Zdarzyło się to wszystko pewnej nocy, dawno, dawno temu, w wieku czternastym, w lochach kętrzyńskiego zamku. Nieszczęsny skazaniec, którego nazajutrz stracić miano, wyczekiwał tam świtu. A że zasnąć nie mógł, nad życiem swoim nędznym i dniem jutrzejszym rozmyślał. I kiedy pierwsze słowa modlitwy z dna serca rozdartego zaczął układać, zdziwił się wielce, bo oto Panią przed sobą ujrzał urody cudownej, co dzieciątko miała przy sobie. Więcej jeszcze! U stóp Pani dostrzegł zaraz kloc drewniany i narzędzia do strugania zdatne - zgrabne, że takich, jak żył, nie widział... Co to wszystko znaczy? Sen czy jawa? Skąd Gość tak niezwykły tu, w lochu, w ciemności, pośród nocy?!
fragment książki