Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji Michael Finkel Książka
Wydawnictwo: | Otwarte |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa ze skrzydełkami |
Wydanie: | I |
Liczba stron: | 256 |
Format: | 135 x 205 |
Rok wydania: | 2024 |
Kilka godzin później na ścianie poddasza domu w Miluzie wieszają „Nietoperza” Albrechta Dürera. To nie genialne fałszerstwo, ale łup genialnego złodzieja. Podobnie jak ponad 300 innych artefaktów zgromadzonych przez Stéphane’a Breitwiesera.
- Jak to się stało, że młody chłopak bez grosza przy duszy zgromadził kolekcję dzieł sztuki wartą 2 miliardy dolarów?
- Dlaczego nikt go nie zatrzymał, gdy wynosił rzeźby i obrazy pod płaszczem albo wyrzucał je przez okna muzeów?
- Co stało się z dziełami, których nie udało się odzyskać?
Usiądź wygodnie i przenieś się do Luwru na poddaszu domu w Miluzie.
Rozejrzyj się i podziwiaj kunszt najzuchwalszego złodzieja sztuki.
Autor kilku książek, napisał między innymi „Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa”. Pisał dla „National Geographic”, „GQ”, „Rolling Stone”, „Esquire”, „Vanity Fair”, „The Atlantic” i „The New York Times Magazine”. Jego prace znalazły się w antologiach „The Best American Sportswriting”, „The Best American Science and Nature Writing”, „The Best American Travel Writing” i „The Best American Non-Required Reading”. Mieszka z rodziną w północnym Utah i południowej Francji.
Szczegółowe informacje na temat książki Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji
Wydawnictwo: | Otwarte |
EAN: | 9788381354042 |
Autor: | Michael Finkel |
Tłumaczenie: | Maria Borzobohata-Sawicka |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa ze skrzydełkami |
Wydanie: | I |
Liczba stron: | 256 |
Format: | 135 x 205 |
Rok wydania: | 2024 |
Data premiery: | 2024-06-05 |
Język wydania: | polski |
Język oryginału: | angielski |
Podmiot odpowiedzialny: | Wydawnictwo Otwarte Sp. z o.o. Smolki 5 lok. 302 30-513 Kraków PL e-mail: [email protected] |
Zainspiruj się podobnymi wyborami
Podobne do Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji
Inne książki z kategorii Reportaż
Oceny i recenzje książki Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji
O włamywaczu-dżentelmenie Arsène Lupin, fikcyjnej postaci stworzonej Maurice'a Leblanca, słyszeli za sprawą książek, filmów i seriali chyba wszyscy. A czy ktoś z was słyszał o Stephane Breitwieserze? Jeśli nie, nie martwcie się, ja też nie słyszałam, jednak za sprawą reportażu Michael Finkela „Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji" miałam okazję poznać. „Stephane Breitwieser tak naprawdę nie jest złodziejem dzieł sztuki. Przynajmniej on sam tak właśnie twierdzi, choć prawdopodobnie to najskuteczniejszy i najdoskonalszy złodziej dzieł sztuki, jaki kiedykolwiek żył." „Kradnąc, nie czuje wyrzutów sumienia, bo muzea - w jego wypaczonym osądzie - są tak naprawdę więzieniem dla dzieł sztuki." Nierzucający się w oczy Breitwieser ukradł prawie 300 artefaktów z muzeów we Francji, Belgii, Szwajcarii, Niemiec i Holandii. Liczba muzeów, których zbiory zostały uszczuplone, jest jednocześnie imponująca i szokująca, a wartość ukradzionych artefaktów została wyceniona na 1,4 mld dolarów! Nie zawsze działał sam, w części kradzieży pomagała mu jego ukochana dziewczyna Anne-Catherine Kleinklaus. Zapewne teraz zastanawiacie się, komu sprzedali te dzieła sztuki, do których zaliczały się m.in. figurki z kości słoniowej, obrazy, tabakiery, kielichy, wazy, broń biała i broń palna - wszystko, co wywoływało w Breitwieserze emocje mogło stać się jego łupem. Złodziejska para nie pozbywała się skradzionych przedmiotów, tylko... dekorowała nimi swoje malutkie mieszkanko w domu matki Stephane'a. Wyobraźcie to sobie, malutki domek, podobny do innych stojących przy ulicy na przedmieściach Miluzy, w którego wnętrzu zgromadzono m.in. działa George'a Petela, Albrehta Dürera i wielu innych mniej lub bardziej znanych twórców. I lata bezkarnego powiększania kolekcji. Do czasu...Michael Finkel z wielką dokładnością na podstawie wywiadów z Breitwieserem, jego książki „Wyznania złodzieja dzieł sztuki", wywiadów z adwokatem broniącym matki Breitwiesera w procesie, wywiadów ze szwajcarskimi policjantami, którzy wydobyli z Breitwiesera