Menu

Bobula Maciej

Autor książek wierszem i prozą Maciej Bobula zabiera nas w świat dzieciństwa oglądanego przez ramię. W jego najnowszym tomie znajdziemy więc słodkie czereśnie, ale też martwe zwierzęta, przemoc, wspomnienia filmów, których nie da się zapomnieć i nieustannie powracającą śmierć. „Pustko” zwabia czytelników bajkową stroną wizualną, rysunkami z zeszytów, które, jak wiersze Bobuli, chwytają moment, emocję, afekt. Chwilę później oddaje głos Człowiekowi Słoniowi z filmu Davida Lyncha, a ten wyznaje: – „świat był mi koszmarem” mówi bohater wiersza Bobuli. Bo cierpienie i śmierć to główne postaci tej książki. Bobula pisze poezję szczątków, w której los ludzi nie góruje wcale nad losem zwierząt. Poznajemy tu koty, jeże, psy. Język „Pustko” to połączenie tradycji, ludowej melodii i polskości z nowoczesnością, rapem. Zawołanie „mordo” spotyka tu „mord”, jest jego sąsiadem. Nie wiadomo tylko czy tym dobrym czy złym. Wiersze Macieja Bobuli się nie kończą, rozmawiają ze sobą, opowieść zmienia na chwilę temat i nastrój. Jesteśmy na wsi, w klasie, jesteśmy na podwórku, jesteśmy na pogrzebie, jesteśmy w kosmosie. Jest o dzieciństwie, samobójstwie, płci, planecie i kolonializmie. Raperka Little Simz występuje tu na jednej scenie z ofiarami polskich pogromów. To poezja obrazów odzyskanych. Trwalszych niż ziemia.
Wznowienie debiutu poetyckiego Macieja Bobuli, który przyniósł autorowi w 2019 Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius i stał się okazją do wykonania gestu bezprecedensowego. Wspólnie z pozostałymi nominowanymi do Silesiusa – Michałem Domagalskim i Janem Rojewskim – poeta zadecydował o podziale nagrody, co zainicjowało trend widoczny obecnie w wielu wyróżnieniach literackich – by finansowo nagradzać także nominowanych. A co można powiedzieć o debiutanckiej poezji Bobuli? Z jednej strony „wsie, animalia, miscellanea” wpisują się w tak popularny wśród młodszych twórców nurt poezji społecznie zaangażowanej, kreśląc panoramę socjologiczną miejsc znanych autorowi z autopsji. Z drugiej eksplorowana jest tu przestrzeń, która w 2018 była poetycko jakby niezagospodarowana, czyli tytułowe wsie, a dalej prowincje i miasteczka, do których ostatnie PKS-y docierały z końcem lat 90-tych. Można zaryzykować stwierdzenie, że przed debiutem Bobuli współczesna poezja polska skupiała się na dwóch obszarach – dużych miastach i przyrodzie, zaniedbując czy wręcz ignorując przestrzeń, w której mieszka ogromna część obywatelek i obywateli naszego kraju. „wsie…” zainicjowały trend, który teraz wyraźnie widoczny jest na naszej scenie poetyckiej. Nie uświadczymy tu jednak idealizowania prowincji, nadania jej wymiaru krainy na wpół magicznej (co charakterystyczne jest dla książek poetyckich skupiających się na przyrodzie), poezja Bobuli wolna jest też od epatowania brutalnością w ukazywaniu problemów społecznych (alkoholizm, stosunek do zwierząt i przyrody), czy przesyconych konserwatyzmem relacji międzyludzkich. Autor przypomina tu w pewnym sensie reportera, który stara się być w jak największym stopniu niedostrzegalny, może z wyjątkiem zabiegów literackich, gdy sceny trudne równoważone są świetnie podanym humorem. Możliwe, że właśnie to stanowi najmocniejszą stronę książki Bobuli.