Był głośny debiut, pora na głośny powrót! Po przeszło dwudziestu latach od chwili wydania "Kliniki lalek", powieści o wyzwalaniu się z poczucia obcości, frapującej "baśni psychoanalitycznej", jak pisała w entuzjastycznym posłowiu do książki Maria Janion, Małgorzata Holender powraca znakomitym tomem poetycko-prozatorskim. "Przyloty. Odloty" można by pewnie traktować jako kontynuację debiutanckiej opowieści - powracają w niej niektóre motywy, sposoby obrazowania, pytania, intuicje. Nie jest to jednak w żadnym razie prosty literacki sequel. To rzecz jakby jeszcze mocniej oparta na doświadczeniu, już nie baśniowa, nie alegoryczna. Na "Przyloty. Odloty" składa się kilkadziesiąt mocnych, poruszających wierszy, często dotyczących relacji: matka-córka, córka-matka, oraz sfingowany dziennik osnuty na wydarzeniach istotnych i pozornie błahych, poprzedzających śmierć bliskiej przyjaciółki. Całość tworzy pewnego rodzaju księgę przemijania - przemijania i powrotu - a zarazem niezwykle wnikliwe studium kobiecej tożsamości.