Menu

Latarnik

Latarnik
Znany z wielu programów telewizyjnych, a ostatnio kanałów internetowych, krytyk filmowy Tomasz Raczek opowiada co się stało z telewizją w ciągu niecałego stulecia jej istnienia, gdy stała się największą siłą kształtującą popkulturę i wyobraźnię współczesnych ludzi. Autor skorzystał z własnych doświadczeń w pracy przed kamerą, odsłaniając kulisy, sypiąc anegdotami i bez wahania przytaczając nieznane historie z udziałem sławnych osób. 45 lat temu poznałem Leslie Mitchella, człowieka, od którego zaczęła się historia telewizji. Gdy postanowił przekazać mi jej największą tajemnicę, poczułem się wybrańcem. Od prawie pół wieku mówię do kamery, ale nie tylko: przez te wszystkie lata zarządzałem kanałami telewizyjnymi, kupowałem dla nich filmy, produkowałem programy, przeprowadzałem wywiady, przyjmowałem role w serialach, przebierałem się, opowiadałem, oceniałem i byłem oceniany, dostawałem nagrody i je wręczałem. Jednak nigdy nie stałem się niewolnikiem małego ekranu – obserwowałem go uważnie, raz po raz z niepokojem odnotowując pojawiające się na nim rysy. Aż wreszcie zrozumiałem, że sielanka się skończyła – w ciągu pół wieku telewizja przebyła prawie cały cykl od świtu do zmierzchu, rozsypując się w ostatnich latach na kawałki coraz mniej ważnych dokonań. Wielka tajemnica Mitchella poniewiera się gdzieś w kącie, a dzisiejsi dozorcy formatów nie mają już w sobie nic z wizjonerów. Wtedy okazało się, że duch napędzający w połowie ubiegłego wieku rozwój telewizji przeniósł się do internetu i na dobre urządził na YouTubie. Cóż miałem robić, pobiegłem za nim i odnalazłem to, co napędzało mnie przez wszystkie dotychczasowe lata. Teraz ja, jak kiedyś Leslie Mitchell, chcę wam przekazać tę tajemnicę. Czytajcie, działajcie i przekazujcie ją dalej. Tomasz Raczek
Legenda duetu krytyków filmowych Zygmunta Kałużyńskiego i Tomasza Raczka, którzy w telewizyjnym cyklu „Perły z lamusa“ przez ponad dziesięć lat prezentowali historię kina jako fantastyczną przygodę i zarazem rozwibrowane lustro współczesnego świata, trwa do dzisiaj i nic nie wskazuje, by siła tej pamięci miała słabnąć.Ta książka nie powstałaby, gdyby nie prośby widzów, by opowiedzieć o fenomenie duetu i o tajemnicy jego sukcesu. Stała się ona też okazją do przypomnienia oryginalności dialogów które prowadzili Kałużyński i Raczek, a także przybliżenia historii ich rozwijającej się na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza XX wieku współpracy.Czytelnik znajdzie tu barwne opowieści o najbardziej kochanych filmach z przeszłości. Nie zawsze tych najbardziej utytułowanych, nie tych najwyżej ocenianych przez filmoznawców, ale właśnie tych najbardziej kochanych przez widzów. Kalejdoskop anegdot filmowych łączy się tu z nie mniej sensacyjnymi, czasem zabawnymi perypetiami autorów „Pereł z lamusa“, które przeżywali podczas tworzenia ich telewizyjnego cyklu. Dzięki tej historii wielu miłośników filmów, którzy lubią o nich dyskutować, ma szansę przekonać się, że spór nie musi być kłótnią, a inne zdanie powodem wykluczenia. Że nawet w dzisiejszym zerojedynkowym