Menu

Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy

Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy
Pieśni Dalasińskiego to psalmy przewrotne, w których milczący i przyzwalający na zło Chrystus jest bezradny wobec tego, co dzieje się na Ziemi. Narrator bez wiary i bez złudzeń, za to z zadziwiającą uważnością, przedstawia losy ludzi wykluczonych. Jest kronikarzem dramatów codzienności, patrzy śmierci, duchom, przemocy prosto w twarz i pieczołowicie, z dystansu, notuje. Obserwowanych ludzi, potrafi pokazać tak, że stają się wiarygodni, prawdziwi, żywi. Zapisani w psychologicznych miniaturach, wskrzeszeni przez autora, zostają ocaleni przed zapomnieniem. Ludzie z apokalipsami przez małe a pospolitymi, codziennymi, naszymi. Jolanta Jonaszko
„Notatnik i modlitewnik drogowy II” to rzecz arcyciekawa i od pierwszej strony wciągająca. Czytelnik odnajdzie tu prywatny zapis skomplikowanej dekady, zamkniętej w latach 1994-2004, której finałem było wejście Polski w struktury Unii Europejskiej i w Epokę Szalonego Szaleństwa. W efekcie powstała książka bardzo intymna i bezkompromisowa. Waniek, prawdziwy homo viator, w genialny sposób kpi z siermiężnych realiów tamtych lat: raczkującego, nieudolnego kapitalizmu, afer, prywatyzacji oraz z polityków, którzy wówczas trafiali na pierwsze strony gazet. Od polityczno-społecznego obłędu można uciec na różne sposoby, ale dla Wańka prawdziwym remedium staje się sztuka, wewnętrzny imperatyw pisania, rejestrowania rzeczywistości. Artysta wszechstronny, wrażliwy na różne przejawy twórczości – na kartach Notatnika snuje rozważania na tematy muzyki, malarstwa, literatury i filmu. Do poezji autor odnosi się jednak z ostrożnością, bowiem liryka jest jak pole minowe i czasami niebezpiecznie się w jej rejony zapuszczać.
„Bo to był niezły dowcip, taki na granicy, albo bardzo jej blisko, na tyle jeszcze zakamuflowany, że ujdzie. Że można wybuchnąć śmiechem, bo pojmą i tak tylko wtajemniczeni”. W takim świecie, na pograniczu kultur i języków – gdzie grają półsłówka, konteksty i aluzje – poruszają się bohaterowie opowiadań Jolanty Jonaszko. Narratorka – alter ego autorki, mieszkającej z rodziną w Niemczech – funkcjonuje jednocześnie jako obca i swoja. Obca, bo cudzoziemka, swoja, bo reprezentuje niemiecką korporację jako konsultantka i coach. Pozycja pomiędzy, w połączeniu z osobistą wrażliwością, jest bogatym źródłem pisarskich obserwacji i inspiracji. I szczególnego zrozumienia dla przeżyć i dramatów ludzi zawieszonych gdzieś między Wschodem a Zachodem, Północą a Południem. Jak mieszkanka Splitu z opowiadania Elena, ofiara przemocy, która zbyt późno poznała, że jej niemiecki mąż „nie jest księciem na białym koniu, ale kimś, kogo w bajkach nie znajdziesz, ani chorwackich, ani niemieckich”. Jonaszko swobodnie, z gracją operuje słowem, nastrojem, rytmem narracji. Ale potrafi też zawiesić głos, chwytając metafizyczne mgnienia, gdy między dwiema istotami przeskakuje iskra zrozumienia. Jak po rozmowie z elokwentną i wygadaną Angielką z opowiadania Liz, kiedy „siedziały przez chwilę w milczeniu i popijały sok z czarnej porzeczki, zmieszany pół na pół z wodą gazowaną. Zbudził ich dzwonek i świat za drzwiami, który pukał i prosił o radę, o słowa”. Z taką delikatnością pióra i serca szkicuje autorka Portrety swoich bohaterów. Zbigniew Jasina
„To poezja powitań i pożegnań, ostatniego horyzontu, którego cień kładzie się na wszystkim, co nazywamy naszym, własnym. To opowieść o pojedynczym słowie wypływającym ze swojej macierzy, niosącym pogłos przodków i echo wszystkich, którym służyło. To wiersze przekonujące, że w momentach granicznych, w sytuacjach ostatecznych, być może tylko poezja mieści w sobie żal i tęsknotę, radość i rozpacz, życie i śmierć. Poezja Yvona Le Mena to również historia oka goniącego ku kolejnym widokom i twarzom. Godzi się na to, co można wypatrzeć u pór roku, co można zabrać na drogę od tych, którzy nie są nam obcy. Bohater, idąc, pyta: czy zerwany czas istnienia zszywa w całość moment śmierci? Czy umieranie jest koniecznością narodzin, czy możliwością życia? Wiersze prowadzą do ludzi, by wymienić słowo na zrozumienie, spojrzenie na czułość, uścisk dłoni na ciepło, czas na bycie. Tuż, i obok.” Bartosz Suwiński
„Myślę, Bartku, że to Twoja najlepsza książka poetycka. Zwarta, wartka, przejmująca. Już na samym początku, w pierwszym wersie, stawiasz pytanie, które przydaje wielu tekstom nieoczekiwanego wydźwięku (potem takich pytań jest więcej): dlaczego lepiej patrzeć na rzeczy z oddalenia? Tak, wiele z tych nowych wierszy to próby widzenia z dystansu, czasami wbrew sobie. Nieuprzedzone spojrzenie uwalnia język, pomaga otworzyć się na rzeczywistość w całej jej pełni. Rzeczywistość to przecież również Ty – odnajdywany, wydobywany, odkrywany na nowo. Dałeś nam poruszającą historię dochodzenia do siebie (nie wiem, czy taki był Twój zamiar). Rezultaty nie są ani pewne, ani oczywiste, ale powstały świetne, niebanalne wiersze.” Jacek Gutorow „Bartosz Suwiński obserwuje życie, które nieustannie toczy się wokół. Przygląda mu się dokładnie, łapie kolejne chwile, obraca pod światło i puszcza, robiąc miejsce na następne; „i przerwom w widzeniu / nadaje ciągłość / i lukom w wierszu / zostawia” światło; życie zaś, niejako w rewanżu za jego uważność, płynnie przechodzi w poezję. Jest więc bliskość świata, przyrody, rzeczy i zwierząt. Jest chęć zatracenia się w tym bogactwie, zjednoczenia się z nim, a nawet przepadnięcia. Chodzenie, patrzenie, widzenie i prostota, przez którą przebija istota rzeczywistości. Obecność, choćby między wierszami, bo „staram się być przestrzenią, / w której zatrzymał się czas”. Świat zmienia się na naszych oczach. Nie zdążymy – i nie ma takiej potrzeby – skomentować wydarzeń. Małe jest tak samo ważne jak duże. Co można powiedzieć o sobie? „Ja – spłoszyłem ptaki”. Niewiele słów, które nie przesłaniają istoty rzeczy. Nie pozostaje nic innego, jak iść dalej i dostrzegać, choć „czas, jaki pozostał jest jak wyrok, chwilowo odroczony”.” Elżbieta Olak