Menu

Małgorzata Nocuń

Małgorzata Nocuń (ur. 1980) i Andrzej Brzeziecki (ur. 1978) są dziennikarzami „Tygodnika Powszechnego” i autorami książki „Białoruś: kartofle i dżinsy”.
Po upadku Związku Radzieckiego mogło się wydawać, że w ogromie konfliktów, przemocy i patologii kobiety pozostaną jedynie ofiarami. W końcu w popularnych opowieściach o krajach poradzieckich najsilniejsi są zawsze mężczyźni. Małgorzata Nocuń postanowiła jednak wnikliwie przyjrzeć się tym, dla których zabrakło miejsca w szkolnych podręcznikach i na pierwszych stronach gazet: kobietom zamieszkującym Europę Wschodnią i Azję Centralną. Oddała głos bohaterkom, które przeżyły blokadę Leningradu w 1941 roku, oraz tym, które były w Ukrainie w lutym 2022. Więźniarkom łagrów, działaczkom na rzecz praw człowieka oraz kobietom zaślepionym ideologią, szczerze kochającym Związek Radziecki. Żołnierkom oraz matkom żołnierzy, którzy zginęli na froncie. Przedstawicielkom ruchu feministycznego z dużych miast oraz tym, którym mężczyźni odbierają wszelkie prawa. Powstał poruszający i niezwykle bogaty portret kobiet, które doświadczyły niepojętej utraty. Przede wszystkim jednak: kobiet, które potrafią przetrwać wbrew wszystkiemu.
Armenia. Niegdyś potężne imperium rozciągające się od Morza Kaspijskiego po Morze Śródziemne, dzisiaj zubożałe państewko na Kaukazie Południowym. A przecież to tutaj, na szczycie Araratu, osiadła po biblijnym potopie arka Noego, to tutaj na nowo miał się zacząć świat. Armenia jako pierwsze państwo na świecie przyjęła chrześcijaństwo, a jej mieszkańcy uznali się za naród wybrany przez Boga. Ale jeśli Bóg naprawdę wybrał Ormian, to potraktował ich niczym Hioba. Ten mały naród z bogatą tradycją piśmiennictwa, kultury i sztuki żyje dzisiaj wspomnieniami czystek, wojny i prześladowań, nieustannie ożywia pamięć o karawanach śmierci i ludobójstwie. Trudne sąsiedztwo naznaczone konfliktami zbrojnymi, napięcia polityczne, emigracja zarobkowa to zaledwie kilka przeszkód, które spowalniają rozwój Armenii, stawiając ją wśród najbiedniejszych republik poradzieckich. Za to rozsiani po całym świecie Ormianie tworzą zwartą i solidarną ponadpaństwową wspólnotę, która pielęgnuje świadectwa zamierzchłej świetności ojczyzny i pieczołowicie zlicza znamienite postaci ormiańskiego pochodzenia. Armenia. Karawany śmierci to owoc wieloletnich podróży dwojga wybitnych specjalistów od tematyki wschodniej. „Polakowi winna to być opowieść emocjonalnie bliska, bo jest o narodzie wybranym, a wciąż wystawianym na próbę. Hiob, wskazany przez autorów na patrona tej literackiej podróży, wiele zatem pomaga zrozumieć. Pomagają jednak przede wszystkim autorzy, którzy, jak zwykle zresztą, tkają opowieść z ogromną delikatnością i empatią. Gdyby to nie była książka, ale ormiański dywan, to pewnie w samym centrum byłaby mapa z ukradzioną przez Turków górą Ararat. Obok byłby Górski Karabach, a wokół niego armia żołnierzy gotowych do wojny z Azerbejdżanem. Nie zmieściłyby się portrety milionów emigrantów, którzy kiedyś uciekali przed prześladowaniami, a dziś przed korupcją i bezrobociem. Byłby natomiast Kreml, którego Armenia jest pod wieloma względami zakładnikiem. Gdzieś w tych wzorach plątałyby się nici teorii spiskowych, a nad wszystkimi unosiły koszmary senne z ludobójstwa. I tak byłby to najpiękniejszy dywan na świecie.” Agnieszka Lichnerowicz
Aleksander Łukaszenka wygrywa druzgocącą przewagą każde wybory na Białorusi. Zdarzyło mu się nawet przyznać, że jedne sfałszował, ale… na swoją niekorzyść. To człowiek, który ma absolutną władzę. Jego przeciwnicy polityczni znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, media publiczne są pod jego pełną kontrolą, a OMON na jego polecenie znęca się w więzieniach nad nieposłusznymi obywatelami. Małgorzata Nocuń i Andrzej Brzeziecki przedstawiają biografię tego „białoruskiego cara” – od biednego wiejskiego chłopca, który pnie się po szczeblach politycznej kariery, do prezydenta, który po dwudziestu pięciu latach urzędowania słyszy od tłumu na ulicach Mińska: „Odejdź!”. Skrupulatnie analizują także relacje Białorusi z Rosją i z Polską, opowiadają o Galinie Rodionowej – żonie Łukaszenki, od lat żyjącej w wiosce, do której nikt nie ma dostępu, i przyglądają się białoruskiemu społeczeństwu – pełnemu sprzeczności, ale też energii pchającej go do zmiany, która kiedyś wydawała się niemożliwa.
W Polsce co dziesiąty noworodek przychodzi na świat przedwcześnie. Dzięki postępowi neonatologii przeżywają dzieci, których jeszcze dekadę temu nie można było uratować – urodzone w dwudziestym drugim czy dwudziestym czwartym tygodniu ciąży (próg przeżycia). Jeśli – dzięki rehabilitacji – rozwijają się prawidłowo, mówi się o cudzie. Jeśli ciężko chorują, ich życie zamienia się w uporczywą terapię. Nikt w chwili narodzin nie wie, jak będzie. To, czego doświadczają matki wcześniaków, można porównać ze stresem bojowym. Są słabe, bezsilne, pełne poczucia winy, dręczone wątpliwościami. Muszą szybko zapomnieć o sobie, by pomóc dziecku, które zaczyna najcięższą walkę – o życie. Na Oddziale Intensywnej Terapii Noworodka wcześniaki spędzają nieraz wiele tygodni, a nawet miesięcy. Najgorsze są poranki i wieczory. Poranki – bo trzeba wejść na oddział i dowiedzieć się, czy przez noc nie stało się nic złego. Wieczory – bo zostawia się dziecko. Rodzicom każdego dnia towarzyszą niepewność i poczucie zagrożenia. Jedno i drugie może już nigdy ich nie opuścić.