Anonimowy użytkownik
25/09/2024
opinia recenzenta nie jest potwierdzona zakupem
Książka jest niezwykłą hybrydą dwóch światów -ludzkiego cierpienia, któremu autor oddaje głos w osobistej, dramatycznej relacji pokrzywdzonych przez psychoterapię pacjentow oraz wnikliwej analizy przypadków i obejrzeniu całej sytuacji nieregulowanej nijak psychoterapii, którą to analizę dr. Witkowski próbuje uskutecznić razem ze komentującymi, znanymi autorytetami psychoterapii oraz czytelnikami. Co do tych przedostatnich - właśnie próbuje, albowiem znani i uznani psychoterapeuci wydaja sie mieć cały szereg problemow z jasną i konkretną komunikacja do autora. Co, de facto nie szkodzi obrazowi, a wręcz też pokazuje czym jest psychoterapia i czym nie powinna być. W książce wypowiada się również lekarz oraz psychoterapeuta, który utracił wiarę w swój zawód. Każdy z przypadków jest inny, pacjentem bywa i psychoterapeuta, akcja rozwija sie niczym w dobrym kryminale, wypowiedzi zarówno bywają naszpikowane żargonem, który na ogół spotyka się po tej drugiej stronie - granice tych dwóch światów się zacierają - co daje dość ciekawe i uderzające wrażenie - a czasem przeciwnie, ostro sie rozdzielają, są i wulgaryzmy, emocje. Wszyscy pacjenci tez przeczą stereotypowi ( o ile taki by istniał) "popaprancow" - inteligentni i świadomi, nieraz zadziwia jak sprawnie i logicznie rozumują w rozmowie z autorem. Aż się nasuwa pytanie czy to wszystko prawda, co mówią? Dlaczego takie osoby były "dzieckiem we mgle" w terapii? To, jak jest to możliwe książka przybliża czytelnikowi z dbałościa i szacunkiem by nie narzucać jakichkolwiek wniosków, a dać materiał do samodzielnej oceny. I z tak bogatego materiału wnioski nasuwają się same. Warto jednak sfocusowac sie na chwilę na psychoterapeutach, ponieważ wnioski ich dotyczące są dość istotne dla obrazu psychoterapii.Otóż, nie sposób nie zauważyć, że próby analizy przypadków pacjentów są torpedowane zawzięcie przez psychoterapeutow, którzy odmawiają wprost bezpośrednich odniesień do przypadku i unikają jak ognia wszelkich pytań autora, które mogłyby choć na myśl przywodzić, że odnoszą się do czegoś konkretnego. Wielokrotnie można namacalnie wręcz odnieść wrażenie, że autor próbuje w rozmowie uchwycić śliską rybę zamiast psychoterapeuty, a godna podziwu jest jego cierpliwość, zamiast po prostu op...olic takiego rozmówcę. Czytelnikowi, ktory bodaj raz miał do czynienia ze słynną nieuchwytnoscią psychoterapeuty, który na każde zapytanie pacjenta standardowo odpowiada interpretacją osoby pytającego - dłonie zwijają się w pięści, a poziom adrenaliny wzrasta. W sytuacji opiniowania o etyce psychoterapii i zasadach nią rządzących podobna nieuchwytnosc jest więcej niż niepokojąca - jest nie na miejscu.I tutaj też wprost nie brakuje prób interpretowania przez psychoterapeutów osoby i spojrzenia autora jako przykładowo "czarno-białego widzenia świata" lub ich wznoszenia się na wyższy poziom abstrakcji i nieokreśloności, gdy tylko autor zada konkretne pytanie. Coś mowi również rozpaczliwy brak komentatora- psychoterapeuty wobec ostatniego opisanego przypadku.Oddając sprawiedliwośc i będąc pod wrażeniem, zauważę, że wyraz innej postawie dał psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, Andrzej Śliwerski. Dość całościowo i spójnie nie stroni od odpowiedzialności, przyzwoitości jak i konkretnych wypowiedzi, nie ucieka od komentowanego przypadku słabymi usprawiedliwieniami. A jednak, Panie Śliwerski tutaj się kłania niewiedza o rzeczywistości przynależna terapeutom - i coś, co spróbuję określić jako.. naiwna wiara? Świetnie, że zaleca Pan ofiarom psychoterapii dochodzenie swoich praw w sądzie i podaje konkretne paragrafy, jednak art 266 par 1 kodeksu karnego psychoterapeuty nie zobowiązuje, a nawet wydebiona od towarzystw wzajemnej adoracji - po zjedzeniu przysłowiowej beczki soli - decyzja o braku etyki psychoterapeuty- w sądzie nic nie znaczy. Takie są fakty i dobre intencje tutaj nie wystarczą - to się nie zmieni dopóki terapeuci mający na tyle odwagi i uczciwości cywilnej jak Pan Śliwerski nie staną w tym sądzie z własnej woli ramię w ramię z pokrzywdzonym pacjentem kontra swoim szkodzacym "kolegom po fachu", którzy z uśmiechem potrafią nie tylko podważyć własny kodeks etyczny, punktujac w nim każdy brak zakazu i tak wygrać w sądzie, ale i odwrócić go tak, aby to pacjent był ukarany. Niesamowite, jednak jest i taka odsłona psychoterapii, w tej książce mało poruszona.W wypowiedziach innych psychoterapeutow można znaleźć pomiędzy erystyką i unikaniem, czasem te kawałki zdrowych, chciałoby się rzec poglądów i jednoznacznych stanowisk, którym mozna tylko pogratulowac, tak jak i szanowania racjonalnej wiedzy, ale co z tego, jeśli szybko w innym miejscu przyslanianych starymi zniekształceniami poznawczymi.Książkę wieńczy bardzo emocjonalne lapidarium będące okruchami sytuacji tych ofiar psychoterapii, które anonimowe gdzieś w internecie próbują wyciągnąć rękę o pomoc. Robi to przejmujące wrażenie, tym bardziej, że to, co się w większości w internecie widzi to opinie balwochwalczo zachwycone psychoterapią. Reszta - jej ofiary, a chociażby tylko niezadowoleni znikają, odchodzą w ciche cierpienie, wegetację lub na cmentarz, zaś ci, którzy chcą żyć i głośno opowiedzieć o tym co ich spotkalo w gabinecie są straszeni prawnikami przez psychoterapeutów, pozywani do sądów, a ich komentarze usuwane z portali i forów. Podsumowując - książka jest zjawiskiem niezwykłym, nie jest to jednak lektura łatwa i nigdy nią nie będzie ponieważ wymaga przez duże W. Myślenia i analizy, innymi szlakami niż utarte. Uczciwości intelektualnej i moralnej. Książka jest również zadośćuczynieniem ofiarom psychoterapii i nie sposób się oprzeć wrażeniu, że i to coś mówi o samej psychoterapii. Bo czy to nie psychoterapeuci powinni z pokorą i wstydem za swoich kolegow po fachu dać pacjentom choćby słowo przepraszam? Wysłuchać i pochylić głowę? W nie więcej niż jednym przypadku ( jeśli się mylę i było więcej, to ja przeprosze) doczytałam się, że komentujacemu psychoterapeucie jest przykro. Dobre i to. Psychoterapeutycznie rzecz ujmując, brak tak sprawiedliwości jak i przeprosin wpisuje się w " prawdę o życiu ", że nie zawsze się ma, co sie chce...