Menu

Piotr Kitrasiewicz

Środowisko dyplomatyczne Berlina lat 30. XX wieku. Rosnący w potęgę hitleryzm, intrygi polityczne, pogłębiający się antysemityzm i bezkrwawe podboje Hitlera obserwujemy oczyma ambasadora RP Józefa Lipskiego, którego zadaniem jest budowanie jak najlepszych stosunków z włodarzami Trzeciej Rzeszy. Jednak po pewnym czasie Lipski zaczyna się orientować, że wierząc w deklaracje przyjaźni ze strony Hitlera, Göringa i Goebbelsa, uległ wielkiemu blefowi politycznych szakali. W skomplikowane i niebezpieczne relacje zachodzące w życiu politycznym i kulturalnym brunatnych Niemiec uwikłani są również inni Polacy mieszkający w Berlinie, z Polą Negri i Janem Kiepurą na czele. Pasjonującą, opartą na faktach opowieść czyta się niczym sensacyjną, pełną narastającego napięcia historię, w której dobra wola i zdrowy rozum przegrywają z irracjonalnym złem.
Władysław Broniewski, Julian Tuwim, Konstanty Ildefons Gałczyński, Tadeusz Boy-Żeleński – wybitni twórcy polskiej literatury, którym przyszło żyć w nieludzkich czasach. Każdy z nich, omroczony cieniem kremlowskiego tyrana, szedł na upokarzające kompromisy z komunistyczną władzą oraz z własną twórczością. Stalinizm na ziemiach polskich, przyniesiony na obcych bagnetach, stawiał naszych pisarzy w obliczu moralnych dylematów i tragicznych wyborów. Żeby istnieć jako twórcy, musieli ustawiać się razem z innymi w jednym chórze piewców nowego ustroju. Na dramatyczne układy z władzą decydowali się najwięksi i dotąd niezależni, bo tacy właśnie byli szczególnie pożądani przez reżim. Tak było jeszcze w latach 1939–1941 w zajętym przez Sowietów Lwowie, w którym Tadeusz Boy-Żeleński usiłował lawirować w obliczu najwyższego zagrożenia, z jednej strony idąc na ugodę z czerwonymi decydentami, a z drugiej kontynuując swoją wcześniejszą rolę propagatora literatury francuskiej. Tak było również w pierwszym okresie powojennym, kiedy wcześniejszy piewca proletariatu mający opinię niezależnego, Władysław Broniewski, oszukiwał samego siebie, że jego Słowo o Stalinie jest wielkim osiągnięciem poetyckim; kiedy Julian Tuwim wychwalał tyrana w przekonaniu, iż komunizm jest najlepszym „lekarstwem” na antysemityzm, a Konstanty Ildefons Gałczyński, metafizyczny liryk, starał się zadowolić władzę, żeby po prostu mieć z czego żyć. O tych czterech ludziach, uwikłanych w zbrodniczy system umysłowego zniewolenia, jest ta książka.
Poeci Maryna Cwietajewa i Osip Mandelsztam, autor Mistrza i Małgorzaty Michaił Bułhakow, twórca „Pancernika Potiomkina” Sergiusz Eisenstein – na losach tych czworga wybitnych artystów odcisnęło swoje śmiertelne piętno życie w bezpośrednim oddziaływaniu krwawego sowieckiego dyktatora i uruchomionej przez niego maszyny wszechobecnego terroru. W jej bezlitosne tryby mógł wpaść każdy, bez względu na zajmowaną pozycję, pochodzenie, zasługi i osiągnięcia. Ginęli komisarze ludowi, marszałkowie, sekretarze partyjni, inżynierowie, zasłużeni działacze rewolucyjni, a przede wszystkim masy zwykłych obywateli. Nie byli bezpieczni również artyści, których Stalin szczególnie cenił uważając, iż mają znaczny wpływ na ludzkie umysły, a nawet są „inżynierami dusz”. Żyli w sowieckim państwie niczym na stoku czynnego wulkanu, bo nieobliczalny dyktator, kierując się irracjonalnym podejrzeniem, osobistym uprzedzeniem lub wiarą w donos, mógł w każdej chwili kazać aresztować, zesłać do łagru lub zamordować. Mógł także, co zresztą czasem robił, nagradzać, rozsławiać i odznaczać, dawać mieszkania, samochody, dacze, zezwalać na zagraniczne wyjazdy. Jednak czas łaski trwał zazwyczaj krótko. W kraju rządzonym przez Stalina nikt nie mógł czuć się bezpiecznie.
