Krivoklat Jacek Dehnel Książka
Wydawnictwo: | Znak Literanova |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 240 |
Format: | 124x194mm |
Rok wydania: | 2016 |
Szczegółowe informacje na temat książki Krivoklat
Wydawnictwo: | Znak Literanova |
EAN: | 9788324036288 |
Autor: | Jacek Dehnel |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 240 |
Format: | 124x194mm |
Rok wydania: | 2016 |
Data premiery: | 2016-05-11 |
Język wydania: | polski |
Podmiot odpowiedzialny: | Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. Tadeusza Kościuszki 37 30-105 Kraków PL e-mail: [email protected] |
Zainspiruj się podobnymi wyborami
Podobne do Krivoklat
Inne książki Jacek Dehnel
Oceny i recenzje książki Krivoklat
Dla zwykłego, „normalnego" człowieka choroba psychiczna jest po prostu swego rodzaju szaleństwem, które ujawnia się w zachowaniu osoby chorej.Co jeśli chory jest w pełni władz umysłowych i w najdrobniejszych szczegółach planuje swoje szaleńcze pomysły czy oszukanie swojego lekarza, aby właśnie te pomysły zrealizować? Czy osoba naprawdę chora byłaby do tego zdolna?Te pytania nasunęły mi się po lekturze nowej powieści Jacka Dehnela pt. „Krivoklat". Tytułowy bohater przez całą książkę prowadzi monolog, opowiadając wybrane momenty swojego szaleństwa/choroby. Dużą uwagę skupia na swojej żonie oraz pacjencie poznanym w jednym zakładzie.W ten sposób stara się opowiedzieć historię, jak stał się „Kwasowym Wandalem". Ten przydomek nadali mu dziennikarze w odpowiedzi na sposób, w jaki niszczył dzieła sztuki w całej Europie.Jeśli chcesz poznać historię osoby psychicznie chorej, która drobiazgowo opowiada o swoim życiu, to jest to książka dla Ciebie. Jeśli chcesz poznać historię osoby szaleńczo zakochanej, która po groteskowej śmierci ukochanej wpada w obsesję niszczenia dzieł sztuki, to jest to książka dla Ciebie.Jednak jeśli monolog to nie jest Twoja ulubiona forma, a zdania wielokrotnie złożone i brak podziału na rozdziały, ba, nawet na akapity, może okazać się dla Ciebie nużący i trudny, to wybór tej książki może Ci się nie spodobać.Decyzja należy do Ciebie. Trzy godziny lektury tej pozycji na pewno dają do myślenia.
Wyobraź sobie, że pewnego dnia odkrywasz, że masz w życiu jakiś cel. Szczególny rodzaj zadania do wykonania. Misja do spełnienia, ale nie jakieś polecenie, tylko odgórnie nadane wyzwanie. Gdy to odkrywasz cieszysz się, że nareszcie wiesz, po co to wszystko. Ale szybko okazuje się, żę z normalnego człowieka robią z ciebie wariata. A każde zachowanie jest analizowane przez „specjalistów" i dopisuje się tobie jakieś drugie dno wszystkiego. „Krivoklat" Jacka Dehnela jest właśnie o takim człowieku.Tytułowy bohater o austriackim nazwisku Krivoklat, w momencie gdy go poznajemy jest pacjentem zakładu chorych psychicznie, gdzie trafił po wielokrotnym zniszczeniu współczesnych dzieł sztuki, wyrządzając tym samym straty liczone w milionach euro. Szybko okazuje się jednak, że to normalny człowiek, tylko zagubiony po traumatycznych doświadczeniach życia. Chce zwrócić na siebie uwagę, chce zaistnieć, w końcu specjalnie chce trafić do zakładu chorych psychicznie, by manipulować lekarzami.Konstrukcja bohatera jest bardzo ciekawa. Z jednej strony dostajemy zabawnego wariata, który wzbudza litość, ponieważ chcemy rozwiązać zagadkę, dlaczego oblewa obrazy znakomitych współczesnych malarzy dzewięćdziesięciosześcioprocentowym kwasem. Postać wydaje się być bardzo ograniczona i kontrolowana, tak przynajmniej stereotypowo myślimy o pacjentach szpitali dla chorych psychicznie. Szybko jednak orientujemy się, że autor pokazuje jego psychikę od środka. Poznajemy sposób mówienia, myślenia, bycia poprzez pierwszoosobową narrację i zauważamy, że to Krivoklat ma nad wszystkim kontrolę, a nie wszyscy nad nim. Bawi się w sprytnego manipulatora. Widzimy jego ciągi myślowe, gdy rozważa jak korzystnie wybrnąć z wandalicznego wybryku oblania kolejnego arcydzieła. Sposób konstruowania postaci jest bardzo zabawny. Wielokrotnie uśmiechnęłam się do zdań, jakie wypowiada narrator.Jak na pierwsze spotkanie z Jackiem Dehnele jestem zaskoczona niuansami konstrukcyjnymi. Książka jest też bardzo ciekawie pomyślana. Nie posiada żadnego, ale to żadnego akapitu, czy odcięcia w tekście. Jest to lany blok