świecie jest miejsce dla ludzi, którzy potrafią się różnić w sposób, który ich zbliża, a nie oddala. Ta książka jest o przyjaźni.Pierwsze „Perły z lamusa“ zostały wyemitowane w 1989 roku. Dla mnie oraz dla moich licealnych koleżanek i kolegów stały się wydarzeniem. Tomasz Raczek i Zygmunt Kałużyński udowodnili nam, że dawne filmy to nie zakurzone ramoty. Skąd! Te filmy żyją! Nadal wywołują emocje i potrafią zachwycać. Wciąż uświadamiają nam, czym jest otaczający nas świat, i pomagają go nam zrozumieć. Dzięki „Perłom z lamusa“ dotarło do mnie, że film nie ma daty przydatności do oglądania. Za to już zawsze będę wdzięczny Tomkowi i Zygmuntowi.Marcin Szczygielski
Pierwsze „Perły z lamusa” zostały wyemitowane w 1989 roku. Dla mnie oraz dla moich licealnych koleżanek i kolegów stały się wydarzeniem. Tomasz Raczek i Zygmunt Kałużyński udowodnili nam, że dawne filmy to nie zakurzone ramoty. Skąd! Te filmy żyją! Nadal wywołują emocje i potrafią zachwycać. Wciąż uświadamiają nam, czym jest otaczający nas świat, i pomagają go nam zrozumieć. Dzięki „Perłom z lamusa” dotarło do mnie, że film nie ma daty przydatności do oglądania. Za to już zawsze będę wdzięczny Tomkowi i Zygmuntowi. Marcin Szczygielski
Antosia w bezkresie Marcin Szczygielski Kiedyś myślałam sobie tak: "Ach, jakiż to pech urodzić się w Polsce! U nas nic a nic się nie dzieje! Ani zorzy polarnej, ani lekkiego choćby trzęsienia ziemi czy porządnej trąby powietrznej! Wszystko takie nudne, takie zwyczajne, bezpieczne. Takie cywilizowane". Marzyłam, aby coś wreszcie zaczęło się dziać! No i się spełniło. Nadeszły "ciekawe czasy". Przetoczyły się niczym walec przez nasz dom, a potem porwały mnie na drugi koniec świata. I wiecie, co wam powiem? Bardzo szybko przekonałam się, że o katastrofach i mrożących krew w żyłach przygodach przyjemnie tylko się czyta w książkach. Antosia mieszka w leśniczówce Brentówka na Kresach Wschodnich. Spokojny, dostatni i szczęśliwy świat dziewczynki rozpada się we wrześniu 1939 roku, gdy Polskę atakują hitlerowskie Niemcy, a zaraz potem sowiecka Rosja. Ojciec Antosi trafia na wojnę, a ona razem z matką zostają aresztowane przez NKWD i deportowane do Kazachstanu. Dziewczynka musi szybko dorosnąć, żeby przetrwać w świecie, w którym panują nędza, terror NKWD i komunistyczna propaganda. Razem z nową przyjaciółką Rutką wymyślają dziesiątki sposobów na to, jak wywieść w pole pozbawionego wszelkich skrupułów enkawudzistę Kupczyszyna, który traktuje ich kołchoz jak prywatny folwark, jak zdobyć choćby odrobinę jedzenia i jak uchronić się przed nadciągającą wielomiesięczną zimą - tak srogą, że woda w studni zamienia się w lód. Przez pryzmat tułaczych losów swojej bohaterki Marcin Szczygielski opowiada o dramacie tysięcy polskich dzieci, które podczas II wojny światowej zostały na rozkaz Stalina pozbawione domu i przymusowo wywiezione do Kazachstanu i na Syberię. Ta unikatowa we współczesnej literaturze dziecięco-młodzieżowej powieść przybliża młodym czytelnikom mało znane wydarzenia z historii Polski, które teraz przypominają się w obliczu rosyjskiej napaści na Ukrainę.