zeznania oraz rozmów z innymi osobami, które rozmawiały i/lub pisały o nim, stworzył przejmujący reportaż, w którym pożądanie do piękna miesza się z obsesją. Z reportażu wyłania się obraz mężczyzny głęboko nieszczęśliwego, którego jedyną radością jest obcowanie z pięknem sztuki, a w późniejszym czasie jest to sztuka i jego dziewczyna. To, co jednak najbardziej szokuje, to sposób dokonywania kradzieży. To nie były kradzieże w stylu „Mission: Impossible", gdy złodziej zawieszony na linach musi balansować, aby nie wzbudzić czujników ruchu, schładza czujniki temperatury. Nic z tych rzeczy. Tu wystarczył śrubokręt, obcinacz do paznokci, trochę sprytu, trochę sprawności fizycznej, współpraca ze wspólniczką i to by było na tyle. A i najważniejsze, to wszystko w świetle dnia, w godzinach pracy muzeum. Choć Breitwieser twierdził, że robił to dla sztuki, że „uwalniał" sztukę z więzienia, jakim jest muzeum, uważam, że był uzależnionym od adrenaliny egoistą pragnącym posiadać piękne przedmioty dla siebie. W książce wielokrotnie przewija się stwierdzenie, że lubił dotykać figurę przed snem, lubił zasypiać, wiedząc, że w pobliżu jest taki czy inny artefakt. A skoro już o książce mowa, to w środku znajdziemy barwne reprodukcje przedstawiające niektóre z łupów złodzieja. Jeśli weźmiecie książkę do ręki, to przypatrzcie się dokładnie okładce, wydawnictwo wpadło na świetny pomysł (więcej wam nie powiem, przypatrzcie się sami.)Reportaż z nurtu true crime nie epatuje przemocą, przynajmniej nie tą fizyczną. Ta książka emanuje sztuką, buzuje adrenaliną i obezwładnia obsesyjnym pożądaniem piękna.Moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników sztuki i wielbicieli true crime.Serdecznie polecam!
„Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji” to książka, która zapowiadała się na fascynującą podróż przez umysł jednego z najbardziej znanych złodziei dzieł sztuki, Stéphane'a Breitwiesera. Historia ta, pełna intrygi i niebezpieczeństwa, na pewno przyciągnie uwagę każdego miłośnika sztuki i kryminału. Niestety, gdy zanurzyłem się głębiej w lekturze, zauważyłem pewne elementy, które nie pozwoliły mi w pełni cieszyć się książką. Michael Finkel, autor tej opowieści, bez wątpienia wykonuje solidną pracę, przedstawiając szczegóły licznych kradzieży dokonanych przez Breitwiesera. Opisy zuchwałych czynów oraz ich konsekwencji są przerażające, co dodaje książce autentyzmu. Niemniej jednak, narracja często popada w przesadę, co sprawia, że momentami traci na wiarygodności. Finkel, próbując dorównać pięknu kradzionych dzieł sztuki, czasami przesadza z dramatyzmem i emocjonalnymi opisami, co może nieco irytować czytelnika. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych wyborów autora jest zastosowanie czasu teraźniejszego. Taka stylistyka może być odbierana jako zabieg mający na celu zwiększenie napięcia, jednak w kontekście opisywanych wydarzeń wydaje się być nieuzasadniona. Przez to, książka momentami traci na spójności, a fabuła wydaje się mniej realistyczna. Największym mankamentem jest jednak sposób, w jaki Finkel przedstawia samego Breitwiesera. Choć autor stara się być obiektywny, trudno nie odnieść wrażenia, że unika on głębszej krytyki działań złodzieja. Brakuje tu ostrej, analitycznej perspektywy, która pozwoliłaby lepiej zrozumieć motywy i mentalność Breitwiesera. Zbyt często Finkel zdaje się łagodzić obraz swojego bohatera, co może wynikać z obietnic złożonych Breitwieserowi, aby uzyskać jego zgodę na powstanie książki. Niestety, ta neutralność osłabia całą historię i sprawia, że traci ona na wiarygodności. Pomimo tych wad, doceniam próbę zgłębienia psychiki człowieka, który stał się jednym z najsłynniejszych złodziei dzieł sztuki na świecie. Książka dostarcza wielu interesujących faktów i skłania do refleksji nad wartościami estetycznymi oraz granicami moralności w kontekście sztuki. Podsumowując, „Złodziej sztuki” to książka z dużym potencjałem, który niestety nie został w pełni wykorzystany. Choć historia Breitwiesera jest fascynująca, sposób jej przedstawienia pozostawia wiele do życzenia. Niemniej jednak, dla osób zainteresowanych tematyką kradzieży dzieł sztuki, może to być ciekawa lektura, pod warunkiem, że podejdą do niej z odpowiednim dystansem.
„Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji” to książka, która zapowiadała się na fascynującą podróż przez umysł jednego z najbardziej znanych złodziei dzieł sztuki, Stéphane'a Breitwiesera. Historia ta, pełna intrygi i niebezpieczeństwa, na pewno przyciągnie uwagę każdego miłośnika sztuki i kryminału. Niestety, gdy zanurzyłem się głębiej w lekturze, zauważyłem pewne elementy, które nie pozwoliły mi w pełni cieszyć się książką. Michael Finkel, autor tej opowieści, bez wątpienia wykonuje solidną pracę, przedstawiając szczegóły licznych kradzieży dokonanych przez Breitwiesera. Opisy zuchwałych czynów oraz ich konsekwencji są przerażające, co dodaje książce autentyzmu. Niemniej jednak, narracja często popada w przesadę, co sprawia, że momentami traci na wiarygodności. Finkel, próbując dorównać pięknu kradzionych dzieł sztuki, czasami przesadza z dramatyzmem i emocjonalnymi opisami, co może nieco irytować czytelnika. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych wyborów autora jest zastosowanie czasu teraźniejszego. Taka stylistyka może być odbierana jako zabieg mający na celu zwiększenie napięcia, jednak w kontekście opisywanych wydarzeń wydaje się być nieuzasadniona. Przez to, książka momentami traci na spójności, a fabuła wydaje się mniej realistyczna. Największym mankamentem jest jednak sposób, w jaki Finkel przedstawia samego Breitwiesera. Choć autor stara się być obiektywny, trudno nie odnieść wrażenia, że unika on głębszej krytyki działań złodzieja. Brakuje tu ostrej, analitycznej perspektywy, która pozwoliłaby lepiej zrozumieć motywy i mentalność Breitwiesera. Zbyt często Finkel zdaje się łagodzić obraz swojego bohatera, co może wynikać z obietnic złożonych Breitwieserowi, aby uzyskać jego zgodę na powstanie książki. Niestety, ta neutralność osłabia całą historię i sprawia, że traci ona na wiarygodności. Pomimo tych wad, doceniam próbę zgłębienia psychiki człowieka, który stał się jednym z najsłynniejszych złodziei dzieł sztuki na świecie. Książka dostarcza wielu interesujących faktów i skłania do refleksji nad wartościami estetycznymi oraz granicami moralności w kontekście sztuki. Podsumowując, „Złodziej sztuki” to książka z dużym potencjałem, który niestety nie został w pełni wykorzystany. Choć historia Breitwiesera jest fascynująca, sposób jej przedstawienia pozostawia wiele do życzenia. Niemniej jednak, dla osób zainteresowanych tematyką kradzieży dzieł sztuki, może to być ciekawa lektura, pod warunkiem, że podejdą do niej z odpowiednim dystansem.
