Menu

Robert Romanowicz

Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika! Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane – tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka – przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik – bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza. Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających. Zwiedzanie, które dzięki „Przewodnikom” może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach. Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika! Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane – tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka – przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik – bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza. Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających. Zwiedzanie, które dzięki „Przewodnikom” może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach. Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika! Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane – tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka – przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik – bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza. Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających. Zwiedzanie, które dzięki „Przewodnikom” może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach. Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika! Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane – tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka – przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik – bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza. Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających. Zwiedzanie, które dzięki „Przewodnikom” może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach. Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Decydując się na wyjazd z dziećmi w wakacje, ferie czy na weekend, gdy celem jest ciekawe pod względem turystycznym miasto, zwykle dorośli opiekunowie mają już gotowy plan zwiedzania. Dzieci mniej lub bardziej chętnie w tych wycieczkach biorą udział, a ich rola najczęściej sprowadza się tylko do uczestnictwa. A co by było, gdyby to one były organizatorami wypraw? Cóż, potrzebowałyby tylko przewodnika! Kazimierz Dolny, Kraków, Wrocław, Warszawa i Zakopane – tych pięć miast zostało wytypowanych jako atrakcyjne turystycznie dla najmłodszych. Każdemu z nich poświęcona jest wygodnych rozmiarów książeczka – przewodnik. W nim zaś cele podróży wskazuje sympatyczny królik – bohater powołany do życia przez niezawodnego ilustratora, Roberta Romanowicza. Przewodniki praktycznie nie zawierają tekstu, nie licząc nazw obiektów, przetłumaczonych na trzy języki: angielski, niemiecki i hiszpański. Operują obrazem, który jest najcelniejszym przekazem dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać lub dopiero tę umiejętność nabywających. Zwiedzanie, które dzięki „Przewodnikom” może przybrać formę interaktywnej zabawy, to znakomity pomysł na wycieczki z dziećmi, aktywizujący je i dostarczający dużo satysfakcji, a także okazja do wspólnego zdobywania wiedzy o odwiedzanych miejscach. Publikacja w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hiszpańskim.
Różne znać rzeczy imiona. Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny. Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę. Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru. U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo. Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii… Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie. Recenzja: Agata Hołubowska
Różne znać rzeczy imiona. Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny. Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę. Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru. U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo. Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii… Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie. Recenzja: Agata Hołubowska
Różne znać rzeczy imiona Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny. Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę. Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru. U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo. Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii… Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie. Recenzja: Agata Hołubowska
Różne znać rzeczy imiona. Naukowcy dowiedli, że mózg człowieka jest najbardziej elastyczny do 6. roku życia. Wtedy z łatwością chłonie wiedzę i języki obce, i nigdy później nie będzie w stanie przyjąć aż tak dużej dawki informacji. Wtedy też najlepiej uczyć dzieci akcentu, gdyż niewykształcony jeszcze w pełni aparat mowy jest w stanie wypowiedzieć właściwie wszystkie dźwięki. Im starszy, tym – tak samo jak mózg – coraz mniej elastyczny. Wynika z tego, że zapoznawanie maluszków z obcą mową już od pierwszych dni życia nie jest wcale fanaberią ani przejawem nadmiernych ambicji rodziców, jak niektórzy próbują to traktować. To raczej gimnastyka dla umysłu i aparatu mowy niż robienie z dziecka geniusza na siłę. Nawet więcej – powinno to być obowiązkiem rodziców, bo wczesne poznanie obcego języka ułatwi dzieciom jego naukę. Warunek jest jeden: nauka powinna odbywać się przez zabawę i w żaden sposób nie może