Menu

Most

Most
Radio Solidarność było pierwszym okruchem nadziei po traumie, jaką przeżyło polskie społeczeństwo 13 grudnia. Władza komunistyczna wypowiedziała wojnę społeczeństwu – i wzięła zakładników, zamykając ich w obozach dla internowanych. Celem stanu wojennego było spacyfikowanie 10-milionowej Solidarności,która – krok po kroku – zaczęła się domagać ograniczenia wszechwładzy i przywilejów partyjnego aparatu. W pierwszych dniach i tygodniach po wprowadzeniu stanu wojennego, operacja militarna przy użyciu wojska i milicji, zaczęła dawać rezultaty. Pacyfikacja strajkujących zakładów pracy, masakra w kopalni Wujek,godzina policyjna,telefoniczne „rozmowy kontrolowane”, procesy sądowe w trybie doraźnym i wszechobecna propaganda, skutkowały narastającym strachem i poczuciem, że wszystko jest przegrane.
"O szarym Lwowie" to niezwykła opowieść o magicznym mieście. Franciszek Jaworski wydobył z historii swego miasta wyjątkowe a często zapomniane zdarzenia. Całości dopełniają dawne fotografie Lwowa - ulice, place, reprezentacyjne skwery i zwykłe zauki, pełne jego mieszkańców. Zatem czytajmy i patrzmy...
,,Królowie polscy we Lwowie” – znakomita książka, która opisuje obyczaje i codzienne życie miasta w dawnych epokach, napisana przez miłośnika i znawcę Lwowa Franciszka Jaworskiego. Jako lwowianin z wyboru – urodził się bowiem w Gródku Jagiellońskim – autor tej książki miał to szczęście, że nie musiał rozstawać się z miastem. Kiedy zmarł, został pochowany na cmentarzu Łyczakowskim. Wybitny znawca Lwowa, prawnik z wykształcenia, publicysta i dziennikarz, archiwista z powołania, Franciszek Jaworski (1873–1914) mógł spokojnie szperać wśród zakurzonych teczek, trzymać w ręku cymelia, a ze zmurszałych szpargałów wydobywać zgoła zapomniane zdarzenia dziejowe i obyczajowe, Franciszek Jaworski w ciągu swojego niedługiego, 40 letniego życia zdążył napisać i wydać 20 książek i ponad 250 artykułów i opracowań. Stał się jednym z założycieli Towarzystwa Miłośników Przeszłości Lwowa i Biblioteki Lwowskiej, która publikowała prace historyczne. Pod koniec życia był nie tylko kopalnią wiedzy, ale i sam stał się częścią lwowskiej legendy. Opisując w „Królach polskich we Lwowie” pobyty najważniejszych władców Rzeczypospolitej od Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełłę, Zygmunta I i Stefana Batorego, Jana Kazimierza i Jana Sobieskiego do Augusta II, potrafił pokazać różne odcienie i barwy życia minionych pokoleń, stworzyć obraz i utrwalić historię jego kultury lepiej niż niejeden wspaniały pomnik czy monumentalna historyczna praca. Przedstawiona dziś współczesnemu polskiemu czytelnikowi w nowym opracowaniu z równoległym, pierwszym swoim wydaniem ukraińskim będzie na nowo tworzyć historię tego niezwykłego miasta i jego mieszkańców. Autor posiadał nadzwyczaj czułe i bystre oko na takie właśnie sprawy, umiał je pochwycić, z okruchów skąpych zapisek odtworzyć, ciepłem i pięknym piórem ożywić. Jaworski, posiadając wrodzony dar barwnego, zajmującego opowiadania, stawiał osoby i zdarzenia na szerszym tle, uwypuklał, okraszał j e wspomnieniami z bogatej skarbnicy a zarazem wiązał misternie przeszłość z teraźniejszością.
