Menu

JanKa

JanKa
Lubię tu latem marnować czas. Może dlatego, że po lekturze Prousta nie wierzę w marnowanie czasu. Gdy niedzielni taternicy biegają po graniach w drogich ubraniach, ja piję lemoniadę, jem pierniczki i patrzę na Roztocką Czubę. Kiedyś jej fragment się obsunął, co wyeliminowało z tego obszaru ruch autobusowy. I dobrze. Z tą myślą zasypiam na leżaczku. W snach przychodzi Bartuś Obrochta – legendarny gazda z Roztoki. Niegdyś na skrzypcach grał najpiękniejsze melodie dla Sienkiewicza i Prusa, dziś rzępoli tylko dla mnie.5 to nie tylko kolejny tom autorski Łukasza Kamińskiego. W tym dzienniku górskim fikcyjnego poety przedstawione są Tatry jako piąta strona świata, nie przypadkiem przewodnikiem jest diabeł, zadomowiony gość góralskich gawęd, a i klasyków, od Księgi Hioba poczynając.Fikcja o charakterze non-fiction (albo odwrotnie).Od autora:O Tatrach i kulturze tatrzańskiej napisano już dużo, zdawałem sobie sprawę, że poza wrażliwością, językiem i wyobraźnią nie mogę wnieść wiele. I nie widzę w tym nic złego, że wnoszę  głównie emocje. W kultowej książce W stronę Pysznej Stanisław Zieliński zachęca, żeby każdy opowiadał Tatry na swój sposób, dzielił się swoimi przeżyciami. Bo każda opowieść o Tatrach i tak jest niezwykła, a wynika to z wyjątkowości tych gór.
Ważnych bohaterów Eratosfery jest wielu, a łączą ich niewidzialne więzi, które odkrywają stopniowo, z jakąś nieodpartą, choć niezrozumiałą dla nich logiką. Czytelnik podąży za ich odkryciami, pozna tajemnice i pogmatwane losy, sięgające aż do czasów  drugiej wojny i dramatycznych polsko-niemiecko-żydowskich relacji. Natknie się w swojej podróży w przeszłość na miłość i zbrodnię, cierpienie i towarzyszące mu próby wyjaśnienia przyczyn zła, na szukanie ujścia dla bólu w szaleństwie i sztuce. Przyjrzy się  przejawom siły kobiet, ich niezwykłej empatii, intuicji, prymarnych instynktów i macierzyńskiej troski, jaką potrafią uwalniać w zagrożeniu, podążając za nadzieją.Autorka buduje intrygę z precyzją rasowego kryminału, a w opowieści o ludziach i sztuce stać ją na filozoficzną finezję.Autorka o książce i sobieInteresuję się psychologią twórczości. W Eratosferze nie ograniczają jednak tego obszaru słowa „sztuka”, „artyzm” czy „warsztat”. Twórczością jest tu również kreowanie rzeczywistości realnej – przede wszystkim pod wpływem pozornie przypadkowych wyborów czy spontanicznych decyzji. Eratosferą nazwałam więc tę umowną przestrzeń, fragment zbiorowej nieświadomości i mądrość przodków, z której czerpiemy, tworząc lub dokonując destrukcji.Danuta Szulczyńska-Miłoszpochodzi z Trzcińska-Zdroju, od wielu lat związana jest z Gorzowem Wielkopolskim. W swoim dorobku ma publikacje w „Pograniczach” i „Dyskursie”. W 2021 roku ukazała się jej debiutancka powieść Podszepty, która została nominowana do Wawrzynów Lubuskich; w 2023 w cyklu Biblioteka Pegaza Lubuskiego wydano zbiór jej opowiadań pt. Pomiędzy. Absolwentka Uniwersytetu Szczecińskiego, polonistka, redaktorka i recenzentka, z zamiłowania witrażystka. Współpracuje z  „Pegazem Lubuskim”.
Kim są tytułowe niebożęta? Słownik Języka Polskiego podaje, że „niebożę” to przestarzała forma na współczujące i zabarwione litością określenie istoty zwykle młodej. Inaczej: „biedactwo”. A może do bohaterów książki bardziej pasowałyby współczesne – ale też negatywne lub wręcz prześmiewcze – określenia: loser, cielę, ofiara losu, smutas, przegryw? Powiedzielibyśmy dzisiaj, że to „osoby nieradzące sobie w życiu”, niepasujące do tego świata. Ale to nie jedyna rzecz, która łączy ich ze sobą. Oprócz więzów rodzinnych i przyjaźni oraz wspólnie spędzonego dzieciństwa łączą ich tajemnice, poczucie winy, trauma, nałogi i natręctwa. I Jasiek – kontrowersyjny ojciec, wujek, mąż. Bestia? Czy też niebożę? Powieść napisana z maestrią i subtelnością, z pietyzmem traktująca ludzkie emocje, traumy, kompleksy, lęki, ale i marzenia-nadzieje. Z nutą liryzmu – o bardzo nielirycznym świecie.
