Menu

Maciej Wiszniewski

Dziś powszechnie zapanowały ignorancja, strach, materializm, fanatyzm. Jednak to nie jest możliwe, żeby wszyscy ludzie wyłącznie tym się kierowali i żyli w tak urojonym świecie. Czy tylko jednostki widzą i czują inaczej, zdając sobie sprawę, gdzie tak naprawdę żyjemy i co tu robimy? Dlaczego brakuje tych, którzy podniosą wzrok i powiedzą nam prawdę oraz wskażą, jak mamy żyć? Dlaczego nikt nie mówi o siłach, które działają na nas, by obniżały nam wibracje? W książce często akcentuję „obecność”, ponieważ jest mi bliższa niż słowo „Bóg”. Natomiast, jeżeli chodzi o samo połączenie z Nim, to każda religia ma już swój własny opis. Osobiście uważam, że słowo „przymierze” w religii chrześcijańskiej jest bardzo trafne, ponieważ z jednej strony pokazuje nam miłość Boga do człowieka i człowieka do Boga, a z drugiej strony – obietnicę złożoną przez nas Bogu. On nam zaufał, że mając wolną wolę, pójdziemy w życiu drogą miłości, współczucia i wrażliwości, będziemy przestrzegać praw i zasad Wszechświata. Zawierzył nam, że wchodząc w niewiedzę ciemności, pragnienia i strachu, nie zerwiemy naszej umowy i będziemy w Nim trwać. Zaufał, że nie damy się skusić siłom zła, napędzanym przez pychę, żądzę i ignorancję, które popychają w otchłań zapomnienia. Dlatego myślę, że można nazwać to przymierzem, ponieważ w zamian za dotrzymanie tej obietnicy, otrzymaliśmy od Boga wolność, wolną wolę i samo życie. W codzienności takie przymierze można nazwać słowami amor fati, które w języku łacińskim oznaczają „miłość do losu”. Niestety, obecnie to pojęcie jest mało znane, zwłaszcza gdy panuje konformizm oraz tak powszechny kult ciała i mamony, że miłość do własnego losu nie tylko jest niemodna, jest wręcz oznaką zacofania i słabości. W dzisiejszych czasach tylko człowiek pokorny i połączony z Bogiem, kiedy „obecność” pojawia się w pełni, może powiedzieć, że wszystko co go spotyka, jest słuszne i dzieje się dla jego dobra. Taki człowiek patrzy już na drugiego człowieka, którego wcześniej poznał, z wdzięcznością. Na tego, którego dzisiaj poznaje, patrzy z szacunkiem, a na tego, którego dopiero pozna, będzie spoglądał z nadzieją. Może przy tym stwierdzić, że każdy człowiek jest jego częścią? i patrzeć na niego przez pryzmat swojego wnętrza, własnych przeżyć i czynów, by ujrzeć jego prawdziwe odbicie i wpływ tego odbicia na własne życie. Takie przymierze miałem na myśli, używając słów amor fati. Wolna wola będzie trudna do uchwycenia, bo ma moc sprawczą daną nam od Boga. Kiedy nie potrafimy oprzeć się żądzy, pragnieniom i ignorancji, to zmieniamy ją w manicheizm, a gdy przegrywamy swoje życie, to przeradza się w determinizm. Dlatego, czytając tę książkę pamiętaj proszę o źródle powstania wolnej woli w naszym życiu, bo to ją później będzie definiować – nasza historia. Ogólnie jest to książka, która może przewartościować sens życia i poruszyć niejedną strunę w Duszy człowieka. Może również sprowokować w końcu do zadania sobie jednego podstawowego pytania: Kim jestem?
Na początku jeszcze o tym nie wiedziałem, nie rozumiałem, jak ważną podróż odbyłem.Kilka tygodni życia w Tybecie sprawiło, że napisałem tam książkę. Jest ona wypadkową historii ludzi, których spotkałem w swoim życiu, własnych porażek, przemyśleń oraz podróży na około góry Kajlas. Teraz, gdy się obnażam przed Tobą, czuję, że granice wszystkiego się rozmywają. Wstydu, niemożności, zasad, głupoty, uśmiechów, opinii. Mądrości, podziwu, niewiedzy, zafajdanego społeczeństwa, spojrzenia w oczy. Ludzie odradzają się na nowo, nie z pięknych rzeczy i wzniosłych ideałów, lecz z sytuacji dla nich najbardziej słabych, wstydliwych i takich, o których chcieliby zapomnieć. Często z popełnionych błędów. Lecz nie należy się tego wypierać, bo to jest część nas i właśnie z niej powstaliśmy. To porażki nas wzmocniły, a nie sukcesy.Przyszedł czas, żeby tworzyć coś nowego, a nie utrzymywać to, co stare. Cóż znaczy to, co przeżyliśmy, w porównaniu z tym, co jest przed nami?Maciej Wiszniewski
W swoim życiu poznałem wielu ludzi. Na niektórych czekałem przez całe życie, a niektórzy przyszli sami, bez zaproszenia. Każdy z nich wniósł coś do mego życia. Dzisiaj są dla mnie miłym wspomnieniem albo lekcją. Dlatego z wiekiem zrozumiałem, że spotkanie każdego człowieka na mojej drodze nie było przypadkowe i miało jakieś znaczenie.Zrozumiałem, że ładna twarz, miliony na koncie nic nie znaczą, gdy człowiek ma brzydkie serce, a prawdziwy przyjaciel, który może pomóc lub potrafi wydobyć ze mnie to, co najcenniejsze, wart jest więcej niż setki moich znajomych czy krewnych. Dlatego wierzę, że ludzie, których spotykamy w naszym życiu, sprawiają, że stajemy się lepsi, że wydobywają z nas to, co jest ukryte.