Anonimowy użytkownik
25/09/2024
opinia recenzenta nie jest potwierdzona zakupem
Kiedy zaczęłam czytać nie spodziewałam się po tej lekturze zbyt wiele, bo początek mnie nużył. Narracja w trzeciej osobie jakoś do mnie nie przemówiła. Opisy miejsc wydawały mi się napisane nieudolnie, bo za nic w świecie nie mogłam się zorientować w położeniu czegokolwiek, o dziwo, nawet w pomieszczeniu. Nie wiem czy to rzeczywiście kwestia umiejętności autora czy mojego braku jakichkolwiek zdolności topograficznych. Myślę, że wszyscy się zgodzimy, aby całą winę zrzucić na książkowy śnieg :D Poza tym nie czułam się „porwana" przez akcję, przynajmniej w ¼ części książki.Jak już wszystko stało się dosyć klarowne (a było to mniej więcej w połowie), zastanawiałam się czym autor może mnie zaskoczyć przez kolejną połowę i jak wybrnie z zaistniałej sytuacji. Tak, to jest ten moment, kiedy czytelnik dostaje pstryczka w nos. Wtedy też zaczęłam srogo główkować jak potoczy się akacja, albowiem zostało ponad sto stron, a moment, na którym właśnie byłam wydawał się kulminacyjny.„Wymówki są jak trucizna - powtórzył Ed. - Najtrudniej jest zrobić to, co należy. Wykpienie się od tego to łatwizna."Nerwy w strzępach, paznokcie obgryzione, ogólny wygląd zahipnotyzowanego zombie. A tu co? Fałszywy alarm. Dosłownie. Z dobrych kilka razy opłakiwałam bohaterkę i już się zastanawiałam kto teraz przejmie dowodzenie - autor mnie zaskoczył. Zaczęłam autentycznie przeżywać całą akcję - nie obyło się bez przekleństw i huśtawki nastrojów (od satysfakcji po szał i niedowierzanie). Ta książka jest spowita mrokiem - pokazuje bohaterskie zachowanie, ale też niesamowite okrucieństwo, a wszystko to w wykonaniu człowieka. Niektóre momenty wstrząsają i nawet, jeśli wcześniej zwątpiłam w autora, to zwracam honor, bo napisał to wszystko tak, że siedziałam jak na szpilkach, dosłownie nawet nie drgając!Czuję się wykorzystana i zrujnowana zarazem. Autor sobie ze mną pogrywał, za nic mając moje skoki ciśnienia i wręcz namacalny strach. Ja żyłam tą książką i myślę, że to jest dla niej najlepsza rekomendacja. Jest to pierwszy thriller, o zgrozo, na którym płakałam! A płakałam jak na powieściach Colleen Hoover (czy to jest normalne?), więc to coś znaczy. Każdy, kto czytał jakąkolwiek książkę od Pani Hoover, wie jak się na niej płacze. Miałam ochotę rzucić nią o ścianę i porządnie się na niej wyżyć za to jak autor zszargał moją stabilność emocjonalną. Nie potrafiłam uwierzyć, że Bezbronne mogą się tak skończyć. I co wtedy zrobił autor? Tak, znowu dał mi pstryczka w nos i jestem pewna, że tym razem z politowaniem.Z całego serca chciałabym trafiać tylko na takie thrillery jak ten. Jest wyśmienicie poprowadzony mimo, że wszystko wokół jest surowe. Autor pokazał jak niewiele potrzeba, aby napisać dobrą książkę. Miejsca wielokrotnie się przewijały, bohaterów i przedmiotów było mało, a cała sytuacja wydawała się beznadziejna. Wiele analityki, wiele rozterek i wiele emocji. Mimo niezrozumiałego niedosytu, jestem pod ogromnym wrażeniem całokształtu.W tym miejscu chciałabym pogratulować sobie za szczęście i życzyć takiego samego Wam! Musicie przeczytać tę książkę!