Rozmowy z Marcinem Cieleckim, Julią Fiedorczuk, Brygidą Helbig, Ingą Iwasiów, Elizą Kącką, Jackiem Kleyffem, Katarzyną Kłosińską, Anną Piwkowską, Januszem Rudnickim, Witem Szostakiem i Agatą Tuszyńską Trzeci zbiór rozmów Janiny Koźbiel ma charakter szczególny. Ich bohaterkami i bohaterami są - jak i poprzednio - ludzie słowa, pisarki i pisarze, ale wywiady były przygotowywane w cieniu dramatycznych zdarzeń politycznych i społecznych, do których są odniesienia, a żaden z nich nie miał swego pierwodruku w prasie. Staranny wybór rozmówców, wybitnych osobowości, sprawia, że prezentowane w zbiorze treści nie ograniczają się jednak do kwestii czysto publicystycznych. Dają bogaty przegląd strategii twórczych, wnikają w warsztat literacki, dotyczą filozofii życia, tożsamości i zakorzenienia człowieka, relacji między płciami, konfliktów rodzinnych i społecznych. Sprawy codzienne splatają się z metafizycznymi, lokalne z kosmicznymi. Książkę otwiera duży esej-wstęp autorki zbioru, poświęcony dwom ważnym szlagierom '22 roku - Empuzjonowi Olgi Tokarczuk i Szczelinami Wita Szostaka. Kiedy rozmawiam z pisarzami, chcę ich jak najpełniej zaprezentować - i jako twórców, i jako ludzi. Wszystkie swoje umiejętności podporządkowuję temu celowi. Zależy mi na tym, by pokazać nie to, co najłatwiejsze i najbardziej medialne w ich twórczości, ale to, co najgłębsze, najbardziej osobiste. Wybieram takich twórców, którzy są ludźmi z charakterem, a w relacjach z innymi - tak to lubię nazywać - bywają nieco kolczaści, nie ulegają ciśnieniu niezrozumiałej poprawności; potrafią nie zgodzić się z opinią, wypowiedzieć niepopularną prawdę, okazać emocję. A kiedy czyta się ich utwory, obcuje się z próbą autentycznego namysłu nad życiem, traktowanym jak fascynująca zagadka. Cenię autorów, dla których kosmos jest również niespodzianką, a przeszłość i przyszłość ciągle skrywają tajemnice, są interesujące poznawczo.
Olivia urodziła się w wylęgarni, dorastała w wychowalni i bardzo tęskni za miłością. Cezar kocha Olivię i chyba nie ma znaczenia, że jego miłość to misternie skomponowany system złotych płytek i rząd cyfr. Olga pamięta dawne czasy i bardzo chciałaby do nich wrócić. Zapisz zmiany to słodko-gorzka opowieść o świecie, w którym spełniają się marzenia o posłusznych technologiach: ludzie współistnieją z humanoidami, a wyrafinowane urządzenia, wykorzystujące sztuczną inteligencję, sprawiają, że granice między nimi stają się płynne. Katarzyna Zawodnik próbuje pokazać i pogodzić ze sobą wiele perspektyw i kluczowych momentów ludzkiego życia (dziecięctwa, młodości, odchodzenia). Autorka o książce: Pomysł na powieść zrodził się, gdy obejrzałam spektakl Humanka Jarosława Murawskiego. Relacje między ludźmi a humanoidami prowokują do stawiania pytań o to, kim jest człowiek, czego szuka w innych i do czego są mu potrzebni. Jak to jest spełnić swoje marzenia? A jak być spełnieniem czyichś marzeń? Starałam się rozumieć moich bohaterów. Mnie samej jednak sprawili kilka niespodzianek. Dominika Matuła, domi-czyta.pl: Katarzyna Zawodnik przedstawia dystopijny świat nowej Ameryki, w której społeczeństwem kieruje sztuczna inteligencja, a ludzie koegzystują z humanoidalnymi robotami. Czy można stworzyć jak najbardziej ludzką maszynę, a jednocześnie pielęgnować w ludziach człowieczeństwo w nieludzkich czasach? Oto jest pytanie, na które autorka szuka odpowiedzi. Gorąco polecam. Dominika Rygiel, bookiecik.pl Futurystyczna, a może profetyczna wizja świata? To zaskakująco udana próba pokazania, jak nikła i płynna jest granica między człowiekiem a robotem i jak wiele dylematów moralno-etycznych może wprowadzać takie współistnienie. Katarzyna Zawodnik urodziła się w 1991 roku. Studiowała polonistykę, mieszka w Krakowie. Jest freelancerką, zajmuje się transkrypcją nagrań, amatorsko śpiewa. Jest niewidoma, jest wierząca, ma rodzinę i przyjaciół nie do przecenienia. Twierdzi, że ma w sobie dużo ciekawości, lubi ludzi i chętnie słucha ich opowieści. Zapisz zmiany to jej debiut.
