Menu

Liberum Verbum

Liberum Verbum
„(Nie)stabilność” książka Emilii Bartkowiak (Nie)stabilność - tytuł w istocie odzwierciedlający w jakiejś mierze postrzeganie świata przez Autorkę. W swoich wierszach porusza zarówno to, co w duszy gra, ale i to, co - gdyby nadać formę prozy - mogłoby być wręcz publicystyką. Zatem nie stroni od wynurzeń osobistych, jak i ocen rzeczywistości, owego tu i teraz, jasno, bezkompromisowo deklarując swój stosunek. Wspomniane "co w duszy gra" wyraża się nie tylko słowem, ale i obrazem (ilustracje Autorki), przesiąkniętym treścią i emocjami. Autorka odważyła się na debiut zainspirowana inną publikacją Liberum Verbum "Pani Cogito". Emilia Bartkowiak (1991 - ) swoje życie rozpoczęła w Polsce, od dziesięciu lat kontynuuje je w Austrii. Miłość do kawy przeniosła w obszary zawodowe i do niedawna pochłaniała ją praca baristki. Rozmawia z roślinami, nadając im imiona. Potrafi okiełznać zdziczałego psa, uroni łzę wzruszenia na koncercie rockowym, zarywa noce, żeby wpatrywać się w księżyc. W wolnych chwilach oddaje się swoim ulubionym pasjom - szlifuje warsztat z rysunku, przepada gdzieś z dobrą książką, pisze wiersze albo rzuca zaklęcia. Wrażliwością mogłaby obdarować pół świata. Poetycka debiutantka.
Czym są owe nie pierwsze wiersze? Wrażliwością – wrażliwością twórcy i odbiorcy, co zapowiada choćby motto: „Wszystkim, którzy nie ufają poetom”; wrażliwością męską i kobiecą, które się splatają, przyciągają, a jednocześnie są tak różne w przejawianiu się. Wiersze nie pierwsze to debiutancki tomik wierszy młodego twórcy. Tę młodość zobaczymy co najmniej na dwa sposoby: niecierpliwość i bunt oraz próba dodania sobie dojrzałości poprzez treść mającą świadczyć o doświadczeniu. Jakżeż charakterystyczne. Wszak każde pokolenie, idąc ścieżką wydeptaną przez swoich przodków – i wiedząc o tym – robi to w przekonaniu, że to właśnie ono odkrywa ją przed światem, a wszystko wcześniej było nieważne, niemożliwe, zacofane i wręcz infantylne. No cóż, genetyczna pamięć zdaje się nie być doskonała i wymaga ciągłego odświeżania, co Autor czyni z pełnym przekonaniem. I słusznie. Czym są owe nie pierwsze wiersze? Wrażliwością – wrażliwością twórcy i odbiorcy, co zapowiada choćby motto: „Wszystkim, którzy nie ufają poetom”; wrażliwością męską i kobiecą, które się splatają, przyciągają, a jednocześnie są tak różne w przejawianiu się. Wiek nie przeszkadza Autorowi w śmiałym prowokowaniu niekiedy naszego zmysłu gramatycznego i ortograficznego, nie mówiąc o samych zasadach, i posługiwaniu się w świadomej zabawie, ale i w świadomym nadawaniu sensu, interesującymi określeniami, jak choćby: beztytuł z tak właśnie zatytułowanego wiersza, bezkoniec w wierszu Co było, czy choćby bylektóry (tak, tak – pisane łącznie) w wierszu Pożegnanie, a także scaleć, wywiedzione od cala. Pomimo wielu „przeciw”, ale i równie wielu „za” na szali, Czytelnik znajdzie pośród tych wierszy coś dla siebie, zaufa. A czy to poezja? A czymże jest poezja? Może właśnie tym, o czym Szymon Krasuski mówi w wierszu „O poezji”... Zbigniew Zebar