Dwanaście bohaterek i dwanaście historii. Różne miejsca, różne czasy i różne problemy. Niekiedy zwykłe, codzienne, ale w niektórych przypadkach naprawdę dramatyczne - takie, od rozwiązania których zależy czyjeś życie. Okazuje się, że każdemu z tych wyzwań można z powodzeniem stawić czoło, szukając siły w sobie lub z rozwagą przyjmując pomoc życzliwych osób. „W kółko o dziewczynach” to zbiór opowieści o tym, jak wybierać ścieżki, którymi podążamy przez życie. I choć wyłącznie dziewczyny są bohaterkami tych historii, to jednak nie wyłącznie do dziewczyn są one skierowane.
Rzeczy, które widuje Michalina, bywają niebezpieczne, zabawne, ciekawe, dziwne, piękne, brzydkie, niekiedy straszne, ale nigdy, przenigdy nie są zwyczajne. Oczywiście mowa tu o rzeczach, których inni poza nią nie dostrzegają. Michalina, która niebawem skończy dwanaście lat, ma już tyle oleju w głowie, żeby o rzeczach tych nikomu nie opowiadać, bo – jak sądzi – nie są rzeczywiste. Pewnego dnia okazuje się się jednak, że nieprawdziwe rzeczy mogą być naprawdę przerażające, a jej niezwykły dar sprowadzi na Michalinę i jej bliskich śmiertelne niebezpieczeństwo...
Nowy tata, nowy brat i nowy dom… Dla Agi to trochę za dużo, bo przecież Paweł wcale nie jest jej ojcem, a tylko przyjacielem mamy. Jego syn Aleks wcale nie jest jej bratem, a musi z nim zamieszkać pod jednym dachem. Natomiast ich nowy dom… Ten dom to chyba największy dramat! Nie dość, że leży daleko od miasta; że jest wielki i zrujnowany, to jeszcze te dziwne dźwięki i szepty, które dobiegają zza ścian… I te tajemnice, o których nikt nie chce rozmawiać! Dlaczego nie wolno chodzić nad staw? Dlaczego tak ważne jest, aby w ogrodzie kwitły fioletowe róże? Kim była niezwykła kobieta, której portret Aga znalazła w skrytce? I jak do tego wszystkiego ma się trzynaście zaginionych dziewczynek? Poszukując odpowiedzi na te pytania, Aga przypadkowo budzi coś, co od dekad drzemało w wodnej głębinie. Fioletowe róże więdną, dom sam zaczyna się naprawiać, a ścieżka wiodąca nad staw staje otworem. Lada dzień Wywierzysko pochłonie czternastą ofiarę! Chyba, że uda jej się na czas odnaleźć zagadkowy piąty wers pewnego zaklęcia…
Omega - to nick zdystanswowanej do rzeczywistości i samotnej Joasi, która aby uporać się ze wszystkimi zmianami w jej życiu ucieka w świat wirtualny. W dni swoich dwunastych urodzin dziewczynka otrzymuje tajemniczą wiadomość. Wchodząc w przesłany link przenosi się do gry, której zasad nie zna. Warszawa zmienia się pole niebezpiecznej rozgrywki, a żeby wrócić do normalnego życia musi przejśc jej wszystkie poziomy. Jako wsparcie ma rosnące w niesamowitym tempie Dziecko oraz Babule, zombie zmarłej niedawno babci. Czy Omedze uda wyjść z gry?
Miasto, w którym mieszka Leo jest tak stare, że wszyscy zapomnieli, jak kiedyś się nazywało. Ale nikomu to nie przeszkadza. Miasto jest ogromne i wspaniałe, jego mieszkańcy sympatyczni i życzliwi. Chyba trudno o lepsze miejsce do życia. Jednak ostatnio coś zaczęło się tu zmieniać. Pani Adela, sąsiadka z bloku Leo, uważa, że „ludziom znudziło się być dobrymi”. Rzeczywiście, z dnia na dzień stają się coraz bardziej podejrzliwi i wrogo nastawieni nawet do bliskich. Leo jest pewny, że ma z tym coś wspólnego dziwna, szkarłatna konstrukcja, powstająca w śródmieściu. Postanawia rozwikłać zagadkę czerwonego automatu i za wszelką cenę zapobiec nadciągającej katastrofie. Kierując się niezwykłą mapą, którą zostawił chłopcu jego nieżyjący od wielu lat ojciec, Leo wyrusza na niebezpieczną misję, wspierany przez nieco dziwną siostrę jego najlepszego kumpla Annę oraz pewnego starożytnego, bardzo kapryśnego skrzydlatego boga.