Bohater powieści Fryca rodzi się z ojca alkoholika i zdaje się sądzić, że każdy ma swój los, więc musi go wypełnić, punkt po punkcie – od narodzin aż po sam koniec. I że nie ma miejsca na  wolną wolę człowieka. Ale podświadomie próbuje się wymknąć tej wizji. Bezustannie prowokuje, bada siłę krępujących go więzów, wykorzystując do tego kolejne związki z otoczeniem, potęgując dramatyzm relacji, sprawdzając, czy scenariusz jest domknięty, czy jednak da się w nim znaleźć jakieś szczeliny, choćby przez tworzenie literatury. Podejmowane gry i zakładane maski są jak uniki, chronią przed ryzykiem prawdziwych zapasów ze światem. Sztuka noszenia masek to opowieść o zagadkach przeznaczenia, o źródłach twórczości, o walce woli życia z instynktem śmierci. A także o mrozie, który skuwa serca. Kinga Młynarska, Przeczytane Napisane: Czy ta dramatyczna historia, swoista kolekcja nieszczęść, może w ogóle przynieść jakieś ukojenie? Nie mam pewności. Wiem natomiast, że Hubert Fryc proponuje książkę niebanalną, bardzo wyrazistą, która pozostawia trwały ślad w czytelniku. To zjawiskowo napisana lektura obowiązkowa. Marek Olszewski, Czytelnia osobista: To powieść, list i spowiedź pełna ambiwalencji, która w swoich najlepszych fragmentach wywraca na nice zbanalizowany obraz rodziny czy literatury jako niezawodnej formy terapii. Bo fikcja może być zarówno siłą, jak i niebezpieczeństwem, lekiem tymczasowego uśmierzenia. Proszę przygotować się na prozę do bólu prawdziwą. Hubert Fryc – rocznik 1990. Debiutował w 2014 roku opowiadaniem w „Nowej Fantastyce”. W 2018  ukazała się jego powieść obyczajowa pod tytułem Szeptać. Nagrywa podcast Ludzie przez przypadki. Studiował filozofię, pracuje i mieszka w Krakowie, ale często wraca do rodzinnej Półwsi.
Stół to rzecz tyleż o traumie rodzinnej, co o teatrze naszym powszednim, w którym każdy gest i każde słowo może być narzędziem raniącym bliskich sobie ludzi. Pisana z punktu widzenia dwojga młodych, którzy – wskutek tej traumy dziecięcej – siebie, rodziców ani świata nie rozumieją i nie potrafią się odnaleźć w relacjach – w domu, w pracy, w przyjaźniach. Czy jest dla nich wyjście z matni, sposób na odzyskanie harmonii? Czy prowadzi do tego i jest możliwe poznanie przeszłości? To rozpisana na cztery osoby psychodrama z nadmorskim miasteczkiem w tle i konfliktem współczesnych stylów życia na horyzoncie. Autorka o książce Staram się sympatyzować z bohaterami swojej książki, mimo że wcale mi tego nie ułatwiają. Znajduję im wspólne tematy, bogato zastawiam stół, rozstawiam krzesła w bezpiecznej odległości. Ale ciągle coś nie gra. Miotają się, grzęzną w złośliwościach i opychają jedzeniem, by zatkać sobie usta. Opuszczają w biegu mieszkanie, wyjeżdżają z miasta, nie dzwonią i nie piszą… To trudna relacja. Najlepiej więc od początku nie liczyć na zbyt wiele. Są jak sarny. Jeden niewłaściwy ruch i uciekają. Ale to łagodne stworzenia. Marta Horbal - Rocznik 1988. Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim. Mieszka w Gdyni z rodziną – mężem, córką i zwierzętami. Inspiracji do pisania szuka w codzienności oraz literaturze. Szczególnie ceni tę twórczość, w której wrażliwość estetyczna, dbałość o detal i głębia psychologiczna sprawiają, że dzieło jest interesujące pod względem formy, ale i treści. Z przyjemnością czyta Julię Fiedorczuk, Trumana Capote’a, Ursulę Le Guin, Davida Fostera Wallace’a, Edwarda St Aubyna, Margaret Atwood i Alice Munro. Powieścią Stół debiutuje.