Agata Marzec – rodowita słupszczanka, przywiązana do miasta i jego mieszkańców; absolwentka polonistyki w Akademii Pomorskiej. Od najmłodszych lat z pasją czyta książki. Debiutowała zbiorem opowiadań Reminiscencje w roku 2016, nominowanym do nagrody w konkursie Książka na jesień 2016. Laureatka kilku literackich konkursów rangi ogólnopolskiej, takich jak: O Laur Sarbiewskiego, IV Konkursu Literackiego dla Nauczycieli, czy XIV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Marii Komornickiej; wyróżniona w I Międzynarodowym Konkursie Literackim im. Siegfrieda Lenza (2017). Mój ogród jest różny od ogrodu Agaty. Ale lubię podróże w nieznane miejsca, bo czyż nie o to właśnie w podróżach chodzi, żeby otworzyć się nie tyle na nowe miejsca, co na innego człowieka? Niektóre jej kwiaty zakłuły mnie mocno w serce, inne ukoiły ból. Wyszłam z ogrodu Agaty z przekonaniem, że warto było do niego wejść chociaż na chwilę. Anna Czerny-Marecka Głos Pomorza Agata Marzec nie stroni od wzorców – dobrych i najlepszych. (...) A w moim ogrodzie rosną… jest opowieścią w równej mierze baśniową, co realistyczną, a w każdym z tych wymiarów – mądrą. Liberum Verbum Mój ogród zaprasza do siebie wszystkich, którzy są wrażliwi nie tyleż na estetykę świata, co na jego silne emocjonalne uwarunkowania. To ogród wzrastający poezją, literaturą światową, biograficznymi reminiscencjami oraz zjawiskami kultury masowej. (...) Zapraszam Cię do środka. Agata Marzec
Takiej książki dawno nie było: oszczędna w słowach, ale niezwykle pobudzająca wyobraźnię; prawdziwa, ale bez narzucania czytelnikowi sposobu odbioru, oceny bohaterów; uniwersalna w swojej wymowie - każdy może odnaleźć siebie i swój świat, w którym żyje, a jednocześnie nie odnosi się ona do konkretnego miejsca. To świat współczesny, ale uświadamiamy sobie, że to już było, czyli że nic się nie...
Izabela Dawidowicz (1985)?– wrocławianka, studiowała dziennikarstwo i komunikację społeczną na Uniwersytecie Wrocławskim. Absolwentka studiów podyplomowych na kierunku zarządzanie zasobami ludzkimi. Licencjonowany pilot wycieczek – pasjonatka podróży. Kilkukrotnie zagrała w serialach Policjantki i policjanci oraz MiłośćKropka.pl. Jej ulubiony pisarz to Paulo Coelho; miłośniczka powieści o miłości Nicholasa Sparksa. Lubi też poradniki Reginy Brett, książki psychologiczne i rozwijające duchowo. Twórca niebotycznych budowli, podmorskich tuneli, kreator Życia z probówki, zdobywca Kosmosu staje się słaby i nieporadny wobec Natury, która zaszczepiła w nim potrzebę?– potrzebę ponad wszystkimi. Tego uczucia pragnie jednako i poeta, i tyran. Młoda kobieta, wchodząca w dorosłość Selena, doświadcza go jak każdy inny, walcząc jednocześnie, by mu nie ulec, co staje się powodem wielu rozterek. Czy podoła? A jeśli tak – co w zamian i czy w ogóle jest coś w zamian? No i: dlaczego? Czy może liczyć na wsparcie najbliższych? Czy w życiu potrzeba wiary, także tej przez duże „w”? Serce w kosmosie – opowieść chwilami gorzka, chwilami zabawna. A zakończenie? A czy najlepszym zakończeniem jest to Hollywoodzkie? Ważne, że każdy może poczuć się Seleną.
