Menu

Dominika Stadnicka-Strzembosz

Jak to jest, że coś jest? Wie ktoś może? Bo zdania od początku są podzielone. Czyli różne, taki z nimi kłopot. Nie tylko w tej sprawie zresztą. Gdyby tak zastanowić się nad tym, czemu raczej jest, niż nie jest? I że właśnie coś, nie zaś nic? Też ciekawe. No, a jeśli w ogóle jest, to jakie? Myślał ktoś nad tym kiedyś? To zadanie w sam raz dla bohaterów tej książki. Dla pierwszych greckich filozofów po prostu. Zmierzył się z nim Tales, choć był tak roztargniony, że śmiała się z niego służąca. I Anaksymander, który rozumiał, że początek wszystkiego sam mieć nie może żadnego początku. Także Heraklit, kiedy nie udało mu się ani razu po raz drugi wejść do tej samej rzeki. Musiał się zgodzić, że cóż robić, taka natura zjawisk. A Pitagoras zobaczył, że wszystko gra, ponieważ świat da się wyjaśnić matematycznie. Parmenides rozmawiał nawet na te zawiłe tematy z boginią. Dowiedział się od niej rzeczy krzepiącej, że, mianowicie, byt jest. Jednak już o to, jaki jest, posprzeczał się z nim Demokryt. Cóż, sąsiedzi mówili, że był w wielu sprawach nadzwyczaj drobiazgowy. To jak to w końcu wygląda? Możliwe jest jakieś jedno rozwiązanie? Ależ tak, takie, że świat jest fascynujący! I wcale nie szkodzi, że może być tyle rozmaitych odpowiedzi. Najważniejsze, że są pytania. Wokół przygody z myśleniem roztacza się zaskakująco szeroki horyzont. A jego linia przesuwa się stale, odsłaniając przed pytającym wciąż nowe subtelne widoki. Wystarczy zacząć, a wtedy… To się właśnie nazywa – FILOZOFIA.
Praca, inspirowana w głównej mierze myślą Hansa-Georga Gadamera i Hannah Arendt, ma charakter pytania. Jest to pytanie o wychowanie, o warunek jego możliwości. Proponowane w rozprawie rozumienie fenomenu, jakim jest wychowanie, odchodzi od koncepcji przypisującej je określonemu etapowi rozwoju człowieka. Nie negując istnienia tego etapu, w którym mamy swoje uczestnictwo najpierw jako dzieci, później zaś jako rodzice czy wychowawcy, autorka kieruje się ku ujęciu wiążącemu wychowanie z całym ludzkim życiem. Fundamentalnym pytaniem dla tak rozumianego wychowania jest pytanie o dobro; o możliwość udziału człowieka w dobru; o możliwość jego poznania i posiadania. Problem polega jednak na tym, że dobra ostatecznie nie sposób ani poznać, ani też posiąść. Dążąc do niego, człowiek nieustannie staje wobec własnej bezradności i niekiedy najzupełniej skrajnego ubóstwa. Koncepcja wychowania rozumianego jako miłość widzi - paradoksalnie - jego możliwość w takim właśnie dialektycznym ruchu dążenia i braku; spełnienia i niespełnienia; w stałym napięciu między "tak" i "nie". Egzemplifikacją tej koncepcji pozostaje sokratejski Eros: wieczny tułacz, gorący miłośnik i poszukiwacz Dobra i Piękna, których nigdy ostatecznie posiąść nie może. Samo to dążenie i związana z nim negatywność, właściwa również ludzkiemu życiu, ma jednak - jak by powiedział Gadamer - swoiście produktywny, twórczy sens. Uczy bowiem tego, że o to wymykające się dobro musimy stale zabiegać; że musimy o nie wciąż na nowo pytać. Jest to punkt wyjścia, a zarazem owoc, proponowanego w pracy rozumienia fenomenu wychowania.
Czy dostajecie czasami LISTY? A od Pana Boga? Ależ tak, każdy je przecież dostaje. Może tylko nie każdy czyta? Te listy nazywają się Pismo Święte. Wiecie, że są też do Was? Jest ich tak dużo, że na pewno nie da się ich przeczytać przez jeden dzień. Przez dwa także nie. Nawet nie przez czterdzieści! Chociaż... czterdzieści to jest w języku biblijnym akurat tyle, ile wystarczy, żeby stało się coś ważnego. A co jest ważnego przed nami? Nasza droga DO NIEBA. WIELKI POST to czas, który tę drogę ma nam przypomnieć. Jak się tam idzie i którędy? To oczywiście najlepiej wie Pan Bóg. Chcielibyście też wiedzieć? Nic prostszego, wystarczy zacząć odbierać i czytać Jego listy. Codziennie jeden. Od Środy Popielcowej aż do Wigilii Paschalnej sporo się ich uzbiera. Ile dokładnie? Sami możecie łatwo policzyć. Z pewnością tyle, że wystarczy na DOBRY POCZĄTEK. Wewnątrz dołączono znaczki do samodzielnego przyklejania na każdy kolejny list do Pana Boga.
Od czego zaczyna się historia Bożego Narodzenia? Może od wielkiego tłumu w Betlejem. W każdej gospodzie ścisk, tylko w stajence trzy miejsca wolne. A może początek tej historii to wizyta anioła w Nazarecie.