Powieść Magdaleny Mosiężnej to kontynuacja losów bohaterów Maryli i Debory, którzy próbują odbudować życie w zniszczonej wojną Warszawie. W realiach tworzącej się Polski Ludowej będą skazani na nieustanne rozliczanie przeszłości, własnej, indywidualnej, ale też przyjaciół i znajomych. Będą konfrontować się z wyzwaniami: okaleczeniami ciał i dusz, polityką opresyjnej władzy, pamięcią. Będą wystawieni na próby lojalności – w małżeństwach i przyjaźniach. Którzy z nich przeżyją? Dla kogo teraźniejszość pokoju okaże się trudniejsza niż wojenna przeszłość? Kogo będzie jeszcze stać na miłość i wierność? To powieść o podnoszeniu się z gruzów, bliskości i tęsknocie, straconych złudzeniach i nowych nadziejach. O trudach odradzającego się życia. Mimo traumatycznych wydarzeń, nieoczekiwanych wyborów i trudnych emocji towarzyszących lekturze drugi tom sagi Magdaleny Mosiężnej otulił mnie i wyciszył. To ogromna przyjemność obserwować, jak niedawna debiutantka rozwija skrzydła, daje się ponieść wyobraźni i czasom, o których opowiada. Kasia Sosnowicz, sieczyta.com.pl Autorka o książce i o sobie: Wychowana w domu, w którym była silna więź rodzinna, sądziłam długo, że to jest naturalne, i dopiero jako dorosła osoba, obserwując świat, zaczęłam odkrywać, że nie zawsze tak musi być. To mną wstrząsnęło i zafascynowało. Postanowiłam przedstawić, skąd to się może brać, prześledzić etapy rozwoju takiego napięcia między matką i córką. Intrygowały mnie również możliwe napięcia między rodzeństwem. Nie mam siostry ani brata, posługując się wyobraźnią i obserwacją, jakoś sobie to w powieściach rekompensuję. Magdalena Mosiężna Urodzona w 1991 roku w Lubaczowie. Wychowała się na Podkarpaciu, w miejscowości Lisie Jamy. W dzieciństwie próbowała sił w poezji. Studiowała w Rzeszowie, planowała wrócić w rodzinne strony, lecz została w mieście dla pewnego rzeszowianina. Prawniczka z nakazu rozumu, pisarka z wyboru serca. Nie wyobraża sobie poranka bez czarnej kawy, wieczoru bez czytania przed snem ani domu bez kota. Debiutowała powieścią Maryla i Debora (JanKa 2020).
„Wskrzesina” to przewrotna powieść o utracie złudzeń i nadziei, miłości i zemście, ludzkiej potrzebie wiary w dobro, które niespodziewanie może okazać się złem. A wszystko zaczyna się od tego, że Michał Serpina, starzejący się były sekretarz gminny PZPR we Fraudencji, miasteczku w zachodniej Polsce, nie ma komu przekazać rodzinnej pasieki. Jego ukochana żona nie żyje, córka odkryła dla siebie dwuznaczną rolę u boku proboszcza Smętka i nie chce go znać. Serpina zamieszcza więc ogłoszenie o tzw. dożywotce - dożywotniej opiece w zamian za przepisanie majątku. Spośród kilkorga chętnych wybiera czterdziestoletniego Adama, byłego informatyka. Wraz z przybyciem opiekuna do domu Serpiny we Fraudencji zaczynają się dziać dziwne rzeczy: natura i ludzie doznają impulsów, które popychają ich do czynów dwuznacznych, zmieniających dotychczasowe relacje i układy.
Joanna Bartoń znów zaskakuje. Potwierdza, że wybrała styl uprawiania literatury oparty na paradoksach, ale mówi o sprawach podstawowych: miłości, śmierci, przyjaźni, wierności i zdradzie. Bohaterką swojej opowieści czyni morderczynię, karlicę, kobietę, człowieka – w jednej osobie, ale „dokładnie w takiej kolejności”. Czytelnika próbuje skłonić do uruchomienia i wyobraźni, i empatii, dając mu tylko preteksty do ich ożywienia. Nie psychologizuje, nie dramatyzuje i nie moralizuje. Opowiada powściągliwie, naraz z dwóch perspektyw – zbrodniarki i ofiary – i zmusza do zderzenia z wielością stereotypów i klisz, z obrazami ludzi, którzy są jak figurki w komiksie albo w teatrze cieni. Mniej japońskim czy chińskim, a bardziej polskim jednak.O autorceJoanna Bartoń – rocznik 1984. Dzieciństwo spędziła w Lubinie, a niemal całe dorosłe życie we Wrocławiu; tu studiowała filologię romańską (rzuciła) i psychologię (ukończyła). Zdążyła przetestować kilka ról zawodowych, ale od zawsze chciała pisać. Nakładem wydawnictwa JanKa ukazały się jej dwie powieści: Do niewidzenia, do niejutra (2015) oraz Drzazgi (2018).Autorka o książceZawsze mnie ciekawiło, jak żyje się ludziom niestandardowego wzrostu. Co czują? Jak mieszkają? Jak kochają? Jak są traktowani? Jak próbują być szczęśliwi? Okazało się, że w Polsce jeszcze nikt o tym nie pisał. Postanowiłam oddać głos osobom z karłowatością, które spotykałam na swojej drodze. Panu z autobusu, którego – będąc dzieckiem – bardzo się bałam. Kobiecie z okolic wrocławskiego dworca. Chłopakowi proszącemu o datek pod osiedlową Biedronką. Mam nadzieję, że próbując patrzeć ich oczami i fantazjując, dotykam kilku prawd o każdym człowieku.