Bogusław Bujała (ur. 1961)?– autor kilku książek poetyckich i jednej podróżniczej. Lubi rytmy w literaturze i muzyce, sztukę świadomą swej sztuczności, a mimo to odbijającej coś rzeczywistego. Ceni odwagę i humor. Jak wyleczyć krzywicę domowym sposobem? Czy gangowi głuchoniemych uda się porwanie samolotu? 10-letni szpieg na komendzie MO. Jaki jest związek między Che Gevarą a Świętą Rodziną i jeleniami? Co robi japoński rowerzysta pod łódzkim domem spółdzielczym? Rozmowa z esesmanem w sadzie. Te i inne wątki znajdziemy w barwnych opowieściach o „radzeniu sobie” w Polsce sprzed-, ze środka- i po PRL. Historie codzienności z mniej i bardziej odległej przeszłości to tylko jedna część książki. Zabawne opowieści są przeplatane nie mniej dowcipnymi esejami o literach. Dlaczego M w wielu kulturach i językach kojarzy się z macierzyństwem? Czemu B odpowiada za coś grubego i ciężkiego? Odpowiadając na te pytania autor ponownie sięga po anegdoty, ale uzupełnia je o odniesienia literackie i ogólnokulturowe. Afabulacje. Aliteracje to lektura przyjemna. To także odważne wykorzystanie języka – w książce można znaleźć fragmenty pozornie niegramatyczne, archaizmy i kolokwializmy, nadające jej specyficzny walor. Mądra rozrywka. Prozę Bogusława Bujały polecam pokoleniu dzisiejszych pięćdziesięciolatków – to w dużej mierze ich młodość. Obszar wspomnień to 100 lat od okresu pierwszej wojny światowej po współczesność, a ich osią są litery alfabetu, przy czym kolejność, jak sugeruje sam tytuł, nie ma tu większego znaczenia. Wcześniejsze dekady zawierają pamięć prenatalną, zapiski ze wspomnień dziadków i rodziców. Ciekawe są zderzenia tych obrazów z analogicznymi wspomnieniami własnymi zarejestrowanymi w rozmowach rodzinnych. Bardzo interesująca treść opisująca wydarzenia osadzone w trzech ostatnich dekadach XX wieku: pobudza wyobraźnię, przywołuje to, co zapomniane; zawiera ciekawe i mądre komentarze. Proza Bujały ma luźną fabułę, a wplecione w nią fragmenty interesującej poezji Autora dodatkowo sprawiają, że tak naprawdę jest to rodzaj patchworku tekstowego bez chronologii i bardzo wyraźnych związków między poszczególnymi fragmentami. PAWEŁ DĄBROWSKI – poeta, reporter i fotoreporter, publicysta To piękna literacka materia spleciona z osobistych wątków, ironicznych fraz, czuła, przejmująca i zabawna. Pozwala wejść w świat ludzi, których widzialny głos wciąż pozostaje hermetyczny i marginalizowany. LIDIA AMEJKO – pisarka i dramatopisarka
MACIEJ STOJEK (rocznik 1989) – rdzenny zielonogórzanin, lokalny patriota, zasłuchany w muzyce obserwator życia codziennego. Publikował w piśmie literacko-kulturalnym Pro Libris. Niniejszy tomik jest jego poetyckim debiutem, a wiersze w nim zawarte określa jako: Wiersze do czytania, gdy za oknem nie widzisz słońca. Żyje nadzieją, że dla większości słońce jednak wzejdzie, a wiersze pozostawią po sobie coś więcej niż tylko słowa. Tomik składa się z 70 wierszy białych i 10 „Wierszy wymiętych skrawkami rymów”. Blisko sto stron poezji napisanej z punktu widzenia obserwatora, opisującej najprostszych ludzi i ich wcale nie proste zmagania z życiem. W tomiku odnajdziemy także sporo wewnętrznych przeżyć autora, które są tutaj podane na tacy – ciężkiej tacy, na której nie mogło zabraknąć przemyśleń, emocji i miłości.
KAROLINA STRZELCZYK. Nie jestem już dziewicą, wydałam pierwszy tomik dwa lata temu. To godny był wiek, aby rozpocząć płodną przygodę. Owocem talentu i zamiłowania do sztuki szeroko rozumianej jest moje kolejne dziecię, w postaci tego tomiku. Poeta to obserwator rzeczywistości, rzemieślnik i spisywacz biegu życia, jako że świat się przez dwa lata zmienił. Sama autorka również. Mogłabym pisać peany, jaką to jestem aktorką, przodownikiem pracy w krakowskim zakładzie, studentką dziennikarstwa, pisarką, narzeczoną i sam Bóg w notatniku spisane ma kim jeszcze. Jednak styl wierszy, forma, choć coraz lepiej szlifuję sam warsztat, pozostaje taka sama. Jest dużo wpływów staro– i nowotestamentowych, fascynacja sprawami nadprzyrodzonymi, jak dawniej, próba nawiązania kontaktu, czasami oceniania, czasem zapytania do Stwórcy przez zwykłego zjadacza chleba. Jest dużo mistyki, żeby zaraz uderzyć w najbardziej podstawowe, dawno nazwane ludzkie pragnienia. I jeszcze coś, proste, w moim stylu, na pohybel wszystkim, którzy myślą że poecie, artyście, prawnikowi i innym nie wypada prosta rozrywka. A przecie w prostocie tkwi clou. Humor ze znanego sitcomu: „—Panie, a czemu nie ja? Ja żem jeszcze warsztatu nie zamknął. — Panie Boczek, Pan żeś nawet jeszcze nie otworzył.” „Ja już żem otworzyła” i obiecuję, że prędko nie zamknę i powstanie jeszcze jeden tomik, i jeszcze jeden i jeszcze... aż do końca. Śląsko-krakowska obywatelka świata zaprasza na chwilę refleksji.