Weronika niedługo kończy czternaście lat. Nic nie układa się jej tak jak powinno. Miała pójść do gimnazjum, jednak wciąż musi uczyć się w podstawówce – w dodatku w innym mieście. Miała z mamą zacząć nowe, wspaniałe życie w Warszawie – spotykają ją tam wyłącznie przykrości i niepowodzenia. Z nikim nie udało jej się zaprzyjaźnić, nikt jej tu nie lubi, w dodatku wpakowała się w potężne tarapaty, o których nikomu nie może opowiedzieć. Ale zaraz… Może jest jednak ktoś, komu mogłaby się zwierzyć? Ktoś, kogo nikt nigdy nie posądziłby o to, że mógłby stać się materiałem na przyjaciela dla trzynastolatki? Ktoś równie samotny jak ona – i podobnie jak ona – bezradny? Niespodziewana znajomość stanie się dla Weroniki ekspresową podróżą do dorosłego życia, podczas której czeka ją wiele niebezpiecznych zakrętów i niejedno wstrząsające doświadczenie.
Effi tego samego dnia wkracza w dorosłość i... traci wszystko – cumujący w pasie planetoid prom kosmiczny, na którym dorastał, zostaje unicestwiony przez drony Federacji, a w eksplozji ginie matka bohatera. Wśród szczątków kampera cudem udaje mu się odnaleźć fragment jej ciała, który zamyka w kriokapsule i wyrusza na Duat – wyniszczoną w wyniku kilkusetletnich wojen genetycznych Ziemię. Liczy na odnalezienie czynnego laboratorium, w którym zdoła przywrócić matkę do życia. Okazuje się, że planeta wcale nie przypomina martwego, toksycznego świata znanego dotychczas z internetowych przekazów. Czekają tam na niego wielka przygoda, wielkie niebezpieczeństwo, wielka tajemnica i skomplikowana miłość. Space opera osadzona w uniwersum starożytnego Egiptu. Szczygielski z filmowym rozmachem prowadzi czytelnika po bezkresnych międzyplanetarnych przestrzeniach oraz nieznanych krainach wypełnionych zmutowanymi stworami rodem z literatury postapokaliptycznej.
Dwunastoletni Łukasz wyjeżdża z mamą samochodem na wymarzone wakacje. Mają wypadek, po którym chłopiec trafia do szpitala, a stamtąd do pensjonatu swojej ciotki w niewielkim nadmorskim miasteczku. Nie potrafi przystosować się do nowego życia – nie dogaduje się ani z ciotką, ani z innymi dziećmi. Czuje się samotny i marzy, by wyrwać się z obcego mu miejsca. Przypadkowo odkrywa, że niebieskie drzwi w starym pensjonacie można otworzyć tak, by zaprowadziły go do innego świata. Baśniowego, tajemniczego i na pozór przyjaznego, choć Łukasz szybko się przekona, że tylko do czasu... Za niebieskimi drzwiami Marcina Szczygielskiego to – podobnie jak Omega i Czarny Młyn tego samego autora – książka dla młodzieży. Można ją nazwać powieścią przygodową czy obyczajową, choć znajdziemy w niej też liczne motywy znane z literatury science fiction i horrorów. Niezwykle precyzyjnie jest w niej budowane napięcie – prosta na początku fabuła obfituje w nieoczekiwane zwroty, nic też nie zapowiada zaskakującego finału… Równie ważne jak pochłaniająca czytelnika akcja jest jednak to, że książka tak wyraziście mówi o emocjach współczesnych nastolatków – ich samotności, marzeniach, wyborach – oraz nieumiejętności budowania relacji zarówno z rówieśnikami, jak i z najbliższą rodziną. To także historia poszukiwania ojca, którego Łukasz nigdy nie poznał, a za którym tęsknił przez całe swoje dwunastoletnie życie.