O włamywaczu-dżentelmenie Arsène Lupin, fikcyjnej postaci stworzonej Maurice'a Leblanca, słyszeli za sprawą książek, filmów i seriali chyba wszyscy. A czy ktoś z was słyszał o Stephane Breitwieserze? Jeśli nie, nie martwcie się, ja też nie słyszałam, jednak za sprawą reportażu Michael Finkela „Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji" miałam okazję poznać. „Stephane Breitwieser tak naprawdę nie jest złodziejem dzieł sztuki. Przynajmniej on sam tak właśnie twierdzi, choć prawdopodobnie to najskuteczniejszy i najdoskonalszy złodziej dzieł sztuki, jaki kiedykolwiek żył." „Kradnąc, nie czuje wyrzutów sumienia, bo muzea - w jego wypaczonym osądzie - są tak naprawdę więzieniem dla dzieł sztuki." Nierzucający się w oczy Breitwieser ukradł prawie 300 artefaktów z muzeów we Francji, Belgii, Szwajcarii, Niemiec i Holandii. Liczba muzeów, których zbiory zostały uszczuplone, jest jednocześnie imponująca i szokująca, a wartość ukradzionych artefaktów została wyceniona na 1,4 mld dolarów! Nie zawsze działał sam, w części kradzieży pomagała mu jego ukochana dziewczyna Anne-Catherine Kleinklaus. Zapewne teraz zastanawiacie się, komu sprzedali te dzieła sztuki, do których zaliczały się m.in. figurki z kości słoniowej, obrazy, tabakiery, kielichy, wazy, broń biała i broń palna - wszystko, co wywoływało w Breitwieserze emocje mogło stać się jego łupem. Złodziejska para nie pozbywała się skradzionych przedmiotów, tylko... dekorowała nimi swoje malutkie mieszkanko w domu matki Stephane'a. Wyobraźcie to sobie, malutki domek, podobny do innych stojących przy ulicy na przedmieściach Miluzy, w którego wnętrzu zgromadzono m.in. działa George'a Petela, Albrehta Dürera i wielu innych mniej lub bardziej znanych twórców. I lata bezkarnego powiększania kolekcji. Do czasu...Michael Finkel z wielką dokładnością na podstawie wywiadów z Breitwieserem, jego książki „Wyznania złodzieja dzieł sztuki", wywiadów z adwokatem broniącym matki Breitwiesera w procesie, wywiadów ze szwajcarskimi policjantami, którzy wydobyli z Breitwiesera zeznania oraz rozmów z innymi osobami, które rozmawiały i/lub pisały o nim, stworzył przejmujący reportaż, w którym pożądanie do piękna miesza się z obsesją. Z reportażu wyłania się obraz mężczyzny głęboko nieszczęśliwego, którego jedyną radością jest obcowanie z pięknem sztuki, a w późniejszym czasie jest to sztuka i jego dziewczyna. To, co jednak najbardziej szokuje, to sposób dokonywania kradzieży. To nie były kradzieże w stylu „Mission: Impossible", gdy złodziej zawieszony na linach musi balansować, aby nie wzbudzić czujników ruchu, schładza czujniki temperatury. Nic z tych rzeczy. Tu wystarczył śrubokręt, obcinacz do paznokci, trochę sprytu, trochę sprawności fizycznej, współpraca ze wspólniczką i to by było na tyle. A i najważniejsze, to wszystko w świetle dnia, w godzinach pracy muzeum. Choć Breitwieser twierdził, że robił to dla sztuki, że „uwalniał" sztukę z więzienia, jakim jest muzeum, uważam, że był uzależnionym od adrenaliny egoistą pragnącym posiadać piękne przedmioty dla siebie. W książce wielokrotnie przewija się stwierdzenie, że lubił dotykać figurę przed snem, lubił zasypiać, wiedząc, że w pobliżu jest taki czy inny artefakt. A skoro już o książce mowa, to w środku znajdziemy barwne reprodukcje przedstawiające niektóre z łupów złodzieja. Jeśli weźmiecie książkę do ręki, to przypatrzcie się dokładnie okładce, wydawnictwo wpadło na świetny pomysł (więcej wam nie powiem, przypatrzcie się sami.)Reportaż z nurtu true crime nie epatuje przemocą, przynajmniej nie tą fizyczną. Ta książka emanuje sztuką, buzuje adrenaliną i obezwładnia obsesyjnym pożądaniem piękna.Moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników sztuki i wielbicieli true crime.Serdecznie polecam!