"Poeta Poślubny" jest zbiorem zapowiadanym pośrednio w marcu br. w II wydaniu tomiku Nie przysypuj gruszkami popiołu, w którym niczym forpoczta znalazł się pomieszczony i tu wiersz Modlitwa górska. Na ile różnią się te tomiki? Na ile poeta stał się dojrzalszy? Na ile twórczo się rozwinął? To pozostaje już Państwa domeną. My zaś usuwamy się z pola widzenia, życząc jedynie Czytelnikowi bogactwa przeżyć. Liberum Verbum Jakub Stanisław Domoradzki (1992) - Galicjanin zamieszkały w Warszawie. Po raz pierwszy publikował w II Antologii Stajni Literackiej Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Warszawie “Co jest pisane” (SPP, 2016). Za swój debiut literacki - “Wiersze, których nie lubi mój tata” (Mamiko, 2016) - został nominowany do Nagrody Poetyckiej im. K. I. Gałczyńskiego Orfeusz w kategorii najlepszy tomik roku (jedyny debiut pośród 20 nominowanych tytułów). Następnie wydaje “Nie przysypuj gruszkami popiołu” (Liberum Verbum, 2017) - Patronat Honorowy Prezydenta Miasta Tarnobrzeg, a także Patronat Medialny Radia Leliwa - który kilka miesięcy później doczekał się II, rozszerzonego wydania (Liberum Verbum, 2018), dostępnego także w formie e-booka. Autor publikował także m.in. w “Gazecie Bieszczadzkiej”, Kwartalniku Towarzystwa Uniwersytetów Ludowych “PUL” oraz “Sądeczaninie”.
Od Autora Zazwyczaj bliższa była mi proza – reportaże, relacje, opowiadania i miniatury. Wierzę jednak, że są rzeczy, dla wyrażenia których tym gatunkom brakuje środków. Tak powstał zbiór 26 wierszy. Teksty są ze sobą powiązane, ułożone w koncepcyjnym porządku. Chronologicznie przedstawiają wydarzenia od stycznia 2016 roku do dziś, a wszystkie łączy postać mojego taty. Stąd też tytuł – aita to po baskijsku “ojciec”. Wątek baskijski pojawia się także w tekstach będących korespondencją z Ikerem i w opisie San Sebastián - miasta, które na mapie moich podróży ma szczególne znaczenie. Hiszpania nie mogła się zresztą w tym zbiorze nie pojawić, gdyż zarówno kraj i język są od wielu lat moją pasją, która przekłada się też na pisanie. Teksty mają najczęściej formę obrazków lub krótkich fabuł. Taka forma poetycka – przez moje silnie reporterskie i kronikarskie postrzeganie świata – najbardziej mi odpowiada. Pisanie ich było dla mnie zupełnie nowym, fascynującym i bardzo intensywnym doświadczeniem, które – mam taką nadzieję – udzieli się też Czytelnikowi. Kamil Kaczmarski - ur. w 1982 r. - Ukończył ekonomię na Politechnice Gdańskiej i Universidad de Jaen, studiował w Instytucie Reportażu. Pracował w redakcji i publikował na łamach kwartalnika literackiego KZO. Autor bloga https://kamilkaczmarski.wordpress.com, na którym zamieszcza relacje z podróży, biegów i obserwacje z życia codziennego. Pochodzi z Trójmiasta, obecnie mieszkam w Luksemburgu.