Już za chwilę zabłysną latarnie uliczne wzdłuż chodników i znów pójdziemy Wałami Hetmańskimi w kierunku Teatru Wielkiego... W dworku na ulicy Kalecza Góra, Stanisław Wronowski stoi pośrodku rzęsiście oświetlonego salonu, rozgląda się, sprawdzając czy wszystko jest na miejscu - za chwilę podjadą powozy i wysiądą największe sławy tego miasta - wieczór w towarzystwie muzyków, literatów i aktorów będzie jak zwykle najlepszy we Lwowie. Wtorki warto spędzać u dyrektora Ossolineum Adama Kłodzińskiego, czwartki u literata Józefa Dzierzkowskiego. Do domu Władysława Bełzy ściągają znani goście z całego kraju, tu mogą liczyć na gościnę, długie rodaków rozmowy i nalewki serwowane przez pana domu. Matki szykując kolacje zapalają lampy naftowe, ojcowie zrzucają cylindry i surduty, zasiadają do czytania "Gazety Lwowskiej". Tyle jeszcze chcą zrobić, śpieszą się bardzo i starają. Kolekcjonują, budują, fundują i zakładają - szlifują diament miasta. Czas ucieka nieubłaganie, zmieniają się ludzie i układy polityczne, a miasto Lwów urodzone z ich pracy, beztroski oraz marzeń nie przestaje zadziwiać i zachwycać.
Są dwa dzieła Henryka Sienkiewicza, które przeciętnemu Czytelnikowi pozostają ciągle mało znane, nie tylko dlatego że do nich nie sięgał, ale nawet być może o nich nie słyszał. To Wiry i Listy z Afryki. Dlaczego nie słyszał? Dlatego że o nich nie mówiono i nie pisano; nie czytał, bo po prostu przez pewien czas nie były publikowane. Owszem znaleźć je można w wydaniu zbiorowym (1948-1955), ale potem zapadła głucha cisza. Niestety, ta przerwa kilkupokoleniowa zrobiła swoje, Listy z Afryki do szerszej świadomości nie wróciły, podzieliły los książek, o których się nie pisze i nad którymi się nie dyskutuje. Czasem tylko jakiś „krytyk literacki” machnie lekceważąco ręką, że są to rzeczy słabe, które Sienkiewiczowi się nie udały. Okres, w którym zaprzestano wznawiania obu dzieł Sienkiewicza, odznaczał się dużą czujnością ideologiczną. Oficjalnie działała cenzura, której zadaniem było zwalczanie przeciwnika wprost lub pośrednio. Można było weń uderzyć, a można było go przemilczeć lub nie dać dojść do głosu. W przypadku sztuki, a zwłaszcza literatury, oznaczało to w praktyce brak zgody na wydanie dzieła lub limitowanie nakładu. Niektóre pozycje – a była to ciągle epoka, w której telewizja jeszcze nie zawłaszczyła świadomości społecznej i żyły pokolenia, które umiały i lubiły czytać książki – ukazywały się wielokrotnie i we wręcz astronomicznych nakładach, 100 czy nawet 200 tys. Inne miały nakład niski, 500 lub tysiąc egzemplarzy. Były też i takie, które w ogóle się nie ukazywały. Do tych ostatnich należą właśnie Wiry i Listy z Afryki naszego laureata Nagrody Nobla. Powód, dla którego nie wznawiano Wirów, jest jasny: Sienkiewicz przeprowadza tam druzgocącą krytykę socjalizmu i komunizmu. Ta krytyka nie mogła być na rękę inżynierom nowego porządku społecznego opartego właśnie na gloryfikowanym komunizmie i socjalizmie. Gdy system upadł, wróciły też i Wiry. Ale dlaczego nie wróciły Listy? Dlaczego wówczas blokowano niewinne z pozoru Listy z Afryki, i po dziś dzień nie doczekały się one wznowienia? Jest kilka punktów, na które warto zwrócić uwagę. Sienkiewicz jako przenikliwy obserwator rozpoznał głębsze tło i mechanizm niewolnictwa Murzynów. Wedle wykładni obowiązującej w czasach komunizmu, ale i dziś, pod panowaniem politycznej poprawności, odpowiedzialny za niewolnictwo jest biały człowiek. Tymczasem Sienkiewicz zwrócił uwagę, że najpierw niewolnictwo kwitło wśród samych Murzynów: „Murzyni także posiadają swoich Murzynów, a niewolnicy swoich niewolników”, a przed białymi byli Arabowie, którzy co najmniej od X wieku bez większych problemów ściągali Murzynów do swoich krajów, nie drogą łapanki czy polowania, ale wykupując ich od innych Murzynów. Z drugiej strony czarną legendą otoczono misje