Tymczasem – jeśli któryś z pisarzy polskich zawalczył w XX stuleciu o laur poety epickiego – i w tej walce nie poległ – to właśnie Wittlin swoją pierwszą Odyseją. Dziś, po stu latach, młodopolszczyzna tej poezji nie razi już, jak raziła znużonych i brzydzących się rozmachem krytyków pisarzowi współczesnych; daje raczej posmak tego, czym dla poety-modernisty była nieskrępowana niczym dążność do duchowej i twórczej wolności. Całe dekady drenowania języka oswoiły nas co prawda – na nasze nieszczęście – z obcowaniem z polszczyzną prostą, ubogą, ogołoconą, nawet szpetną. Nie znaczy to jednak, że inna polszczyzna nie istnieje i że nie ma już dla niej miejsca. Przeciwnie: wielkich arcydzieł, pięknej mowy i ponadczasowej myśli jesteśmy spragnieni zawsze. Niech zatem nie dziwi i nie odstrasza Czytelnika niedzisiejszość tej frazy, pisowni czy interpunkcji. Niech się raczej da tej bujności porwać. Odyseja nie ma być łatwą lekturą – ma być przeżyciem!
Fragment Wstępu Jacka Hajduka