Wiersze Jolanty Więcław, które przybierają ilustrowaną szatę „Notatnika”, przywodzą mi na myśl tytuł jednego z najpiękniejszych opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza. Wśród Jego młynów, obok tych nad Kamienną i Lutynią, jest także „Młyn nad Utratą”. Odczytajmy tytułową „Utratę” nie jako nazwę własną, ale pospolitą. Okaże się wtedy, że ten żywioł, żywioł utraty, jest wodą na młyn poezji Jolanty Więcław. U Iwaszkiewicza zostaje skojarzony z innym żywiołem: wodą, symbolem podświadomości. W wierszach Jolanty Więcław jest podobnie. Woda jest źródłem energii i to ona właśnie daje siłę wypełnionemu „słowami po brzegi” młynowi. Pozwala dokonać próby skruszenia wypełnionych po brzegi smutkiem słów jak ziaren po to, by wydobyć z nich pokarm. Młyn stoi nad wodą, jest w górze. Ta pozycja daje szansę zdystansowania się od traumy: znikasz w istnieniu nieistnienia, a ja zanurzam się, obmywam się w utracie. Pozostaje nadzieja, że podmiot liryczny wierszy z tego zanurzenia – w przeciwieństwie do bohatera opowiadania Iwaszkiewicza – wypłynie: z nieistnienia w istnienie. Dariusz Bugalski, Dziennikarz, poeta, pisarz Jolanta Więcław (ur. 1976 r. w Tarnowie) Absolwentka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Tarnowie (wystawiennictwo), Studium Reklamy w Krakowie (specjalista ds. organizacji reklamy), Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego (dyplom w pracowni rysunku Doroty Jajko-Sankowskiej) i Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie (dyplom z wyróżnieniem w pracowni malarstwa Romualda Oramusa). Tworzy kolaże, zajmuje się rysunkiem, fotografią, sztuką książki. Brała udział w wystawach indywidualnych i zbiorowych, krajowych i międzynarodowych. Laureatka konkursów plastycznych i poetyckich. Miejska Biblioteka Publiczna w Tarnowie wydała jej tomik poezji „Mówię życiu tak” (1997r.). Współpracowała tam z Grupą Młodych Autorów. Współredagowała miesięcznik prób literackich „Igrasznik”, także graficznie. Publikowała wiersze w tygodniku „Temi”, w almanachu „Miłość jest dalej” , w zbiorze „Moje serce słyszy” oraz w „Wizjerze” pod szyldem „Rzeczpospolita Poetów”.
"Wzdłuż śladów" to intrygująca opowieść o kondycji ludzkiego sumienia i choć tak skromna w swej objętości, przez Czytelników porównywana była niejednokrotnie nawet do "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta. Wzdłuż śladów to także męskie widzenie świata i niech owo „męskie” nie zwiedzie Cię, gdyż nie o mężczyznę macho tu chodzi, ale silnego wrażliwością, bo – jak najczęściej odpowiada Autor pytany o to, o czym jest ta książka – mężczyzna też człowiek. Pragniemy zwrócić Twoją uwagę także na nietuzinkową konstrukcję opowiadania, która sprawia, że kiedy skończymy je czytać, możemy wrócić do początku i czytać... dalej. "Głos uwiądł mu w gardle. Obserwowałem go kątem oka i miałem wrażenie, że całym wysiłkiem woli stara się powstrzymać łzy. Jego ciałem wstrząsały dreszcze, ale przed tym nie mógł się już obronić ani ukryć tego. I myślę, że świadomość tej niemocy męczyła go dodatkowo. - Tymczasem - zaczął po dłuższej chwili - osądzony po pozorach, spotykałem się z pogardą, nienawiścią, w najlepszym razie z obojętnością. Nawet najbliżsi odwrócili się wtedy ode mnie. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Kobiece łzy, lament - są takie sugestywne..."
