Menu

Przypis

Przypis
„Czy widział ktoś takiego człowieka, który z uśmiechem na twarzy spaceruje z armatą na plecach? Czy słyszał ktoś o takim człowieku, który napadnięty przez czterech drabów, zamyka ich w szafie, bierze ją na plecy i zanosi w biały dzień przed gmach policji?” Mimo względnie licznych opracowań naukowych począwszy od studiów Janusza Dunina, z literaturą obiegu brukowego trudno zapoznać się bezpośrednio. Zrozumienie narodzin nowoczesnej kultury polskiej jest jednak niepełne bez dogłębnego poznania zakorzeniającej się wówczas na rodzimym gruncie kultury popularnej, a w tym wypadku – beletrystyki rozrywkowej nazywanej literaturą brukową, tandetną, uliczną, sensacyjną, wagonową, kolejową czy groszową. Twórczość ta, wydrukowana na papierze fatalnej jakości, krzywo pocięta i pozszywana, ignorowana przez biblioteki i piętnowana przez inteligenckich moralistów jednocześnie była ważna dla dużej grupy czytelników. Stanowiła narzędzie upowszechnienia aktywnego czytelnictwa i demokratyzacji przyjemności lektury, a także przejaw modernizacji społeczeństwa polskiego. Chociażby z tego powodu warto jej się bliżej przyjrzeć.
Rzeczy żyją – zdaniem Remo Bodei fakt ten nie ulega wątpliwości. Mówi nam o tym nie tylko nasze codzienne doświadczenie, ale także zrodzone zeń literatura i sztuka. Nie trzeba więc zatem pytać czy rzeczy żyją, ale należy zadać sobie pytanie: jak żyją? Rozstrzygnięcie tej kwestii jest istotne nie tylko dlatego, że pozwala nam lepiej rozumieć je same, ale także – a może przede wszystkim – dlatego, że dzięki temu jesteśmy w stanie pełniej uświadomić sobie naszą własną kondycję. Ta bowiem – jak uczy nas filozofia już od starożytności, o czym wszak jesteśmy skłonni zapominać – jest nieuchronnie uwarunkowana przez rzeczy. Człowiek od zawsze otacza się nimi, bez nich nie byłby tym, kim jest. Również one nie byłyby tym, czym są bez człowieka. Rzeczy zatem żyją własnym życiem, ale zarazem żyją tak, jak im na to pozwalamy. I odpowiednio – my żyjemy naszym życiem, niemniej na tyle, na ile pozwalają nam właśnie one. By uchwycić życie rzeczy, Bodei analizuje dzieła literackie – od Horacego po Lydię Flem – oraz XVII-wieczne martwe natury. Przywołuje też całą plejadę badaczy – socjologów, antropologów, historyków, ale przede wszystkim filozofów. Arystoteles, Plotyn, Kartezjusz, Spinoza, Kant, Hegel, Marks, Husserl, Heidegger, Merleau-Ponty – nie sposób wyliczyć ich wszystkich. To bowiem właśnie filozofia dostarcza pojęć, za pomocą których można ująć rzeczowość wraz z konstytuującą ją dychotomią przedmiot – rzecz.
