27 kwietnia 2005 roku ówczesny prezes IPN, Leon Kieres, podczas niewiarygodnie wręcz nagłośnionej konferencji prasowej, ogłosił, że ojciec Konrad Hejmo był agentem SB i że donosił na papieża. Z tego ostatniego, najcięższego oskarżenia prof. Kieres szybko się wycofał (nie zdobywając się nawet na zdawkowe „przepraszam”). Natomiast oskarżenie o agenturalność ojca Konrada podważyłem, w tekście pt. „Bronię ojca Konrada Hejmo”, po skrupulatnym przestudiowaniu trzech teczek, na podstawie których IPN sponiewierał go i pozbawił dobrego imienia.
Wielu przyjaciół ojca Konrada zadaje sobie pytanie, co było prawdziwym powodem tego, że IPN instytucja państwowa, powołana do służby historycznej prawdzie tak brutalnie i tak niesprawiedliwie go potraktował. Tu przypomnijmy, że prof. Andrzej Zoll, ówczesny rzecznik praw obywatelskich, w dokumencie z 16 czerwca 2005 r. napisał m.in.: „Opinia publiczna bulwersowana jest ostatnio ujawnieniem informacji pochodzących z zasobów archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej dotyczących różnych osób, w sposób dotykający bez wątpienia ich dóbr osobistych. Rodzi to wątpliwości, co do prawidłowości stosowanych procedur i prowadzi też do wysuwania zarzutu (...) Dochodzenie do prawdy o trudnych i bolesnych sprawach naszej przeszłości nie może odbywać się w sposób rodzący nowe rzesze pokrzywdzonych, tym razem pokrzywdzonych przez III RP. Byłby to, bowiem pogrobowy triumf totalitarnego systemu”.
Ze wstępu ojca Jacka Salija OP