To dziwna powieść. Myli tropy, meandruje, skręca w nieprzewidywalnych kierunkach, a przede wszystkim drażni czytelnicze oczekiwania. Ale „Drzazgami” warto się podenerwować, bo w literaturze nie wszystkie ścieżki muszą być proste. Piotr Kofta Intryga jest kryminalna: syn – poczęty z wielkiej miłości przez rodziców niedojrzałych, wychowywany przez matkę, okaleczoną emocjonalnie – wyrasta na artystę, który zdolny jest do zabójstwa. Matka musi się zmierzyć z wyrzutami sumienia, co oznacza konieczność przeanalizowania własnego życia (w tym związków z najbliższymi, przede wszystkim z własną matką), ale musi też stawić czoło opinii publicznej, nieskłonnej do rozumienia, lecz do potępienia. Autorka jednak nie prowadzi narracji jak w kryminale, ale jak w powieści psychologicznej, a przy tym korzysta z języka powściągliwego i wyrazistego zarazem. Przedstawia równie przekonująco odpryski życia wielkomiejskiej Łodzi, nocnego Krakowa, wakacyjnego Wybrzeża, wsi pod Legnicą oraz emigracji na Wyspach Brytyjskich. Autorka o książce: Zdaję sobie sprawę, że piszę o jakimś wyjątku i marginesie, ale nie chciałam konstruować kolejnej elegii o matce-Polce, bo wydało mi się to zbyt łatwe i nic nie wnoszące. Weszłam kiedyś na forum internetowe dla matek dzieci w wieku szkolnym i tam natrafiłam na wpis kobiety, która z bólem, ale może jednocześnie i ulgą, że zrzuca z siebie taki ciężar, przyznawała, że nie kocha własnych dzieci. Owszem, robi wokół nich wszystko, co niezbędne, dba o nie, ale jej serce pozostaje niewzruszone. Ten wpis mocno wrył mi się w pamięć, tak jak zresztą reakcje innych uczestniczek forum, utrzymane głównie w tonie dydaktycznym lub niedowierzającym, „no bo jak to tak – nie kochać?”. Ale czy matka ma obowiązek kochać własne dziecko? W każdej sytuacji? Joanna Bartoń – rocznik 1984. Dzieciństwo spędziła w Lubinie, a niemal całe dorosłe życie we Wrocławiu; tu studiowała filologię romańską (rzuciła) oraz psychologię (ukończyła). Zdążyła przetestować kilka ról zawodowych, ale od zawsze chciała pisać. Swoje marzenie spełniła, debiutując w 2015 roku powieścią „Do niewidzenia, do niejutra” (wydawnictwo JanKa).
Bohaterowie nowej powieści Marty Magaczewskiej noszą oryginalne imiona, niekojarzące się z żadnym konkretnym miejscem na Ziemi. Lelech, Skomroch, Tabiołka, Lala, Zajc, Koffel, Kauk... Opisane w utworze wydarzenia dzieją się na terenie Zakładu zlokalizowanego na obrzeżach Miasta i równolegle w umysłach ludzi, w ich mrocznym, chaotycznym wnętrzu. Przekształcając klasyka, można zatem powiedzieć, że akcja utworu toczy się wszędzie, czyli nigdzie; obcujemy ze światem pełnym napięcia i grozy, który utracił lub właśnie traci sens. Poczucie tej utraty u każdego z bohaterów jest inne, największe u Koffla, który (czy przypadkiem?) pierwszy kończy życie. Ostatecznie autorka pozwala przeżyć tym, którzy tego sensu do końca, z uporem szukają, nawet jeśli tylko stwarzają sobie iluzję; tragiczni i śmieszni w podejmowanych próbach przetrwania. Bo czy to człowiek decyduje o własnym losie, czy też jest dotkliwie od narodzin skazany – cały z materii, pozostający pod presją ciała, które musi mieć swój kres? Na przekór absurdowi w tym świecie od początku wyczuwalny jest stały rytm, zrodzony z mocy słowa i sugestywnego obrazu.
Bohater powieści czyni niestandardowy użytek ze swojej inteligencji, której - ku jego frustracji - nikt nie potrzebuje. Poznając rzeczywistość od najciemniejszej strony, owe "Sodomy i Gomory naszych wieków, gdzie zbrodnia była i jest takim samym sposobem na życie, jak sprzedawanie samochodów, uczenie w szkole czy projektowanie wnętrz", dochodzi do przekonania, że tylko najlepsi w każdym fachu zgarniają główne nagrody.