Prezentowana publikacja to opowieść o Gnieźnie i Ziemi Gnieźnieńskiej. Opowieść składająca się z barwnych, nasyconych detalami obrazów kreowanych, rekonstruowanych i interpretowanych z wielu perspektyw badawczych. Zgromadzone teksty (metodologiczne, historyczne, antropologiczne, politologiczne) tworzą jednorodną całość będącą pomostem między naszymi piastowskimi pradziadami a dniem dzisiejszym: od czasów mieczów i toporów dawnych wojów, przywołujących „tumult dziejów” po krajobraz wirtualny. Ten wielce zajmujący dialog z historią, to nade wszystko Słowo o człowieku. Nie tylko jako głównym kreatorze i uczestniku burzliwych dziejów, ale także jako spadkobiercy na którym ciąży obowiązek deponowania pamięci minionych pokoleń, pokoleń którym zawdzięcza nie tylko krajobraz materialny i kulturowy, ale także treść swego jestestwa. (fragment recenzji) Henryk Lisiak
Książkę Mateusza Salwy otwiera studium paryskiego Ogrodu-lasu na wewnętrznym dziedzińcu nowego budynku Biblioteki Narodowej w Paryżu. Nawiązanie do tej realizacji, poddanej wstępnie wielostronnemu oglądowi, znajdziemy też w końcowych partiach Estetyki ogrodu. „Wielostronny ogląd” oznacza tu wielość tropów interpretacyjnych (także krytycznych), które Autor otwiera i następnie - w kolejnych rozdziałach- szczegółowo rozwija, pokazując jak estetyczne doświadczenie ogrodu przemodeluje nasze sposoby myślenia (o) i działania (w) ogrodzie w szerszych kontekstach etycznych i społeczno-politycznych (także tych o wymiarze globalnym). Podkreślić warto, że Mateusz Salwa nie wpisuje swoich badań w nurt radykalnej krytyki nowoczesności (co we współczesnej ‘posthumanistyce’ częste), przekonuje natomiast – gromadząc liczne argumenty – do osłabienia dominującej wcześniej orientacji antropocentrycznej. Otwiera się w ten sposób „nowa wrażliwość na naturę” odczuwana i praktykowana w interesie zarówno ludzi, jak i bytów innych - niż - ludzkie. Powiedzieć, że zebrane w poszczególnych rozdziałach argumenty są liczne, to powiedzieć za mało. Przekonuje bowiem nie ich ilość, lecz przede wszystkim jakość. Rzetelnej znajomości dawnej i współczesnej literatury dotyczącej ogrodów i ich kontekstów towarzyszy bowiem pogłębiony namysł historyczno-krytyczny. Relację zachodzącą między koncepcją Autora a poglądami badaczy, z którymi wchodzi w książce w dialog, można określić jako korespondencję korygującą, czyli najbardziej wartościowy w humanistyce sposób przepracowania zastanego „materiału myślowego”. Anna Zeidler-Janiszewska
Związki muzyki i języka były obecne w myśli Nietzschego w zasadzie w całej jego twórczości. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że dynamika rozwoju myśli Nietzscheańskiej jest określona przez dialektykę stopniowego oddalania się od siebie owych pierwotnie zjednoczonych fenomenów, w konsekwencji czego muzyka stopniowo traci w jego myśli na znaczeniu na rzecz języka figuratywnego. Jeżeli nawet teza ta jest zbyt śmiała, to nie ulega wątpliwości, że każde pretendujące do kompletności ujęcie filozofii Nietzschego z konieczności musi uwzględniać związki muzyki i języka w jego myśli. Obecność owych związków można znaleźć już w jego najwcześniejszych przedsięwzięciach pisarskich z 1861 roku, kiedy to podejmując problematykę pierwotnego języka zwierzęcego, młody Nietzsche wiązał jego genezę z muzycznymi aspektami afektywnej mowy zwierząt [JR, s. 5–24]. Już zatem w owym najwcześniejszym, wręcz prefilozoficznym okresie pojawiły się w myśli Nietzschego idee, wokół których rozgrywa się dynamika niemal całej jego późniejszej filozofii.
"Filozofia ogrodu" jest koncepcją, która zasługuje na uwagę z kilku powodów. Przede wszystkim stanowi ona najbardziej rozbudowaną filozoficzną, wręcz metafizyczną, interpretację ogrodu, z jaką można spotkać się w literaturze. Assunto przy tym nie traktuje ogrodów jako ilustracji koncepcji filozoficznych, lecz jako zjawisko, które samo domaga się filozoficznego namysłu. (...) Koncepcja włoskiego filozofa pozostaje koncepcją osobną, która właściwie nie ma sobie równych pod względem systematyczności wykładu i bogactwa wykorzystanego „materiału empirycznego”, wrażliwości historycznej, znajomości zarówno ogrodów, jak i literatury.
Autor zakłada, że w twórczości bitników osią centralną jest sfera święta. Pisarze ci czerpali inspiracje z róznorodnych źródeł: judaizmu, katolicyzmu, hinduizmu, buddyzmu czy nawet scjentologii i wierzeń indiańskich; nierzadko łącząc ze sobą te różnorodne wpływy. Autor w książce wskazuje te fragmenty, poddaje analizie i interpretacji, korzystając z bogatego dorobku pisarzy, biorąc pod uwagę również momenty, w których świętość podlega jawnej profanacji. Praca opisuje genezę powstania ruchu, jego historię, a także określa miejsce Beat Generation w przestrzeni literackiej, kulturowej, historycznej i socjologicznej. W tekście nie brakuje więc odniesień do ruchu hippisowskiego, twórczości transcendelistów amerykańskich (Emerson, Thoreau) czy pisarzy bitnikom współczesnych jak Charles Bukowski, Hunter S. Thompson czy Aldous Huxley. Wyjaśniona zostaje również podstawowa terminologia, a jeden z rozdziałów poświęcony został muzyce jazzowej, tak istotnej dla bitników.