tekstu. Taki sposób pisania sprawia wrażenie jakby wszystko co znajduje się na ponad dwustu stronach było jednym ciągiem myślowym. Dialogi są opowiedziane przez narratora. Wszystko sprawia wrażenie, jakby było pomyślane i powiedziane na jednym wdechu, jakby wyrzucano z siebie słowa. Działa jak mechanizm w nakręconej zabawce, którą jak się nakręci, to zatrzymuje się dopiero gdy mechanizm się zatrzyma.Taki sposób wypowiedzi daje wrażenie jakby bohater był normalnym człowiekiem, to znaczy zdrowym psychicznie, tylko kreował siebie na wariata. Autor próbuje udowodnić nam, że się jednak mylimy, że pomimo śmieszności, Krivoklat ma jednak trochę nie wszystko poukładane na swoim miejscu w psychice, że działa nie impulsywnie, ale przemyślanie i z zamiarem. A to jest już zupełnie inny wymiar klasyfikacji czynów popełnionych.Moją uwagę przyciągnął również język i stylistyka budowania zdań. Jak już wcześniej wspomniałam opisy i wielokrotne powtórzenia tych samych fraz dają humorystyczny wydźwięk, ale pokazują też dramatyzm psychicznych zawirowań bohatera.W książce Jacka Dehnela jest też zawarty wspaniały katalog dzieł najwybitniejszych malarzy, artystów współczesnych i klasycznych. Możemy też poznać ciekawe miejsca, muzea, wystawy, wydarzenia kulturalne. Przez opisy przygotowań do kolejnych wypraw Krivoklata w celu oblania kolejnego arcydzieła dziewięćdziesięciosześcioprocentowym kwasem poznajemy historię sztuki. Ja jestem zachwycona tym zabiegiem literackim. Bardzo podobają mi się takie przemycania ciekawych zjawisk, czy pasji do książek.„Krivoklat" Jacka Dehnela jest bardzo zabawną, ale z wydźwiękiem czarnego humoru książką, którą mogę polecić. Kolejny raz proza polska udowadnia, że inteligenci i ludzie obyci to często „wariaci z wyboru".
Główny bohater powieści, tytułowy Krivoklat, od wielu lat jest pacjentem zakładów psychiatrycznych, ponieważ lubuje się w niszczeniu dzieł sztuki. Mężczyzna wybiera obrazy, które koniecznie muszą być powszechnie uznane za arcydzieła, po czym udaje się do wybranego muzeum i oblewa je dziewięćdziesięciosześcioprocentowym kwasem siarkowym. Przez prasę okrzyknięty został „Kwasowym Wandalem". Media poddają wnikliwej analizie każdy, nawet najmniejszy, aspekt jego życia, w poszukiwaniu przyczyny zaburzeń, które prowadzą do takich zachowań. Okazuje się jednak, że jego działania mają na celu coś, o czym żaden dziennikarz nawet nie śnił. Chodzi mu o uświadomienie społeczeństwu, że ich odbiór sztuki jest, delikatnie mówiąc, powierzchowny. Krivoklat w swoim monologu wyśmiewa ludzi, którzy przychodzą do muzeów i oglądają obrazy z audioprzewodnikiem, zamiast zatrzymać się i samemu spróbować coś poczuć, nad czymś się zastanowić. Bezlitośnie piętnuje osoby, które siedzą w muzealnych kawiarniach, przeglądając albumy sztuki i prowadzą żywe dyskusje o malarstwie, powtarzając te same wyrażenia, które przewijają się w profesjonalnych analizach, podjętych przez różnych krytyków sztuki. Natrząsa się z osób, które wartościują dzieła według nazwiska malarza i tego, co zostało o nich napisane, a jeżeli trafią na, wybitny nawet, wytwór osoby zupełnie niepozornej, wyrzucają go do śmietnika, bo nie ma on odpowiedniej renomy. Największym grzechem według głównego bohatera jest jednak przeliczanie wartości dzieła na pieniądze. Ludzie nie dyskutują o tym, jakie uczucia, emocje, doznania utracili, kiedy arcydzieło zostało zniszczone. Oni podliczają pieniądze. Tylko o nich jest mowa. I to najbardziej Krivoklata wkurza. A czy, tak naprawdę, można rzetelnie wycenić dzieło sztuki?Głównego bohatera poznajemy, kiedy planuje kolejne przestępstwo. Aby udało mu się zrealizować zamierzenia, musi najpierw pokonać kilka przeszkód. Pierwszą z nich jest wydostanie się z zakładu psychiatrycznego. Z tym akurat nie ma większych problemów, ponieważ ilekroć zostaje złapany i skazany na pobyt w danym miejscu, zaczyna snuć intrygę, która za jakiś czas pozwoli mu choćby na przepustkę, tym razem z okazji pogrzebu. Cóż to za intryga? Polecam sprawdzić samemu. Kolejną przeszkodą są strażnicy i osoby pracujące w kasach biletowych, które oprócz tego, że zawsze są (a przynajmniej powinny być) postawione w stan gotowości, to w szufladach trzymają zdjęcia z podobizną „Kwasowego Wandala". Oprócz