kojarzyć się z przykrym obowiązkiem. Powinna być podejmowana niejako przy okazji i tylko wtedy, gdy maluch ma na nią ochotę. Wydawnictwo Tashka wyszło z propozycją takiej właśnie nauki i zawarło ją w czterech książeczkach, które stworzył Robert Romanowicz, ilustrator związany z wydawnictwem niemalże od początku jego istnienia. Są to: „Pojazdy”, „Zwierzęta”, „Przedmioty” i „Jedzenie”. Przedmioty z życia codziennego zostały pogrupowane, a każdy z nich podpisany jest w czterech językach: hiszpańskim, francuskim, angielskim i polskim. Tak właśnie może wyglądać pierwsze spotkanie z językiem obcym. Spotkanie tym bardziej atrakcyjne, że znakomicie zilustrowane – wielobarwnie, z lekkością i dużym poczuciem humoru. U Roberta Romanowicza produkty spożywcze są radosne, nawet gdy za chwilę mają być zjedzone, a kierowcy pojazdów uśmiechają się od ucha do ucha, ciesząc się z jazdy. Ponadto na ilustracjach ukrytych jest wiele zaskakujących szczegółów, które niełatwo odkryć za pierwszym razem. Dzieci są zdecydowanie lepszymi wykrywaczami takich niuansów i to im należy zostawić pierwszeństwo. Sam dobór przedmiotów tworzących poszczególne książeczki bywa również zaskakujący. Na przykład w „Pojazdach” pojawiają się monocykl, balon i batyskaf, czyli mało popularne środki komunikacji. W „Przedmiotach” czuć pewną nutkę sentymentu – telefon starego typu z okrągłą tarczą czy też śmieszny telewizor dalekie są od tego, co widać we współczesnych sklepach z elektroniką. Romanowicz zazwyczaj przywołuje w swych ilustracjach przeszłość, nie goni za nowoczesnym designem. Jest w tym pewna przewrotność, nawet melancholia, ale też mała lekcja historii… Te książeczki-słowniczki mogą także pomóc w komunikacji pomiędzy dziećmi z różnych krajów. Nie tylko Polacy coraz częściej wychowują swoje dzieci za granicą, ale też i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj. Dzieci w przedszkolach porozumiewają się na różne sposoby. Taka książka to całkiem przyjemny prezent w multikulturowym i wielojęzycznym świecie. Recenzja: Agata Hołubowska
Do zabawy słowem i obrazem To jest ciekawa sytuacja, gdy ilustrator zabiera się do pisania tekstów i tworzenia książek autorskich, które stają się dziełami jednolitymi i komplementarnymi. Tak stało się z Robertem Romanowiczem `naczelnym ilustratorem wydawnictwa Tashka` (jeśli mogę sobie pozwolić na nadanie mu takiego tytułu), spod którego pióra, pędzla, ołówka, klawiatury i Bóg wie, czego jeszcze, powstały ostatnio dwie książki. Jedną z nich są `Rymowane cyferki`. Tutaj artysta wcielił się także w poetę i napisał do każdej cyfry od 1 do 10 po dwa rymowane wersy, które tworzą groteskowy opis tego, co dzieje się na ilustracji. A dzieje się sporo! Parówki w sputniku,ośmiornica licząca okna w kamienicy, jajka tańczące w wytłaczance przy dźwiękach płynących a gramofonu... A to jeszcze nie wszystko! Trudno się tu nie uśmiechnąć, a jeszcze trudniej... oprzeć urokowi ilustracji. Robert Romanowicz trafia do małego czytelnika humorem, ożywianiem rzeczy, które pozornie życia w sobie nie mają (ot, choćby takie słoiki śmiejące się z muchy), ciepłymi barwami i celowym `postarzeniem` ilustracji, który to efekt sprawia, iż wydają się one stworzone dawno temu, jakby same w sobie miały bogatą historię i niejedno przeszły. Albo zostały odnalezione po latach na jakimś zakurzonym strychu. Nadaje im to rys pewnej tajemniczości, zupełnie jakby coś jeszcze mogły przed ciekawymi świata oczami ukrywać. Kartonowa książeczka będzie nie tylko impulsem do poznania cyferek przez małe dzieci, ale także zabawą słowem, szczególnie tym rymowanym. Starsze dzieci, próbujące samodzielnie składać litery, zachęci do trenowania sztuki czytania. Wreszcie będzie okazją do miłego spędzenia czasu z książką (może nawet po raz pierwszy?), która została starannie zilustrowana i wydana, z dbałością o estetyczną edukację najmłodszych. Agata Hołubowska?
Snuj się opowieści, snuj... Robert Romanowicz dał się już poznać jako znakomity ilustrator - autor treści graficznych do tekstu napisanego przez kogoś innego. Teraz występuje w nowej roli - jako twórca książki autorskiej, w której obraz jest równie ważny jak słowo. `Mali opowiadacze` to zestaw ilustracji - portretów zwierząt lub dziwacznych stworów, które opisane są za pomocą trzech krótkich początków zdań. Może poznamy imię, a może nie... Może dowiemy się z nich, skąd dana postać przyszła, a może wcale nie będzie nam to potrzebne? Bo w tej książce to nie wiedza z niej wydobyta jest istotna, lecz to, co przekazuje czytelnikowi, a właściwie widzowi, obraz. Obraz kolorowy, ale nieskomplikowany, stworzony w stylu retro, jakby już naznaczony upływającym czasem. Tutaj pole do popisu ma wyobraźnia, która tytułowym małym opowiadaczom ma podpowiedzieć ciąg dalszy historii albo... stworzyć ją od początku. Idea tej książki, jak sądzę, jest taka, by nie tylko pobudzić wyobraźnię, ale także nauczyć dzieci głośnego artykułowania własnych myśli, budowania zdań i wreszcie niełatwej sztuki opowiadania. Początkującym czytelnikom pomoże również w doskonaleniu umiejętności czytania. Ważne, by w pobliżu znalazł się uważny i cierpliwy słuchacz, który zechce usłyszeć najbardziej nieprawdopodobne historie...Opowieści, które z każdym otwarciem książki mogą odżywać i powstawać na nowo. Książka celowo jest kartonowa, by mogła dłużej służyć i częściej być otwierana. Agata Hołubowska