Cześć! Mam na imię Michał i chcę opowiedzieć Wam o nas - niewidzialnych dzieciakach z „Dębowego Lasu". O Kiwaczku, Sylwii, Meandrze i całej reszcie. I o naszym teatrze. I o wielkiej premierze sztuki, którą postanowiliśmy wystawić 13 grudnia 1981 roku... Pechowy dzień, nie czarujmy się, Wiktor od początku to powtarzał. Opowiem też o ciociach Joli, Matyldzie, Lucynie i lrminie. I o Mechanicznym Dziadku. I o Kaloszu! I jeszcze o Mirku i Kalarepie... Kurczę, nie będę dalej wymieniał, bo tu jest za mało miejsca - najlepiej chyba będzie, jeśli po prostu zaczniecie czytać. O ile macie trochę wolnego czasu, oczywiście. Macie? To super! A jeśli nie, no to trudno. Ale tak czy siak pozdrawiamy Was serdecznie - ja i wszystkie inne niewidzialne dzieci. Spróbujcie nas dostrzec.
Powieść pachnąca latem, morzem, wakacjami w Grecji i? zakazaną miłością. Gdy życie nie pozwala być sobą, przypadek może uruchomić lawinę zdarzeń, której nie da się zatrzymać i po przejściu której już nic nie będzie takie jak dawniej.
Jadanie w domu... ... może być znakomitą okazją do likwidowania stresu, do relaksu przy kuchni. Jest ono także znacznie tańsze, częstokroć smaczniejsze i - słowo honoru! - zajmuje mniej czasu niż stołowanie się w restauracji, gdzie przecież także czekamy na przygotowanie potrawy. Skorzystajcie więc z przepisów podanych w tej książce. Kto nie nauczył się gotować, podpatrując babcię lub mamę, teraz może wysłuchać pouczeń doświadczonych autorów i praktyków zarazem.
Z szarej i nieprzyjaznej Europy Wschodniej młody Marek ucieka na Zachód. Ląduje w Ameryce, w Hollywood. Tu zderza się ze światem kalifornijskiego blichtru i pogoni za sukcesem. Szybko jednak ta Wielka Podróż za ocean nabiera kosmicznego wymiaru. Na planie filmowym poznaje Gosię, biorą symboliczny ślub w rezerwacie Indian Hopi w Arizonie, po czym już jako Bacavi i Owatsmo zanurzają się w fascynującym „Zaginionym Świecie” Majów, Azteków, Inków, Olmeków i Zapoteków. Podróżują do Meksyku i Gwatemali, by sięgnąć szczytów zapomnianych cywilizacji. Marek Probosz w dziewięciu opowiadaniach szkicuje obraz swojego życia, w którym już od najmłodszych lat realistyczne doświadczenia i fakty przekształca w fantastyczne obrazy. Autor inspiruje się egzotycznymi dla Europejczyka kulturami obu „zaginionych” Ameryk. Pokazuje, że życie toczy się w przestrzeni, która ma więcej niż trzy wymiary.
