Menu

Da Vinci Leonardo

„Nie ma sensu streszczanie Bajek Leo­narda. Są krótkie i same, bez ociągania, od pierwszych słów prezentują swoje postaci i sytuacje, nie kryją nauki, jaka z nich płynie. Ich bohaterami są elementy natury. Nie tylko zwierzęta, także kamienie, rośliny. Bywają ofiarami ludzi, lecz głównie dzielą z nimi sumienie, refleksję i losy. W domyśle – jakieś dalekie, wspólne ich źródło” (ze wstępu Jarosława Mikołajewskiego).
Leonardo niestrudzenie pragnął uchwycić harmonię wszechświata, unaocznić przemyślaną doskonałość rzeczy stworzonych: powietrza, które posiada swoją gęstość, pulsujących pod skórą żył, cienia o różnorodnej sile, barwie, nasyceniu. Niestrudzenie badał najróżniejsze zjawiska i próbował znaleźć zasadę, która je łączy. Chciał rozwikłać zagadkę wszechświata. Zdawało się mu, że można to osiągnąć przez malarstwo – według niego najwyższą i najszlachetniejszą ze sztuk. Głoszony prymat malarstwa Leonardo uzasadniał między innymi dwoistą, a nawet troistą istotą tej gałęzi sztuki, będącej zarazem nauką i filozofią. Wierzył, że dzięki malarstwu można odsłonić regułę życia – nie poprzez kopiowanie fizyczności materii, czyli niedoskonałych, rzeczywistych tworów przyrody, ale poprzez naśladownictwo twórczych sił natury. Leonardo pisał o metodach, dzięki którym można osiągnąć najwyższy poziom iluzji przedmiotowej, sugestię naocznej prawdy, wrażenie realności i fizycznego ciężaru materii, postrzeganych najważniejszym z ludzkich organów, okiem – „oknem duszy”, a także innymi zmysłami. Naprawdę interesowało go jednak to, co niepoznawalne – natura naturans – przyczyna rzeczy. Na jednej z kart Codice Atlantico rozpaczliwie pytał sam siebie: „O, Leonardo, czemu się tak trudzisz?”. Gorączkowo notował, szkicował – tuszem, kredką, ołówkiem, pędzlem. Badał zagadkę istnienia. W przyrodzie, matematyce, geometrii, ale i w poruszeniach duszy poszukiwał wzorców jednoczących kosmos, związków łączących wszystko we wspólną całość. Leonardo wierzył w możliwość wielkiej, artystycznej i filozoficznej syntezy świata i dążył do niej – daremnie – przez całe życie… (ze wstępu Joanny Kilian)
„Rzec by można – natura oszalała. Gdyby nie to, że dużo proroctw Leonarda da ­Vinci już się spełniło, właśnie spełnia się na naszych oczach i naszych organizmach, a wiele wskazuje, że inne, te najstraszniejsze, niebawem się spełnią. «Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy wchodzicie», powtórzy za Dantem ktoś, kto ma już za sobą lekturę profecji. Ale powtórzy to z oniemiałym przejęciem, z dreszczem i zadziwieniem. Przecież siłą tego gatunku – który Leonardo uprawiał równolegle z innymi drobiazgami, jak bajki czy aforyzmy – jest to, że nasze małe i wielkie apokalipsy, które znajdziemy w tej książce (Księdze) wydają się nam spełnione lub prawdopodobne, na pewno bardziej, niż mogły wydawać się jego współczesnym. (…) Leonardo wie, bo widzi, jakie jest przeznaczenie tego, co człowiek może pomyśleć, czego pragnąć, w czym i z czym eksperymentować. Kataklizmy, horrory, przewroty wyrastają z ciemnego ziarna tego, czym człowiek jest. Jeśli może – człowiek, sprawca rzeczy, które dzieją się w proroctwach artysty – zmienić się w Boga, ustanowić kapryśnie własne reguły, poddać świat, siebie i bliźnich szalonej próbie, dzikiemu doświadczeniu, zrobi to. I właśnie na tym, na ludzkiej perwersji, opiera Leonardo swoje wizje. Dopowiada ich skutki i kres”. (ze wstępu Jarosława Mikołajewskiego)