Autorka sięga po tradycyjne figury kryminału, pyta o winę i motywy, umiejętnie dozuje napięcie. Ale oferuje czytelnikowi cos jeszcze. Ludzkie słabości portretuje piórem satyryka dobrotliwego, tworzy obraz świata, który można polubić. Którego nie trzeba się bać.
Piotr Ibrahim Kalwas wydał do tej pory cztery książki: "Salam", "Czas", "Drzwi" i "Rasa mystica". W każdej ambicje uważnego obserwatora łączył ze skłonnościami rasowego filozofa, który niczego nie recenzuje z wyższością, lecz pragnie rzeczywistość zrozumieć stawia jej pytania, rozbijając stereotypy w myśleniu o Innych. Jego proza jest nieustanną konfrontacją sposobów myślenia, stylów bycia, typów emocji, skali ludzkiego niespełnienia i odradzającej się wiary w Dobro. Powiada, że to przez islam stał się obywatelem świata. Nie jest to punkt widzenia łatwy do przyjęcia po zniknięciu z nowojorskiego pejzażu dwóch symbolicznych wież, ale wraz z lekturą kolejnych książek, a szczególnie najnowszej, "Domu", coraz trudniej go ignorować.
Słowo rodzi się z ciśnienia uczuć, potrzeby kontaktu, próby nadania sensu - własnemu życiu i światu. Towarzyszy myśli, wręcz ją warunkuje. Jest skarbem-zapisem ludzkiego doświadczenia. Odpowiedzi może być wiele, jak wiele jest możliwych postaw, nurtów filozoficznych i światopoglądów; jak wiele jest języków i sposobów ich opisywania; jak wielu jest ludzi. Pisarz to ten, kto wydaje się ekspertem od słowa. Czyni je przecież narzędziem poznania, zwraca je ku ludziom. Nawet jeśli nie chce o słowie mówić, ujawnia wobec niego stosunek w swojej twórczości. W niej widać, czy powierza się słowu z oddaniem, czy stara się nad nim zapanować. Ufa mu czy jest wobec niego podejrzliwy. Książka jest wyborem moich rozmów z pisarzami i o pisarzach. Jest nie tylko świadectwem fascynacji ich twórczością, ale i zapisem prób przedarcia się do ich światów, emocji, tajemnic - ludzkich i czysto warsztatowych. Wierzę, że utrwalone próby mogą stać się podnietą do niejednej refleksji na temat roli słowa, roli spotkania człowieka z człowiekiem i dramaturgii rozmowy. Czytanie tej książki stać się może twórcze i służyć Dobru, jeśli towarzyszyć mu będzie przekonanie, które wypowiedział Józef Tischner: „Przystępując do opisu doświadczenia spotkania, dotykamy granicy języka (...). Jesteśmy więc skazani na metaforę. Prawda o drugim człowieku jest czymś niesłychanie kruchym i nietrwałym”.
Młodzi bohaterowie Michała Kotlińskiego mogliby wyjść na ulice i place - w odruchu buntu. Mogliby założyć na twarze słynne białe maski. I protestować. Gorycz i melancholia wypełnia ich po brzegi - i toczy, na podobieństwo rakotwora. Niektórzy frustrację rozładowują instynktowną agresją, inni snują się w miejskiej przestrzeni, sączą tanie drinki albo trochę droższą wódkę z prozakiem, wypełniają godziny i minuty opowieściami. Czasem chwytają się jakichś zajęć, na przykład sprzedają książki. A potem wydają całą tygodniówkę na chwilowy odlot, napędzany narkotykami, które nazywają boża opatrznością. Niektórzy tylko marzą - o ucieczce, o byciu kimś innym, o wyjściu poza. Jakby świat, o którym jeden z tych nadwrażliwców mówi, że "jest jak igła z przyspieszonym aidsem", był jedynie potężnym wysypiskiem śmieci. Zużytych produktów przemysłowych, wypalonych uczuć, zdradliwych idei.