rzeczonych pracowników muzeów plany naszego bohatera mogą pokrzyżować także zwykli zwiedzający.Jak widać, przeszkód jest całkiem sporo, wspomnieć jednak należy, że Krivoklat takim zwykłym przestępcą nie jest. Śmiem stwierdzić, że mamy tutaj do czynienia z jednostką wybitną w swojej dziedzinie. Jednak czy i tym razem uda mu się zniszczyć arcydzieło? Sprawdź sam.A co ode mnie? „Krivoklat" to książka trudna. Taka, po którą bez wątpienia nie sięgnie osoba, która nie potrafi bawić się literaturą, która jej nie rozumie i która się sztuką w ogóle nie interesuje. Kiedy sunęłam przez kolejne strony tego (fascynującego, trzeba przyznać) monologu, to byłam w stanie przywołać w myślach większość obrazów, bo albo omawialiśmy je na studiach, albo sama omawiam je z uczniami. Dzięki temu mój odbiór książki był znacznie łatwiejszy. Pozostałe osoby mają dwie opcje: albo googlować dzieła, żeby móc się do nich odnieść, albo przebrnąć przez strony bez głębszego przeżycia intelektualnego. Tylko czy wtedy warto? Jasne, powiesz, czytać zawsze warto. Ale nie Dehnela.Poza tym, jeżeli szukasz lektury, która porywa akcją, w której fabuła rozwija się przez kolejne strony, nabiera rozpędu, w której intryga goni intrygę, to w „Krivoklacie" tego nie znajdziesz.Jednak jeżeli szukasz książki, która jest studium psychologicznym osoby, która od społeczeństwa odstaje, która ma swoje zdanie na każdy temat, której nie możesz sklasyfikować jako bohatera negatywnego, nawet jeśli jego czyny potępiasz całym sobą, jeżeli od literatury wymagasz wyzwań i lubisz być zaangażowany intelektualnie, w końcu - jeżeli nie przeszkadza Ci brak rozdziałów i zdania ciągnące się przez kilka stron (charakterystyczne dla monologów), to jest to powieść dla Ciebie.
Zdaję sobie sprawę, z tego, że to odległe klimaty i tematyka, jednak wątek szaleństwa, który - nie ma co ukrywać - wypełnia treść Krivoklata Jacka Dehnela powodował, że moje myśli często uciekały ku genialnej Kuzynce K. Yasmina Khadry. O ile jednak książka algierskiego pisarza wprowadza nas w mrok ludzkiej duszy budząc grozę, niepokój i smutek, opowieść o Krivoklacie tę grozę maskuje, ukrywa - nawet ośmiesza
Książki czyta się na różne sposoby, od strony do strony, od rozdziału do rozdziału, od sceny do sceny. Krivoklata nie można przejść w ten sposób, ponieważ nie ma w nim rozdziałów czy scen. Limitowane są też kropki a oddech łapiemy przy przecinkach. I mimo to, albo dzięki temu właśnie, nie sposób się oderwać. Ciekawość i chęć poznania zamiarów głównego bohatera, zrozumienia jego idei, podążania śladem jego przemyśleń przykuwa do lektury i nie pozwala na zaczerpnięcie oddechu. A gdyby można było wyłączyć oddech weszłoby się w przegadany świat Krivoklata jeszcze głębiej.
„Nie da się opisać daru dzieła"- powie Krivoklat, bohater najnowszej powieści Jacka Dehnela, układając jednocześnie plan oblania kwasem siarkowym kolejnego dzieła sztuki. Mężczyzna od lat odwiedza wielkie muzea Europy po to, by zniszczyć następny obraz.
Jeśli zawsze myśleliście o sobie jako o ludziach kulturalnych i z zapałem onieśmielającym resztę członków rodziny przemierzaliście wszystkie muzea odwiedzanych podczas wakacji miast - nie czytajcie, ta książka jest o was.
Jeśli zawsze myśleliście o sobie jako o ludziach kulturalnych i z zapałem onieśmielającym resztę członków rodziny przemierzaliście wszystkie muzea odwiedzanych podczas wakacji miast - nie czytajcie, ta książka jest o was.
„Nie da się opisać daru dzieła"- powie Krivoklat, bohater najnowszej powieści Jacka Dehnela, układając jednocześnie plan oblania kwasem siarkowym kolejnego dzieła sztuki. Mężczyzna od lat odwiedza wielkie muzea Europy po to, by zniszczyć następny obraz.
Książki czyta się na różne sposoby, od strony do strony, od rozdziału do rozdziału, od sceny do sceny. Krivoklata nie można przejść w ten sposób, ponieważ nie ma w nim rozdziałów czy scen. Limitowane są też kropki a oddech łapiemy przy przecinkach. I mimo to, albo dzięki temu właśnie, nie sposób się oderwać. Ciekawość i chęć poznania zamiarów głównego bohatera, zrozumienia jego idei, podążania śladem jego przemyśleń przykuwa do lektury i nie pozwala na zaczerpnięcie oddechu. A gdyby można było wyłączyć oddech weszłoby się w przegadany świat Krivoklata jeszcze głębiej.