W 1966 roku Anna German, nazywana wówczas „Białym Aniołem polskiej piosenki”, wyjechała do Włoch, aby zrobić światową karierę. Trasa koncertowa, występy telewizyjne, festiwal w San Remo, (to wtedy narzeczony Dalidy Luigi Tenco z rozpaczy, że jego piosenka „Ciao, amore, ciao” nie przeszła do finału, popełnił samobójstwo). German wszędzie budziła zachwyt. Niewysocy włoscy konferansjerzy mieli z nią kłopot, bo przerastała ich o głowę. Jeden z nich zapytał ją nawet bezczelnie: „Ile metrów pani sobie mierzy?”. Odpaliła mu natychmiast, po włosku: „To nie istotne; ważne, że jestem wyższa od pana”. Publiczność zawyła z podziwu. Szczęście trwało kilka miesięcy. 28 sierpnia 1967 roku, wracając z koncertu, Anna German została ciężko ranna w wypadku samochodowym na autostradzie Słońca koło Bolonii. Przez siedem dni pozostawała w śpiączce. Obudziła się ale miała urazy kręgosłupa; nie było wiadomo, czy kiedykolwiek będzie jeszcze chodzić i śpiewać. Po dwóch latach trudnej, bolesnej rekonwalescencji, wróciła jednak na estradę. Stanęła przed mikrofonem prosta jak nigdy i zaśpiewała swój superprzebój, który napisała w czasie choroby „Człowieczy los”. Wkrótce ukazała się też jej książka „Wróć do Sorento?...”, w której opisała swoje przeżycia. To był bestseller. Wyrywano go sobie z rąk i dosłownie zaczytywano. Do dzisiaj przetrwało niewiele egzemplarzy. W trzydziestą rocznicę śmierci znakomitej piosenkarki Instytut Wydawniczy Latarnik postanowił wznowić jej legendarną książkę.
Czy gruba kobieta może być ładna? - zapytałam panią psycholog Katarzynę Miller. Pani Kasia, po chwili namysłu, odpowiedziała: "Cóż… Grube bywają prześliczne. Chude bywają prześliczne. Średnie bywają prześliczne. Malutkie bywają prześliczne. Ogromne bywają prześliczne… Oraz bywają kobiety, które nam się nie podobają. Nawet jeżeli są szczupłe i zadbane, prawda? Są ludzie młodzi, którzy są starzy duchem. Są ludzie piękni niezadowoleni ze wszystkiego. I są tacy, za których z wyglądu nikt pięciu złotych by nie dał, a po dwóch tygodniach znajomości uwielbiamy ich". - Hm… Pomyślałam sobie. Coś w tym jest. Przecież ja czułam się gruba, gdy ważyłam osiemdziesiąt, ale też sześćdziesiąt czy pięćdziesiąt trzy kilogramy. Być może nie jest więc takie istotne, ile ważymy, ale to, jak się czujemy we własnej skórze? Postanowiłam poruszyć ten temat z kobietami w rozmiarze XXL. Pisarkami, piosenkarkami, aktorkami czy modelkami. Wiele mi odmówiło, jednak znalazły się takie, które potrafiły powiedzieć o sobie: "Tak, jestem gruba". To właśnie one, odważnie, inteligentnie, dojrzale spróbowały odpowiedzieć na pytania zawarte w tej książce: Czy można, nie będąc szczupłą, osiągnąć sukces zawodowy i szczęście, jakim kosztem. Czy kobiety sukcesu w rozmiarze XXL marzą nadal o wciśnięciu się w rozmiar XS? Jak zmieniają się poglądy na życie, samoocena, życiowe wybory, styl życia, obraz siebie gdy chudniemy i tyjemy? Czy i jak można być szczęśliwą w rozmiarze XXL? A może to zależy...
Komedia romantyczna dowcipnie portretująca pokolenie współczesnych 30-latków. "Nie rozumiemy się bez słów" to historia przyjaźni, łączącej dwójkę głównych bohaterów, od szalonych lat 90. aż po dzisiejsze czasy. Wychowali się na przegrywanych kasetach magnetofonowych i filmach wideo. Nie mieli żadnych planów poza tym, że chcieli podbić świat - i może przy okazji w kimś się zakochać. Czy im się to udało? Serialowa narracja, dużo humoru, wartkie dialogi i szczypta nostalgii w duchu Nicka Hornby'ego.