Ludzkość, przynajmniej jej część, myśli już o kolonizacji innych planet, uważając, że to jedyny sposób na jej przetrwanie, bowiem zbliżamy się do kresu możliwości Ziemi. Myśl ta wyszła już poza rozważania czysto teoretyczne, sugerując między innymi i to, że nasz świat poznaliśmy już na tyle dogłębnie, że możemy sięgać gwiazd w znaczeniu dosłownym. Czy na pewno? Bo jakżeż nie zadać tego pytania, skoro nie poznaliśmy siebie i siebie nawzajem? Ileż to już pokoleń czerpie z tego niepoznania inspirację, doznając tych samych wzlotów i upadków od tysięcy, tysięcy lat, żyjąc w owym dwoistym świecie kobiet i mężczyzn. Czy emigracja planetarna cokolwiek tu zmieni? Wydaje się to być co najmniej wątpliwe. Weźmy bowiem pod uwagę tytułową Lilith – postać mityczną i niejednoznaczną, a już na pewno nie do końca poznaną; prakobieta-demon (według niektórych poprzedniczka biblijnej Ewy) i pierwsza femme fatale, to zobaczymy, że w samym akcie stworzenia zakodowany został już trwały podział i tajemnica, której poznać się nie da. Niepoznane, tajemnicze z taką samą siłą przyciąga, co i wzbudza lęk, i tak właśnie dzieje się na styku światów kobiet i mężczyzn. Tomik Lilith w gruncie rzeczy opowiada po raz nie wiadomo który tę samą historię, z tym że odkrywaną na nowo i z taką samą dozą emocji jak zapewne miało to miejsce po raz pierwszy w dziejach ludzkości. W takim razie po co sięgać po niego, skoro wszystko już było? Nie wszystko, a przynajmniej nie tak samo. Zatem wejdźmy do widzianego oczami młodego mężczyzny świata w XXI wieku, nad którym niezmiennie unosi się duch sumeryjskiej bądź żydowskiej (jak kto woli) Lilith i bądźmy gotowi na coś więcej, niźli po tym wstępie zdawać by się mogło. Liberum Verbum
Monika Karkosza – absolwentka Szkoły Głównej Handlowej. Pochodzi z Tarnobrzega, ale od wielu lat mieszka w Warszawie. Pierwsze literackie próby podejmowała w dzieciństwie, a od kilku lat przygotowywała się do wydania pierwszej książki, między innymi prowadząc osobistego bloga. Jej niedoścignionym wzorem pozostaje Alice Munro, którą ceni za staranny język, realizm, głębokość opisywanych przeżyć i wszechstronną znajomość otaczającej rzeczywistości. W wolnych chwilach gra w gry planszowe oraz z entuzjazmem i upodobaniem nieustannie czyta książki. "Przed i za Dubajem" to zbiór skupionych wokół współczesności opowiadań opisujących rzeczywistość – taką codzienną, bez fajerwerków, „nieatrakcyjną”, składającą się z rzeczy małych, powszednich, prawdziwych. Ale to one – często z dotkliwym, wręcz bolesnym zakończeniem, niekiedy nie oferując żadnych rozwiązań, zwłaszcza tych wymyślonych, z happy endem – stanowią sól naszego życia. Monika Karkosza przedstawia świat widziany przede wszystkim oczami kobiety, ale podejmuje trud patrzenia bez uprzedzeń, tendencyjności i sztucznego dzielenia świata i ludzi. – Liberum Verbum
Baśniowa opowieść ze świata fantazji adresowana głównie do starszych dzieci i młodzieży. Wbrew jednak wszystkiemu dorosły czytelnik, jeśli zechciałby do niej zajrzeć, wnet zorientuje się, że fantastyczny świat jest pełen odniesień i zapożyczeń z tego, w którym żyjemy. W największym skrócie rzecz ujmując: "Śladami barda" jest wyrazem odwiecznej tęsknoty człowieka do świata dobrego, sprawiedliwego, do wolności od (tyranii, jedynej słusznej prawdy) i wolności do (swobody myśli, przekonań). Trubadur Dalyaath żyje w jedynej istniejącej w świecie Złamanych Krain ludzkiej osadzie – Mżawej Dolinie, gdzie w miejscowej karczmie można usłyszeć padające z ust nieznanych przybyszów z lasu pogłoski o dalekich krainach. "Cóż to za brednie! – zaprzecza starszyzna. – Tuż za lasem rozciąga się Wielka Pustka, która wyznacza granice świata". W sukurs idzie im miejscowy mag ognia Xenos, który głoszących herezje pali żywcem na stosie. W umyśle dociekliwego Dalyaatha rodzą się wątpliwości. Kierowany impulsem, wyrusza w nieznane, mając sobie za nic wszelkie ostrzeżenia, kładąc na szali swe życie. Czy cały czas żył w zakłamanym świecie, a ten kończy się za lasem? A jeśli nie, dlaczego są tacy, którym tak bardzo zależy, by wszyscy tak właśnie myśleli? Czy odnajdzie tego, którego znaleźć pragnie?