Pragnąłem napisać przewrotną opowieść o rodzinie. Historię o rozpadzie więzi. Tytułowy Vorbl, wierząc w naukowe objaśnianie świata, pozostaje bezradny w stosunku do własnych emocji i do osób, które są tak naprawdę sobie obce, choć należą do rodziny. Metaforyczne potraktowanie teorii, przywołanej na wykładzie z fizyki, odsłania nie tylko niemożność porozumienia się, ale też bezpowrotną stratę tego, co wydawało się nie do zniszczenia: miłości, przyjaźni, wierności, ideałów. To również historia o samotności, o robieniu dobrej miny do złej gry, o życiu przegranym, choć pozornie zwieńczonym sukcesem. Tomasz Białkowski
„Ta historia pana zmieni” – powiada jeden z bohaterów powieści do mężczyzny, szukającego miałkich atrakcji na plaży. Zmieni, czyli otworzy oczy na świat inny, świat intrygujący, bo przesycony tajemnicą, świat nie z tej ziemi. Literatura rozrywkowa oferuje dziś wiele takich światów-półproduktów, światów-wytworów nowoczesnych technologii. Tyle że zwykle gubi się w nich człowiek. Marta Magaczewska całą siłą sugestywnego pióra buntuje się przeciw tej tendencji: przeciw uprzedmiotowieniu człowieka, przeciw traktowaniu kobiety jako rozrywki, przeciw miłości jako zetknięciu naskórków, jak pewien typ relacji męsko-damskiej trafnie określił Chamfort. Autorka „Zaćmienia” umieszcza swych bohaterów wśród malowniczych pejzaży Bretanii, ale uwagę koncentruje nie na egzotyce przyrody, lecz na pełnym napięcia byciu – gestach, słowach i milczeniu – mężczyzny i kobiety. Tworzy obraz zagadki nietypowej, dowodzi tego, że nieogarnionym i niepoznawalnym kosmosem potrafi być jedna drobna, krucha ludzka istota dla drugiej. Bohaterka powieści – Lydia-Mara-Vivienne – jak ptak niebieski wyrywa się w przestworza i właśnie tym swoim istnieniem na granicy światów przyciąga i zastanawia. Czy mężczyźnie, który zechce jej towarzyszyć, zdoła uświadomić, czym jest prawdziwa miłość, czy też – kaleka i niezdolna do uznania ziemskich praw ciążenia – stanie się jeszcze jednym wcieleniem femme fatale?
Opowiadania sześciu autorek i tyluż autorów, zgromadzone w tej książce, można czytać w sposób najprostszy z możliwych: jako pełne dramatyzmu pasjonujące historie, rozgrywające się między ludźmi. Ale i jako opisy nagłych spięć, wybuchów emocji, tłumionych z powodów rodzinnych, psychologicznych, religijnych, kulturowych. Dlaczego? Bo tych ludzi dzieli płeć? Bo jedni są mężczyznami, a drugie kobietami? Łatwo dziś o twierdzącą odpowiedź. Ale może radykalizm i napięcia w człowieku i w jego języku istnieją ab ovo? Zawsze kochał, tęsknił, cierpiał, nie potrafiąc sięgnąć ideałów, zaspokoić ambicji? Nienawidził i pożądał zemsty za swoją nie swoją nienawiść? „Zemsta jest kobietą” to nie tylko opowieść o konflikcie płci. To spotkanie. Wrażliwości, sposobów myślenia, stereotypów, klisz, języków. Spotkanie rodzących się indywidualności - w męskim i żeńskim wydaniu.
Siódma książka Piotra Ibrahima Kalwasa jest opowieścią o zwodniczej naturze znaków, wśród których człowiek porusza się przez całe życie, wśród których błądzi, przez które cierpi i których pożąda, sam stając się takim znakiem-rzeczą w picatriksie świata. I sam, jak inne znaki, budzi u jednych fascynację, a wstręt bądź nienawiść u innych. „Międzyrzecz” nie ma w sobie nic z nudnego traktatu. Kipi od emocji i uczuć: lęk, groza metafizyczna, patos spotykają się w niej z zachwytem urodą świata i dziecięcym pragnieniem niespodzianki i gry. Zapewnia więc rozmaitość doznań w pasjonującej podróży przez wielorakie stany ducha, czasy i krainy; symbole święte bądź przeklęte, znane z kultury judaistycznej, arabskiej i chrześcijańskiej, prowadzą w niej ze sobą dialog, szukają harmonii, która jednak rozpada się raz po raz, oscylując między apokalipsą a kabałą. Opowieść, wzbogacona przez ilustracje, staje się rodzajem labiryntu, próbą rozwiązywania zagadki życia i śmierci, wierności i zdrady; szyfrem ludzkiego losu. Kalwas nawiązuje do prozy Kafki i Borgesa, inspiruje się malarstwem niderlandzkim i arabskimi bajkami, swobodnie przerzuca bohatera książki w przestrzeni, od mglistych Wysp Owczych po zalane słońcem południe Europy, oraz w czasie, od współczesności po wieki dawne. Mnoży piętra opowieści, ale wciąż – nieco obsesyjnie – powraca do tych samych obrazów, wątków i przede wszystkim pytań o istotę pisarstwa. Kalwas, jak mało który pisarz, posiadł dar tworzenia wizji pełnych konkretów, sugestywnych, niemal namacalnych, a przy tym skrzących się od znaczeń. Robert Ostaszewski Bóg ma tu wiele imion i wiele mocy sprawczych, lecz wcale z nich nie korzysta. Bogiem może być pisarz, ale i czytelnik; Kalwas ironizuje pojęcie kreatora i podejmuje z tą definicją inteligentną grę. Mamy do czynienia ze specyficznym wizjonerem nowej prozy polskiej, któremu warto oddać głos i poświęcić czas. Jarosław Czechowicz
W tej powieści nic nie jest oczywiste. Młoda kobieta osiąga za granicą sukces w biznesie. Po powrocie z dziećmi do kraju unika ojca, nawiązuje niefortunny romans. Wolna od sentymentów, niechętna roztrząsaniu przeszłości, jednak właśnie w niej odnajduje ważne dla siebie znaki. Ojciec, który czekał na nią dziesięć lat, nie potrafi odbudować zerwanych więzi. Zamiast działać, kreuje rozmaite światy przeżyć, a uczucia kieruje ku świeżo poznanym wnukom, choć właśnie na córce radzi mu się skupić nawiedzająca go tajemnicza postać o niepewnej tożsamości. Czy odmienne modele życiowe przekreślą szansę na zbliżenie się córki i ojca? Czy wiadomość z przeszłości zmieni życie obojga? Czy można być silnym, będąc jednocześnie słabym? Czy pierwiastek męski i żeński dążą do równowagi? Czy Polska jest krajem, w którym da się żyć? Studnia jest powieścią o potrzebie bliskości i dylematach porozumienia. O tym, że często silne pragnienia sprawiają, że nie robimy nic, żeby osiągnąć cel.