Wydaje Ci się, że każdy widz siedzący w jednej sali kinowej odbiera w ten sam sposób wyświetlany film? Otóż tak nie jest. To, w jakim momencie odkryjesz fabułę, poznasz zamierzenia reżyserskie, czy zwrócisz uwagę na zagrania aktorskie zależy wyłącznie od ciebie i twojej spostrzegawczości. Tomasz Raczek zdradza kilka swoich sekretów jak oglądać filmy, by nasze życie stało się bogatsze i bardziej satysfakcjonujące. Kino to nie tylko forma rozrywki, ale także możliwość poznania siebie i innych.
Jesień 1931 roku. Do luksusowego sanatorium w Zakopanem przyjeżdża młody niemiecki lekarz Matys Dresler ze swoją narzeczoną, a zarazem pacjentką Irą, która ma być dowodem na skuteczność jego rewolucyjnej metody leczenia gruźlicy zastrzykami z płynnego złota. Ośmioro pensjonariuszy wyraża zgodę na udział w eksperymentalnej kuracji - wśród nich jest także młoda mężatka Nina. Ryzykowna chryzoterapia przynosi dobre wyniki... Przynajmniej do chwili, gdy w umysłach pacjentów nie zaczynają się ujawniać przerażające efekty uboczne, które wywołuje. Autentyczne zapiski Niny Ostromęckiej, które prowadziła podczas tragicznego w skutkach medycznego eksperymentu, stały się podstawą powieści Marcina Szczygielskiego odsłaniającej mroczną tajemnicę krwawych wydarzeń nazwanych przez polskie gazety w 1932 roku "złotą gorączką Sanato". Marcin Szczygielski stworzył horror, którego lektura wywołuje lodowaty dreszcz i przerażenie, niczym nie ustępujące tym, których możemy doświadczać, czytając książki mistrzów tego gatunku.
Poczet królowych polskich Marcina Szczygielskiego nawiązuje do tradycji powieści z kluczem. Można go czytać po prostu - jak trzypokoleniową, barwną sagę o losach bohaterek połączonych niejasnymi na początku więzami rodzinnymi, zamieniającymi się w psychologiczne przeciąganie liny między XX a XXI wiekiem. Można jednak potraktować tę opowieść jak swoistą szaradę, gdzie na każdym kroku czeka na czytelnika... zagadka, w której rozwiązanie przynosi hojną nagrodę. Fikcja miesza się tutaj z faktami, dokumentalna drobiazgowość z obyczajowymi prowokacjami, a nad wszystkim unosi się cień wielkiej zapomnianej gwiazdy polskiego kina międzywojennego - Iny Benity. Ta platynowa blondynka, która w latach 30. królowała na srebrnym ekranie, pod koniec II wojny światowej dosłownie zapadła się pod ziemię. Szczygielski od lat badał jej losy, a teraz - zainspirowany nimi - spróbował w swojej powieści przedstawić możliwy, choć niepotwierdzony scenariusz "bajkowego" życia gwiazdy. Efekt jego pracy okazał się sensacyjny!
- Och, Myszo, po raz pierwszy od dwudziestu lat powiedziałaś mi coś miłego! - No, widzisz! Warto było poczekać. - odparła cynicznie Mysza. Tak cynicznie, że aż ten cynizm przesłonił wszystko inne i nie pamiętam już, przy jakiej okazji to powiedziała.
"Fenomen internetowej kariery Michała Fedorowicza wart jest uhonorowania książką. Kulturą w płot to nie tylko blog poświęcony kulturze, który otrzymał prestiżową nagrodę BLOGA ROKU 2014, ale także zbiór pasjonujących historii, które udowadniają, że o kulturze można opowiadać z zapałem odkrywcy, znawstwem eksperta i wirtuozerią showmana nowych mediów. Najważniejsze jednak, że ta książka ma zdolność zarażania miłością do filmu, literatury, fotografii, sztuk pięknych wszystkich czytelników, w tym tych najwybredniejszych bo rozgorączkowanych swoją młodością." Tomasz Raczek
1 2
z 2
skocz do z 2