katolickie, gdy w rzeczywistości niosły one, poza Dobrą Nowiną, wysoką kulturę, pomagając załagodzić napięcia międzyludzkie, zadbać o szkolnictwa, nauczyć korzystania z owoców ziemi. „Gdzie jest misja, tam kraj wygląda inaczej; chaty są obszerniejsze, Murzyn karmi się lepiej, odziewa lepiej, kultura jest wyższa, produkcja znaczniejsza.” Co więcej, Sienkiewicz z całym obiektywizmem podkreśla pozytywną rolę, jaką wówczas odgrywali kolonizatorzy, porządkując życie społeczne, znosząc niewolnictwo i hamując islamizację pod przymusem: „Arabowie zostali rozproszeni; islam nie może być już narzucany z góry niewolnikom, bo nowi władcy znieśli niewolnictwo nie tylko na papierze – więc przynajmniej nie rozszerza się tak jak dawniej”. (...) Piotr Jaroszyński
Potężny wiatr porwał Biedronkę aż do Afryki, gdzie spotyka Węża, który nie ma wobec niej dobrych zamiarów. Wspólnie wyruszają w powrotną podróż na polską łąkę. Wąż podstępny i sprytny, a biedronka życzliwa i przyjacielska. Bardzo różni, tworzą zabawną parę, z którą dziecko przewędruje całą Afrykę, pozna niezwykłego Ptakoryba i odkryje ukryte w warzywach moce. Rodzice natomiast mogą doszukiwać się ukrytych znaczeń. "Podróż do przyjaźni" napisał Pan Poeta, czyli największy bajkopisarz, bo prawie dwumetrowy. Przynajmniej tak mówią dzieci, którym czyta swoje bajki. Absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, tata dwójki dzieci i pasjonat rymowanych bajek. Prowadzi bloga na www.panpoeta.pl Autorką szaty graficznej jest Jagoda Charkiewicz, niegdyś znana jako Jagoda Kidawa. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, wydobywa z historii niezwykłe barwy i detale.
Zapiski korespondenta wojennego to wspomnienia Molnara z I wojny światowej. Wspomnienia te to nie dziennik, nie historia wojny, ale pamiątka rocznej męki korespondenta wojennego. Podróże, doświadczenia, korespondencje, migawki, zasłyszane historyjki, rozmowy z wodzami i szeregowcami, świadectwa uczestników zupełnie błahych jak i ważnych wydarzeń. Zdanie pisane w pośpiechu przez człowieka, któy znalazł się na froncie...
Jednym z pierwszych punktów na mapie siatki węgierskich przedstawicielstw zagranicznych jest działająca oficjalnie od 31 października 1919 roku misja w Warszawie. Pracujący w stolicy Polski dyplomaci węgierscy obok reprezentowania Węgier i ich obywateli byli świadkami najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii Polski – towarzyszyli Polakom w chwilach zarówno radosnych, jak i smutnych. Wykonywana przez nich zarówno publicznie, jak i za kulisami dyplomatycznymi w ciągu minionego stulecia praca obfitowała w ciekawe epizody: niniejsza publikacja umożliwia Czytelnikom zapoznanie się z kilkoma z nich.
Wkład Ewy Felińskiej w polską historię jest nie do przecenienia - zarówno dzięki jej działalności niepodległościowej i literackiej, jak i przez osobę syna, arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego, świętego Kościoła katolickiego. Oto pamiętnik Damy. Zjawisko częste, ponieważ damy pisały i piszą pamiętniki zawsze, choć nie zawsze mają coś do powiedzenia. Ale ten pamiętnik jest wyjątkowy, bo jego Autorka to prawdziwa, dziewiętnastowieczna polska Dama, którą los rzucił w krainę Dzikich. Pisze dlatego, że inaczej nie zniosłaby tęsknoty za domem i dziećmi. Jej pamiętnik to reporterski zapis wydarzeń. Może wydać się zimny i oschły, ale to tylko pozory, za którymi skryły się burzliwe emocje i osobista tragedia. Marta Gambin - Żbik
Andrzej Roman - urodzony w maju 1927 roku w Warszawie. Dziennikarz, autor wielu książek. Kochał kobiety i one go kochały. Lubił Juratę i sport, szczególnie tenis i piłkę nożną. Żołnierz AK i spiker radia :Solidarność". Bywalec "Kameralnej" i SPATiFu. Wielbiciel Herberta, kumpel Tyrmanda, Hłaski i wielu innych, których opisał w książce "Czterdziestu wspaniałych". Zmarł w grudniu 2011 roku w Warszawie.