Kobieta, mężczyzna, dwupokojowe mieszkanie, jedna doba – można by rzec: mocno ograniczona czasem i przestrzenią akcja. I byłaby to nawet prawda, gdyby bohaterowie, opowiadając siebie, raz po raz tych granic nie przekraczali.Gdyby autorka przez tytuł – a bohaterka przez próbę naśladowania Zbyszka Cybulskiego – nie nawiązywała do pewnego stylu życia, pewnych tęsknot tamtych czasów, budując przy tym sarkastyczny obraz współczesnych relacji damsko-męskich, odsłaniając mechanizmy i przyczyny dzisiejszych gier. To opowieść o miłości i śmierci, o chwilach, gdy jedno w zbyt ciasnym splocie tańczy z drugim, dowodząc, że człowiek albo umiera z miłości albo miłuje śmierć. A bohaterowie mają nie tylko tęsknoty, ale i ciała, i nie są to bynajmniej ciała astralne; są to ciała warte grzechu, więc też zdarza się im pogrzeszyć. Czy jest w tym polemika z modelem tęsknot, które uwiecznił pewien kultowy film? Autorka o powieści: Dla wielbicieli romansów mała przestroga – jeśli „Do niewidzenia, do niejutra” w ogóle przypomina romans, to nietypowy. Typowego nigdy bym nie napisała, bo nie wierzę pięknym jedynie słowom, które opiewają wyłącznie wzniosłe sentymenty. W tej historii spotkacie się również ze słowami brzydkimi i uczuciami niższego rzędu, czasem zupełnie niskimi. Może przy czytaniu zdarzy się Wam skrzywić z obrzydzeniem albo zarechotać z trwogą, lecz – mam nadzieję – może też pomyślicie, że jesteście bliżej rzeczywistości. Tu krzesło jest z reguły tylko krzesłem, a stół stołem, ale całość to najdonioślejszy akt odwagi wobec świata i zarazem szczerości wobec samej siebie. I nie jest ważne, czy Lo to ja albo czy Profesor istnieje, skoro historia o nich to ja; i na odwrót.
„Przystanek Londyn” to coś więcej niż szczegółowa relacja z pobytu w nowym kraju; to więcej niż zbiór emigracyjnych historyjek z życia wziętych; więcej też niż poradnik, jak nie zagubić się wśród zbijających z tropu okoliczności i nowych reguł. To rzecz o ścieraniu się tego, co swojskie i niechciane, z tym, co obce i pożądane; to bezkompromisowa analiza siebie, swych słabości i przeświadczeń, podsuwająca czytelnikowi lustro, w którym może się przejrzeć. To również test na zdolność polskiego marzycielstwa i anarchizmu do adaptacji w odmiennej rzeczywistości. Ten, kto rozważa możliwość emigracji, dzięki tej książce może poczuć nową realność, a wyleczyć się ze złudzeń ten, kto wierzy, że można zmienić miejsce, nie zmieniając siebie. O autorze Jacek Wąsowicz, z pochodzenia świdwinianin, od 2002 roku do ukończenia tej książki mieszkał na Wyspach Brytyjskich, które opuścił dla Meizhou w południowych Chinach we wrześniu br. Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego, z wykształcenia nauczyciel geografii. W Polsce pracował m.in. jako lektor angielskiego, przedstawiciel handlowy, specjalista ds. importu-eksportu, gastronom. Na Wyspach zdobył i wykonywał zawód grafika komputerowego. Pisał do polonijnego tygodnika „Polish Express”. Laureat nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Autor zbioru felietonów „100 kijów w mrowisko”. W Chinach uczy angielskiego oraz muzyki w szkole średniej.
1
z 1
skocz do z 1