geschmckt und unzhligen Schlupfwinkeln (man kann sich in ihnen verstecken wie bei einem Riesen in der Tasche), riecht nach frischem Holz, Harz und Salz - er macht den Eindruck wie das frisch gezimmerte Schiff von Johannes Scolvus, das gerade erst aufs Wasser geworfen und zur Reise bereit ist.Leider, das kann man wohl sagen, ist der Seesteg von Zoppot nur ein Auslauf, ein in die Welt entlassenes Bgelbrett - und das ist traurig. Diese traurige Wahrheit taucht jedoch in der Vorstellung der Spaziergnger nicht immer auf, nicht unbedingt. Es gengt etwas Sonne, eine hbsche Frau oder ein bunter Ballon, damit sie fr einen Augenblick fortschweift und verschwimmt [].In Zoppot kann man alles vergessen und zwischen bunten Villen und Trmchen umherstreifen, wie zwischen Weihnachtskugeln am Christbaum. Außerdem gibt es das Meer und man kann immer entfliehen. Es ist dort und wartet, wie eine riesige graue Pforte.Agnieszka Osiecka Książka do pisania poświęcona jednemu z najpiękniejszych polskich miast, perle polskiego wybrzeża. Budowane od lat 20. XIX w. łaźnie do kąpieli zapoczątkowały historię tutejszego kurortu, przyciągając nie tylko rzesze turystów, ale również wybitnych przedstawicieli kultury. Po wojnie Sopot stał się przystanią dla literatów, szukających oddechu od wielkomiejskich intelektualnych ograniczeń. Bywali tu Zbigniew Herbert (który w przywołanym w Książce cytacie opisuje przeżycia "wiosennego misterium"), Marian Brandys (kreśli historię sopockich narodzin Piekielnego Piotrusia z miniatur dramatycznych Gałczyńskiego), Maria Dąbrowska (ocenia występ Ewy Demarczyk na jednym z pierwszych sopockich Festiwali Piosenek), a także Agnieszka Osiecka, Sławomir Mrożek, Julia Hartwig, Paweł Hertz W sopockiej książce, oprócz znakomitych cytatów, znajdują się także teksty na temat historii miasta oraz wyjątkowe zdjęcia dokumentujące historię miasta.Publikacja wydana wspólnie z Gminą Miasta Sopotu oraz Muzeum Sopotu.otu.
Przychylny wiatr uniósł ich nad brzegiem Odry wysoko, potem przeniósł ponad dachami uniwersytetu, ponad ulicą Nożowniczą, ponad starym więzieniem; polecieli w stronę ciemnej wieży kościoła św. Elżbiety, gdzie galeryjkę na szczycie też osłonięto kratami, żeby nie kusiła samobójców. Obok wieży przemknęli tak blisko, że niemal otarli się lewym skrzydłem o jej miedziany hełm, co spodobało im się tak bardzo, że Pogo chciał nawet zawrócić, by wyciągniętą dłonią puknąć w miedzianą blachę hełmu; potem zatoczyli łuk nad Kiełbaśniczą, trochę zwolnili, wyrównali położenie skrzydeł i nad dachami domów od zachodniej strony majestatycznie nadlecieli nad Rynek, wzbudzając poruszenie na ulicach, bo lecieli obok siebie równiutko, z szumem i furkotaniem mocnego materiału rozpiętego na stelażu lotni, jak dwaj braci oświetleni światłem zachodzącego słońca. Gdy zatoczyli krąg nad Rynkiem, ujrzeli pod sobą białą plamę fontanny ze szklanymi taflami; ludzie przy fontannie machali do nich rękami, coś wykrzykując. W odpowiedzi na ich krzyki żartobliwie pomachali skrzydłami, po czym z łagodnego wzlotu, uniesieni na przeźroczystej dłoni powietrza, sfrunęli miękko – jeden po drugim- na sam szczyt spiczastego, dwuspadowego dachu wrocławskiego ratusza.Stefan Chwin
Inne miasta żyją teraźniejszością i przyszłością. Kraków natomiast żył tylko przeszłością,W siłach, które z niego czerpią, w życiu, które zostało z niego skradzione, które wciąż potajemnie płonie pod spodemDo szarego popiołu. Wszystko w nim śpi: nawet młodość kwitnie poważniej i pozornie..
Bądź mi zdrów, Krakowie,Kroke, blajb gezunt.Czeka na mnie furka, pora iść.Wróg mnie wygnał z domu,Goni mnie jak psa,Wróg okrutny zabić chce mój świat.Bądź mi zdrów, Krakowie,Kroke, drogi tak,Może widzę cię ostatni raz.Na mej matki grobieStałem dziś bez sił,Wypłakałem serce, ciężko mi.Wypłakałem oczyDo ostatniej łzy,Gdzie ojcowski zimny kamień trwa.Grobu mego dziadkaNie znalazłem już,Pewnie tam z macewy został piach.Bądź mi zdrów, Krakowie,Święta ziemia twa,Tutaj Tate, Mame w wiecznym śnie.Tak bym chciał u kresuSpocząć obok nich.Gdzie mój grób wykopią, kto to wie?Bądź mi zdrów, Krakowie,Kroke, blajb gezunt.Czeka na mnie furka, pora iść.Wróg mnie wygnał z domu,Goni mnie jak psa,Wróg okrutny zabić chce mój świat.Mordechaj Gebirtig
Notes Janusza Korczaka zawiera fragmenty jego dzieł pedagogicznych i literackich (od tak znanych jak Król Maciuś Pierwszy czy Jak kochać dziecko, po teksty audycji radiowych) oraz wyjątki z pamiętnika pisanego w getcie w języku francuskim ( tłumaczenie z polskiego Zofia Bobowicz). Tekst uzupełniają unikalne zdjęcia ze zbiorów Korczakianum – fotografie Janusza Korczaka i jego wychowanków, faksymilia zachowanych dokumentów i rękopisów, pocztówek, osobistych dedykacji…Notes wydany we współpracy z Korczakianum, pracownią naukową Muzeum Historycznego Warszawy. Comme une vague nouvelle, une jeune génération est en train de monter. Ils arrivent avec leurs défauts et leurs qualités: créez-leur des conditions pour qu’ils puissent devenir meilleurs.Nous ne gagnerons pas contre le cercueil que sont les tares héréditaires; nous ne dirons pas aux bleuets de se transformer en blé.Nous ne sommes point des faiseurs de miracles et refusons le rôle de charlatans. Nous renonçons à l’hypocrite nostalgie de l’enfance parfaite.Le droit de l’enfant au respect. Le droit de l’enfant à être ce qu’il est
1 2 3 4 5
z 13
skocz do z 13