„Sześć tapczanów Lwowa” autorstwa Jana Strękowskiego jest opowieścią o powstawaniu w latach 1930 – 1946 we Lwowie Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa, jej dalszych losach, aż do czasów, gdy w wolnej Polsce udało się ją udostępnić publiczności. Lwów był niecodziennym miastem, powstało tam, bowiem najwięcej chyba w Europie panoram, w tym najsłynniejsza, znajdująca się obecnie we Wrocławiu Panorama Racławicka. Niewielu Polaków wie, że we Wrocławiu od kilkudziesięciu już lat znajduje się jeszcze jedna lwowska panorama. Nietypowa, bo nie jest to obraz, lecz model miasta z 1772 roku, czyli momentu, kiedy Lwów w wyniku pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej przestał należeć do Polski. Przetrwała w ukryciu cały okres PRL. Od kilku już lat dostępna jest do zwiedzania w bocznej sali Hali Stulecia. Książka opowiada o niezwykłych losach tego dzieła, tworzonego w czasach II Rzeczypospolitej, po wkroczeniu do Lwowa Sowietów w 1939 roku, Niemców w 1941 roku i ponownie Sowietów w 1944 roku. Dzieła, które już podczas swego powstawania było sensacją; dość wspomnieć, że pracownię jej twórcy na ul. Ormiańskiej 23 we Lwowie odwiedzały wycieczki szkolne, dziennikarze, politycy, oficerowie okupacyjnych armii. Oglądał ją nawet niemiecki gubernator Galicji Otto von Wächter oraz szef sowieckiej Ukrainy Nikita Chruszczow. Sześć osób spośród twórców Panoramy straciło życie. Jej główny twórca, inż. Janusz Witwicki został zamordowany skrytobójczo w przeddzień wyjazdu z Panoramą do Polski, być może za swój upór (o zgodę na jej wywiezienie ze Lwowa starał się nawet u Stalina, a otrzymał ją od Chruszczowa). Ma dwa groby. Jeden, symboliczny w podwarszawskim Skolimowie. Drugi na lwowskim Łyczakowie. Jednak nie wiemy, kogo w nim pochowano. Nie wiemy nawet, czy Witwicki naprawdę został zamordowany. Tajemnic związanych z Panoramą i jej twórcą jest więcej. Niektóre udało się wyjaśnić podczas pracy nad książką. Wartość historyczna jak i artystyczna Panoramy są wystarczającym powodem, by opisać to dzieło. Warto też poznać niezwykłe losy jego twórcy, lwowskiego architekta, miłośnika Lwowa, który za miłość do rodzinnego miasta zapłacił najwyższą cenę.
Kiedyś nie było w Warszawie szklanych wieżowców, ale stał już Pałac Kultury. Wtedy właśnie miało miejsce to wydarzenie, którego ślad można znaleźć w ówczesnych gazetach.
To osobisty dziennik i retrospektywa poglądów autora na współczesną Ukrainę ale także na dzisiejszą Rosję i jej europejski kontekst. Nie brakuje tu licznych odniesień do polityki, kultury i historii Polski i naszej wspólnej środkowoeuropejskiej przestrzeni, politycznej wizji wspólnoty Europy Środka. Portnikow, mieszkający trochę w Moskwie, trochę w Kijowie, często podróżujący po całym kontynencie, pisze swoje notatki w ciągłej podróży, starając się przekazać czytelnikowi wartościową informację, a z drugiej strony – podzielić się nastrojem, refleksją, emocją z danego miejsca i czasu.