Menu

Krzysztof Siwczyk

Nie każdemu poecie dane jest mówić tak wyrazistym i osobistym głosem. Krzysztof Siwczyk ma własny słownik, imaginarium i sposób wypowiedzi, który czyni go autorem rozpoznawalnym po kilku wersach. Na nowy tom zatytułowany Ludzie z taksydermii składają nieraz bardzo krótkie wiersze dotykające kwestii życia i śmierci, trwałości i przemijania. Tyle że te fundamentalne zagadnienia stanowią tu mroczną podszewkę zdarzeń i scen czasem porażających, a innym razem zupełnie banalnych. Wojna, polowanie, utrata, zwyczajny piątek, zwykłe jutro i wczoraj, groza technologii. Używając tylko sobie właściwego gestu poetyckiego, Siwczyk wywraca rzeczywistość na lewą stronę. „Kręgi schodzą w miejsce, w które wpadł kamień”, „plany poszły się kochać”, „dzień będzie dłuższy od najkrótszego”.
Krzysztof Siwczyk, o którym prof. Piotr Śliwiński pisał, że „Głośny start potrafił przekształcić w systematycznie i poważnie uprawianą sztukę” konsekwentnie przesuwa horyzont swojej poezji, bada możliwości i pojemność polszczyzny, a nowy tom wierszy jest tego widomym dowodem. I choć w coraz większym stopniu poeta jest zainteresowany kwestiami lingwistycznymi, nie rezygnuje jednak z zapisu doświadczenia egzystencjalnego, kreując obraz człowieka zanurzonego w świecie, we wspólnej codzienności.KodyZawezwani, dostarczeni pod bramę, zastaniprzez świt w odbiciu akustycznej kurtyny,sprawdzamy kody, przykładamy pod czytnik tożsamości,to my, ale nie da się potwierdzić, nie wrócimy na słowo,zostaniemy leżeć, zaśniemy w obcych piszczelach,w nowych krzesłach jak zwęglona armada, flotapowietrzna wchodząca w atmosferę, w ogniupytań cicha czyha noc, która nie następuje po dniu,w wieczystym hangarze trwa transfer, dorzuca do piecabrakujące rasy szybka taśma, zaczynają się schody,ruchome stopnie, historie jakich nie słyszał nikt, Ergonomgdy wdrażał zawsze działało, teraz też działa, popieli się jutrodo żywego złe, gorsze i najgorsze światło za nami,czasy bez zarzutu, wybywamy w porę: czarny, biały, żółtyjęzyk ciśnie się na usta, sam się prosi o wybaczenie,którego płomiennie nie udziela.
"Sekwencja z Widmowa" Rzeźnia lub szczalnia, dwa tylko ruchy dźwigarem w klatce pełnej zatopionych precjozów, ale huczy i obojętnie fuka, gdy kończy się przebieg szczękowego mechanizmu, zeskok w ramiona tego, który kocha bez względu na porę, bez zasad dób, biegniesz na macanego w olej upalnej nocy, przysiadasz w kąciku relaksu i masz zaniemówione oczy, z którymi nie wiesz co zrobić, na nic nie patrzeć, Widmowo, ale to tam właśnie lokuje się moment zawahania, w którym go odnajdziesz, ślepa lecz wciąż zaradna, bez wspomnień bliskich, dalszych już się nie ma.  
KREMATORIA I Dwa na półtora na pół Innego nie ma Wymiaru