BIAŁE, PUSZYSTE DYWANY Kiedy biorę do ręki plik kartek z projektem nowej książki poetyckiej, zawsze obawiam się, że za chwilę usłyszę szelest jesiennych liści, będę spacerował po ukwieconych łąkach, bądź gonił sunące po niebie obłoki. Nie tym razem. Autor staje przede mną w ubłoconych butach i roboczym kombinezonie. Domaga się uwagi i skupienia. Konstruuje swoje teksty z syntetyczną, wolną od zbędnych ozdobników precyzją. Relacjonuje podróż po świecie odartym z kolorowych ozdobników, jakby ścierał z twarzy makijaż szmatą do podłogi. Kiedy w średniowieczu wykonywano wyrok na szlachetnie urodzonych, z celi na miejsce stracenia wędrował orszak. Przed skazańcem niesiono zwrócone ku jego twarzy obrazy przedstawiające sielankowe sceny. Pogodne malowidła zasłaniały mu szafot i kata. Sebastian odsuwa na bok te obrazy i staje naprzeciw własnych lęków, frustracji i strachu. Wydaje się, że kiedy odrzucimy złudne, kolorowe maski, które zakładamy na twarz codzienności, nasz świat stanie się smutny, szary i jednowymiarowy – jak ulica pozbawiona reklam, sklepowych wystaw i kolorowych, zdobionych sztukaterią fasad. Tak się jednak nie dzieje. Każdy kolejny wiersz prowadzi nas do innego wymiaru doświadczania codzienności. Utrata złudzeń otwiera uniwersum wolne od naszej cudownej zdolności do samooszukiwania się i unikania odpowiedzialności za słowa i gesty. Tutaj, wiersz za wierszem, idziemy w przemoczonych butach, drogą pełną leku, niepewności i cierpienia, oparci jedynie o to, co w nas najlepsze: zdolność do empatii, miłość i nieustanną potrzebę poznawania i doświadczania. Dla tych, których spotkamy, mamy prawdę, czułość i piękno wielobarwnego i wielowymiarowego świata. Każdy wiersz jest krokiem w ubłoconych buciorach po twoim puszystym, białym dywanie. Jarosław Dulęba
Arkadiusz Aulich (rocznik 1979) – urodzony zwyczajnie: wąski tunel, światło, na końcu albo początku końca wydał przeraźliwy krzyk... Jest twórcą niezależnym, nieustannie wymykającym się wszelkim konwenansom. W jego twórczości można zaobserwować przyciągające się przeciwieństwa, które tworzą jakiś nieokreślony kształt niespełnionych snów i myśli. Zupełnie odmieniony, jakby uwikłany „w życie po życiu” przebija się przez meandry literackiej rzeczywistości, podporządkowując życie poezji. Debiutował w roku 2018 tomem wierszy Dom czystych myśli. Dodatkowy opis na stronie: https://dajprzeczytac.blogspot.com/2019/05/odmienne-stany-swiadomosci-arkadiusz.html?fbclid=IwAR12-lJtZYq2zXAnyHZE3sWmfWSltJDNK4tg1tg31vvy7mKLOVHmRpDc0qI
PAWEŁ GURA GÓRECKI (rocznik 1985) – lwówczanin śląski z urodzenia, wrocławianin z wyboru. Dosadny, ale wrażliwy; poznał „uroki domu bez klamek” i „domu bez ścian”. Lubi film „Kler”, nie lubi kleru; lubi kolor bursztynu – najchętniej w fazie płynnej. Wyraża siebie słowem i muzyką; komponuje, śpiewa i gra solo oraz w zespołach: Antybiotyka, Sort B, X-Cremęt. Uważa, że wiersz powinien mieć rymy, choć trudniej taki napisać niż biały. Droga pod górę jest jego debiutanckim zbiorem wierszy wybranych.
Zapewne można by się spierać o to, czy ważniejsze są umiejętności manualne i technika szlifierza diamentów czy jego wyobraźnia, zdolność dostrzeżenia piękna i wartości w niekształtnym i zabrudzonym „kamyku”, który dopiero w pracowni nabierze blasku. Chcemy być tym szlifierzem z wyobraźnią, oddając w ręce Czytelnika tomik wierszy, które właśnie takie są, jak ten „kamyk”: miejscami zabrudzony, niewarty – zdawałoby się – uwagi, miejscami już jaśniejący blaskiem przyszłego szlifu. To tomik ważny tak samo dla rówieśników Autorki, jak i ich rodziców – jedni i drudzy być może ze zdziwieniem odkryją „nową prawdę”. Jaką? A to już pokaże lektura Pokolenia XXI. Liberum Verbum
"Dlaczego dorośli nie prowadzą dalej swoich dziecięcych pamiętników? A jeśli je zagubili, dlaczego ich nie szukają? Nie chcą mieć, przez wspomnienia, pięknego i dorosłego dzieciństwa?" "Kąty" to barwny hymn sławiący dzieciństwo. Niepozbawione są przy tym jednak zadumy i refleksji nad przemijaniem. Opowieść to fascynujaca podróż w czasie przez dzieciństwo chłopca od jego najwcześniejszego wspomnienia do śmierci ukochanego dziadka. Odejście tak bardzo bliskiego mu człowieka wprawia w ruch wnętrze chłopca, które staje się odtąd piecem alchemicznej przemiany otaczającej go rzeczywistości . Czy w rodzinie możliwa jest przyjaźń?