Z Glasgow wypływa do Kanady luksusowy pasażerski transatlantyk pod brytyjską banderą wiozący kilkuset pasażerów. Są wśród nich angielskie damy, amerykańscy biznesmeni, Irlandczycy podążający za ocean za pracą, żydowscy emigranci, tłumy Europejczyków uciekających przed wojną, a także zrujnowany przedsiębiorca, nałogowy gracz w pokera oraz niemiecki dywersant. Jest również Laura, spragniona miłości nauczycielka z Londynu, płynąca do Montrealu, żeby objąć nową posadę, a tak naprawdę uciekająca przed swoim narzeczonym, a może sama przed sobą? Nie wie, że Gregory, którego obwinia o zranienie swoich uczuć, pragnie ją odzyskać i płynie tym samym okrętem, lecz na dolnym pokładzie. Na Atlantyku obojgu przyjdzie zmierzyć się ponownie ze swoimi emocjami, jak również z zagrożeniem wniesionym przez rozwijającą się wojnę. „Athenię” tropi bowiem uzbrojony w torpedy niemiecki U-Boot… Przejmująca opowieść o miłości rozgrywającej się na tle pierwszych dni września 1939 roku wprost kipi od napięcia, bo wątek psychologiczny autor po mistrzowsku połączył z elementami sensacyjnymi, politycznymi i militarnymi dając wiarygodny opis realiów wojny na terenie Wielkiej Brytanii tuż po wygaśnięciu ultimatum postawionemu przez ten kraj Trzeciej Rzeszy. Czyta się jednym tchem !
Środowisko dyplomatyczne Berlina lat 30. XX wieku. Rosnący w potęgę hitleryzm, polityczne intrygi, pogłębiający się antysemityzm i bezkrwawe podboje Hitlera obserwujemy oczyma ambasadora RP, Józefa Lipskiego, którego zadaniem jest budowanie jak najlepszych stosunków z włodarzami Trzeciej Rzeszy. Jednak po pewnym czasie Lipski zaczyna się orientować, że wierząc w deklaracje przyjaźni ze strony Hitlera, Göringa i Goebbelsa, uległ wielkiemu bluffowi politycznych szakali. W skomplikowane i niebezpieczne relacje zachodzące w życiu politycznym i kulturalnym brunatnych Niemiec uwikłani są również inni Polacy mieszkający w Berlinie, z Polą Negri i Janem Kiepurą na czele. Pasjonującą, opartą na faktach opowieść czyta się niczym sensacyjną, pełną narastającego napięcia historię, w której dobra wola i zdrowy rozum przegrywają z irracjonalnym złem.
Książka jest zbiorem recenzji ze spektakli w teatrach warszawskich z okresu ostatnich 10 lat. Autor z premedytacją nawiązuje do szkoły recenzenckiej wypracowanej przez przedwojennych mistrzów takich jak Tadeusz Boy-Żeleński, Antoni Słonimski, Karol Irzykowski czy Jan Parandowski. W dzisiejszych czasach, kiedy przenoszone na papier spotkania z Melpomeną nie posiadają indywidualnego odniesienia, służą schlebianiu koteriom, snobistycznym gustom oraz osobistym porachunkom, a w dodatku często są artykułowane za pomocą sięgającego bruku języka, warto zwrócić spojrzenie w kierunku okresu, w którym recenzent mówił po prostu to co czuł, oglądając spektakl, a po jego zakończeniu formułował swoje odczucia w słowie pisanym. Książka ta ma służyć delikatnej zachęcie do obcowania z muzą teatru - Melpomeną, która potrafi – w zależności od tego jaki „kapłan” ją reprezentuje – irytować, nudzić, złościć i zniechęcać, ale również zaciekawiać, zastanawiać, wciągać, współprzeżywać, pochłaniać, skłaniać do refleksji, prowokować emocje, zachęcać do przyjrzenia się bliźnim oraz samemu sobie.