Anonimowy użytkownik
25/09/2024
opinia recenzenta nie jest potwierdzona zakupem
Każdy z nas dzieli swoje życie na „przed" i „po". Nawet takie proste sprawy: przed obiadem wypiję szklankę wody, bo tak zaleca moja dietetyczka, a po obiedzie zasnę kamiennym snem warcząc na każdego, kto spróbuje mnie choćby tknąć. Przed pracą spróbuję jakkolwiek ogarnąć moje krnąbrne włosy, a po pracy pójdę je obciąć, bo nie mam do nich już siły. Przed urlopem kupię szałowy strój kąpielowy, a po urlopie go wyrzucę, bo stwierdzę, że jednak jest za mały i mi się spod niego co nieco wylewa. Może być mniej „codziennie": przed rozwodem będę płakać każdego wieczora, a po rozwodzie poczuję, co znaczy żyć szczęśliwie. Przed śmiercią męża będę mieszkała w urokliwej włoskiej miejscowości, a po jego śmierci wrócę do Wrocławia. Na ostatnim zdaniu się zatrzymam. W takiej sytuacji „przed" i „po" poznajemy Adelę Henert. Proszę Państwa, przed Wami kilka słów na temat „Historii Adeli" autorstwa Magdaleny Knedler.Adela wraz z mężem mieszka w Sperlondze, małym włoskim miasteczku położonym na wybrzeżu Morza Tyrreńskiego. Wspólnie prowadzą księgarnio-kawiarnię, tworząc wyjątkowe miejsce dla okolicznych mieszkańców. Niestety, dość sielankowe życie kończy się 8 grudnia, kiedy to Paweł odchodzi. Na zawsze. Wówczas bohaterka postanawia wrócić do rodzinnego Wrocławia i zacząć życie od nowa. Aby odkupić winy, wymierza sobie srogą karę: być dobrym człowiekiem i robić wszystko z myślą o innych. Błahe? A próbowaliście? Szlachetność niby jest modna, ale tak naprawdę wcale nie jest popularna - owszem, chętnie się o niej mówi, ale z czynami to już trochę kiepsko. Adela podejmuje się wyzwania, które ma ją rozgrzeszyć. Zaczyna od oddania swoich długich włosów na rzecz Fundacji Rak'n'Roll.Jeśli ktoś z Was pomyślał, że „Historia Adeli" to książka po prostu o czynieniu dobra, to jest w błędzie. Przede wszystkim tu nic nie jest „po prostu". Kilka sprawnie przeplatających się ze sobą wątków powoduje, że nie sposób oderwać się od lektury. Z jednej strony opisany z wyczuciem i nienachalnie romans bohaterki ze współlokatorem, a z drugiej tajemnica, którą dziewczyna próbuje rozwikłać poznając przy okazji zagmatwane (i bardzo ciekawe) losy ciotki Stefanii. Do tego dochodzą trudne relacje rodzinne między Adelą a jej rodzicami - niewybaczone przewinienia i niewypowiedziane pretensje. Moim zdaniem to historia o życiowych wyborach - takich, które kształtują nas na nowo i pozwalają stworzyć bezpieczne „po".Swoistą wisienką na torcie jest tajemnicza śmierć Pawła i silne poczucie winy kobiety, które wraca w każdym prawie rozdziale i stanowi piętno, z którym ta nie potrafi sobie poradzić. Niesamowite, jak Magdalena Knedler potrafiła poprowadzić ten wątek. Przez moją głowę przelatywały najgorsze domysły. Za każdym razem, kiedy Adela była bliska opowiedzenia tej historii, moje serce niemalże przestawało bić. Pięknie się to wszystko plecie. Cudownie się czyta. Jeszcze wspanialej przeżywa.Bardzo lubię być blisko autora i bohaterów. Kiedy Adela słuchała Louisa Armstronga - włączałam jego utwory. Kiedy przypominała sobie, jak wyglądała Anne Hathaway w filmie „Interstellar" to sama koniecznie chciałam ją zobaczyć w tej kreacji. Autorka prowadzi nas śladami mało znanego włoskiego jazzu oraz popularniejszej muzyki w wykonaniu Stinga czy Boba Dylana. To niezwykły dodatek. Wielki ukłon z mojej strony dla Magdy Knedler za jej wiedzę i umiejętność dzielenia się nią z czytelnikami w tak subtelny, a jednocześnie czarujący sposób.