Wiersze Paczuli są nieoczywiste, niekonwencjonalne i zaskakująco dojrzałe. Autor odważnie wkracza w świat pełen motywów śmierci i żałoby czy odrzucenia, poszukując tam własnej tożsamości. Bez fałszywej skromności nawiązuje w nich do tradycji antycznych, odważnie, bezkompromisowo wplata wątki religijne. Wszystko to w konwencji dość surrealistycznej, okraszonej znaczeniową grą słów, dla której sięga chętnie po neologizmy, jak choćby w wierszu HIOP, którego tytuł powstał z połączenia (także symbolicznego) mitycznego Hioba z… chłopem. Warto wejść w ten świat, po którym oprowadzał nas będzie cicerone Paczula, powątpiewający w to, by lektura wierszy mogła świat polepszyć. Liberum Verbum PACZULA – licealista z Chorzowa, interesuje się literaturą i z nią chce związać swoją przyszłość. Tworzy pod silnym wpływem Dantego Alighieri, Juliusza Słowackiego, Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej czy Fiodora Dostojewskiego i Michaiła Bułhakowa, ale też takich twórców jak... Marina and the Diamonds (teraz MARINA), Kate Bush, Björk, M.I.A., Lorde, Mery Spolsky, The Dumplings, Katarzyna Nosowska.
Noc w operze jest zbiorem bardzo emocjonalnych historii opowiedzianych przez wchodzącego w dorosłość młodego człowieka. Zapewne niejeden co bardziej „ortodoksyjny” miłośnik poezji może odebrać tę twórczość z mieszanymi uczuciami, ale czy świat – także poezji – powstał jako niezmienny? Gdyby hołdować tej koncepcji, to – w zależności od punktu wyjścia – „na salonach” niezmiennie pobrzmiewałaby np. muzyka barokowa, a kanonem poezji byłyby choćby teksty starożytnej Grecji. Czy młodzi i bardzo młodzi nie mają prawa do własnego wyrażania siebie? Znakomitym uzupełnieniem natłoku myśli i emocji, jako się rzekło, są ilustracje Julii Heleny Bogdan.
ANNA MILA MILEWSKA – rocznik 80. Pisze od podstawówki, swój pierwszy arkusz poetycki pt. Próba mikrofonu wydała w 1995 roku w Ostrowie Wielkopolskim. Zdobyła kilka nagród i wyróżnień w konkursach poetyckich, miedzy innymi Złote Pióro w Katowicach oraz główna nagrodę w konkursie „Wszystko jest poezja” w Ostrowie Wielkopolskim. Jej wiersze publikowano w ogólnopolskich magazynach literackich, takich jak: Helikopter, Akant, Krytyka Literacka czy Migotania. Pasjonatka poezji i podróży – mieszkała już w 8 miastach w Polsce i za granica. Zawodowo zajmuje się public relations i marketingiem, głównie w branży modowej. Nie jest łatwo czytać poezje miedzy kawa a smażeniem jajecznicy. Bo jeśli jest to poezja tak bardzo kobieca i sensualna, jak zbiór Ani Milewskiej Rozkwitania, w kawie i jajecznicy muszą nastąpić jakieś straty. Coś wystygnie, coś się musi przypalić. Bo oderwać się od tych wierszy naprawdę trudno. Joanna Laprus-Mikulska, redaktor naczelna Świata Książki
Książka prezentowana w Tygodniku Kulturalnym TVP Kultura (od 22 minuty i 30 sekundy): https://vod.tvp.pl/video/tygodnik-kulturalny,04102019,44393076 Nereida wciąż gapi się na mnie. Znam to spojrzenie. One zawsze tak patrzą, a ja nigdy nie wiem: chcą być ze mną na zawsze? A może tylko sprawdzają, czy im we mnie do twarzy? Kochają mnie, czy tylko przymierzają? - Posłuchaj, Nereido! Już nie biorę, co dają! Zbyt wiele przeszedłem, zbyt wiele wycierpiałem. Być zawsze świadkiem cudzego losu, jak obrus, na którym odbywa się uczta? Nie! Teraz mam swój własny pofałdowany los wyrzeźbiony z dolin i nie-dolin. Pogięty przez życie, pełen zmarszczeń, zagnieceń i plis – w końcu stałem się sobą. Jestem obrusem zaproszonym na obiad! Ha!
1
z 1
skocz do z 1