Już na samym początku dociekań wyznaczonych zagadnieniem „Nietzsche i religijność” dochodzi do głosu sprzeczność zawarta w świadectwach dwojga z najbliższych przyjaciół Nietzschego. Z jednej strony mamy bowiem zdecydowany głos Franza Overbecka, który poszukiwanie klucza do Nietzscheańskiej filozofii w religii nazywa „sofistyczną sztuczką, zdolną zyskać sobie poklask jedynie kogoś, kto Nietzschego znał wyłącznie z oddali”. Z drugiej zaś strony dysponujemy świadectwem Lou Andreas-Salomé (z którą dialog prowadzi Krzysztof Matuszewski w artykule Nietzsche mistyczny?), przedstawiającym Nietzschego jako naturę religijną, jego filozofię zaś jako wyrosłą ze straty wiary i Boga (przekonanie to odziedziczą Bataille i Klossowski). Zagadnienie religijności w dziele Nietzschego, jak właściwie każde zagadnienie dotyczące jego filozofii, nie jest więc kwestią ani jednoznaczną, ani tym bardziej taką, która z łagodną uległością otwiera się przed czytelnikiem, wyjawiając swe tajemnice. Ujawniają się nam bowiem wielorakie, zaprzeczające sobie twarze – czy też może maski – niemieckiego filozofa: Nietzsche-Antychryst, wyzwalający świat z jarzma religii; Nietzsche-Zaratustra, do którego – co podkreśla Löwith w Historii powszechnej i dziejach zbawienia – stary papież zwraca się słowami: „W bliskości twej (…) czuję kadzidlne woni tajemne ciągłych błogosławieństw” [Z(a), s. 237]; Nietzsche makiaweliczny, który swoją filozofię Dionizosa łączy z hodowlą człowieka i stwierdza, że moralność oraz religia mają charakter czysto funkcjonalny, będąc środkami „kształtowania człowieka według własnego uznania”, a zatem narzędziem w rękach filozofa; wreszcie: Nietzsche mistyk, doznający objawienia, które – jak pisze Safranski – rozcina jego życie „na dwie połowy: życie przedtem i życie potem”. (fragment wstępu)
Taniec jest obecnie jedną z najszybciej rozwijających się sztuk performatywnych, a taneczno-techno-naukowe asamblaże stanowią dyskursywne pole kultury wpływające na sposób myślenia o poznającym podmiocie. Głównym celem stojącym za książką jest zastanowienie się nad tym, jak taniec i przemiany w tańcu współczesnym (mającym swe źródła w tańcu postmodernistycznym, zapoczątkowanym w Stanach Zjednoczonych w latach 60. XX wieku) mogą być soczewką na patrzenie na kulturowe przekształcenia związane z poznawczo-perceptywnymi funkcjami organizmu ludzkiego, które zachodzą pod wpływem rozwiązań naukowych i technologicznych.
Jak wyglądał polski wariant animowania i upowszechniania kultury filmowej w latach 30. XX wieku? Rodzimy ruch ożywienia kultury filmowej osiągnął wówczas swoją masę krytyczną przede wszystkim za sprawą warszawskiego Stowarzyszenia Miłośników Filmu Artystycznego „Start”. Ujmując „Start” jako przykład „kinofilii zaangażowanej” autor oferuje swoiste „bliskie czytanie” działalności organizacji, pogłębiające pierwsze skojarzenia z hasłami „filmu społecznie użytecznego” i walki z „branżą” oraz kilkoma czołowymi działaczami, wpływowymi po wojnie. Autor proponuję spojrzeć na projekcje czy inne działania animatorskie nie jako na dodatek lub substytut twórczości filmowej — ale właśnie jako zagadnienie centralne. Przygląda się uwarunkowaniom środowiskowym, które stworzyły podbudowę dla powstania organizacji, oraz inspiracjom ideowym, które wpłynęły na politykę programową stowarzyszenia. Ponadto podejmuje próbę rekonstrukcji dynamiki rozwojowej stowarzyszenia, a także odnosi się do innych polskich inicjatyw z zakresu animowania kultury filmowej. Główny wywód uzupełnia wybór okołostartowych tekstów z epoki, które oddają poglądy lub stanowią źródło informacji na temat działań z zakresu animacji kultury filmowej.