Respekt dla zwierząt i pokusa nadawania im znaczeń towarzyszyły Leonardowi od sławnego dziecięcego snu o sępie, który tak bardzo zainspirował do działań badawczych Zygmunta Freuda. Dla Leonarda zwierzę miało byt co najmniej dwojaki: istniało w swojej szczególności, było też metaforą ludzkich charakterów i skłonności. Każde zwierzę samo w sobie było dla niego ciekawe, kuriozalne, inne niż wszystko – jak dudek, który w sposób nie znający porównań opiekuje się rodzicami, kiedy spadnie na nich niedołężna starość. Zwierzęta mogą być dla niego mapą skrajności, od słonecznego bieguna, na którym turkawka «nie oszukuje nigdy swego towarzysza i jeśli jedno z nich umrze, drugie zachowuje wieczną czystość i nigdy nie siada na zielonej gałęzi i nigdy nie pije czystej wody», do bieguna nocy, gdzie nietoperz «z powodu swej nieokiełznanej chutności nie przestrzega zgoła powszechnego sposobu rozkoszy; lecz samiec z samcem, samica z samicą, tak, jak się znajdą przypadkiem, spółkują z sobą wzajem». Dla Leonarda świat zwierząt realnych nie jest wyczerpujący. Stwarza, lub odtwarza z bestiariów i legendariów, ze snów i z wyobraźni, istoty nierzeczywiste, jak jednorożec czy bazyliszek, i nie ma w tym nic dziwnego: dla tego artysty, jak dla Dantego Alighieri, fakt, że czegoś lub kogoś nie widział, nie może oznaczać, że ten ktoś albo to coś nie istnieje. Jak czytać Zwierzyniec Leonarda? Dowolnie. Tak, jak pozwalają nam go odbierać fantazja, ciekawość, podejście do literatury, od której jedni oczekują zabawy, inni nauki, jeszcze inni wglądu do przepastnej osobowości, a taką przecież osobowością był Leo­nardo da Vinci’. (ze wstępu Jarosława Mikołajewskiego)
Na podstawie dwunastu wybranych przykładów ukazano olbrzymie spektrum artystycznej działalności mistrza renesansu Leonarda da Vinci. Bogate w informacje, krótkie teksty łączą się w całość, prezentując jednocześnie dorobek artysty.Na półkę i na ścianę to seria albumów zawierających 12 całostronicowych reprodukcji w dużym formacie. Wysokiej jakości druk pozwala dostrzec wszystkie detale, a format umożliwia oprawienie ulubionego dzieła.
„Pisma Leonarda, strzeżone przez ucznia artysty Francesca Melzi, który został właś­cicielem brulionu, po śmierci ucznia były dzielone, wyprzedawane kartka za kartką, rozpraszane, zapominane. Podejmowane później, zwłaszcza od XVII wieku, poważne próby odtworzenia pisemnego korpusu pozwalają czytać je dzisiaj w poruszającym pięknie fragmentu. Mój wybór to maleńka cząstka całości, pozbawiona ambicji, by wyczerpać czy choćby nadgryźć obszerny ­kanon. (…) Jest w zdaniach Leonarda – tych, które mnie rozświetliły – szlachetna gnomiczność, niedokończoność, fragmentaryczność, czasem apodyktyczność prawdy oczywistej i absolutnej, uwolnionej od jakiegokolwiek wstydu, by prawdę tę wypowiedzieć. Jest – jak w zapisku o pragnieniu – nieoczekiwane uruchomienie całego życiowego doświadczenia obserwatora i naturalisty, służące wyrażeniu lirycznej, w dodatku zaskakującej myśli”. Jarosław Mikołajewski