Menu

Henryk Waniek

Henryk Waniek (ur. 1942), krytyk sztuki, eseista, prozaik i malarz.
Henryk Waniek odkrywa przed czytelnikami Śląsk, opisując go z niezwykłą wrażliwością. W erudycyjny i inteligentny sposób opowiada o kraju i krajobrazie, o ludziach i duchowych związkach, które w różnym czasie łączyły Polaków, Niemców, Czechów i Ślązaków. Ten autorski wybór esejów obejmuje teksty, które znalazły się wcześniej w innych wyborach, a także te, które nie zostały dotychczas nieujęte w żadnych publikacjach książkowych. „Z pozoru Śląsk jest dobrze znany, a jednak ciągle skrywa wiele tajemnic. Ten fakt odzywa się już to w powieściach Andrzeja Sapkowskiego, Olgi Tokarczuk, Szczepana Twardocha i długiej listy pisarzy (oraz poetów) czerpiących inspirację z tego regionu. Sam do nich należę i czasem żartuję, że poza Śląskiem już nic mnie nie ciekawi…” Henryk Waniek Henryk Waniek (ur. 1942) – pisarz, malarz i publicysta. Autor około dwudziestu książek, m.in: „Hermes w Górach Śląskich”, „Inny Hermes”, „Pitagoras na trawie”, „Finis Silesiae”, „Dziady berlińskie”, „Wyprzedaż duchów”, „Obcy w kraju urodzenia”.
Książka Henryka Wańka to nowa pozycja w serii “Jeden esej”. Fragment: “W świecie tak wypełnionym nowoczesnością jak druga połowa XX wieku magnetyzm alchemii, na której ciążył racjonalistyczny zarzut szalbierstwa, miał w sobie urok sprzeciwu. Z magazynu archaizmów została wydobyta ta alchemia jako kulturowy underground przeciwko dominacji scjentyzmu. Kulturowy – powtarzam – bo nic mi nie wiadomo o współcześnie istniejących laboratoriach, gdzie w retortach i alembikach poszukuje się Merkuriusza. Może tylko w przybliżeniu i w pobliżu Genewy coś takiego w CERN mogą wyprawiać z hadronami. Powrót alchemii (bo przecież nie renesans) w minionym stuleciu odbywał się na różnych piętrach kultury, od surrealistów zaczynając, aż po pop-art”.
„Notatnik i modlitewnik drogowy II” to rzecz arcyciekawa i od pierwszej strony wciągająca. Czytelnik odnajdzie tu prywatny zapis skomplikowanej dekady, zamkniętej w latach 1994-2004, której finałem było wejście Polski w struktury Unii Europejskiej i w Epokę Szalonego Szaleństwa. W efekcie powstała książka bardzo intymna i bezkompromisowa. Waniek, prawdziwy homo viator, w genialny sposób kpi z siermiężnych realiów tamtych lat: raczkującego, nieudolnego kapitalizmu, afer, prywatyzacji oraz z polityków, którzy wówczas trafiali na pierwsze strony gazet. Od polityczno-społecznego obłędu można uciec na różne sposoby, ale dla Wańka prawdziwym remedium staje się sztuka, wewnętrzny imperatyw pisania, rejestrowania rzeczywistości. Artysta wszechstronny, wrażliwy na różne przejawy twórczości – na kartach Notatnika snuje rozważania na tematy muzyki, malarstwa, literatury i filmu. Do poezji autor odnosi się jednak z ostrożnością, bowiem liryka jest jak pole minowe i czasami niebezpiecznie się w jej rejony zapuszczać.
Książka opowiada o znajomości autora z Maciejem Zembatym, kultowym tłumaczem i wykonawcą piosenek Cohena, autorem niezapomnianych słuchowisk radiowych, jak Rodzina Poszepszyńskich – z Piotrem Fronczewskim i Janem Kobuszewskim w rolach głównych – człowiekiem obdarzonym ogromną wyobraźnią. To również opowieść środowisku twórców z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego wieku.
Nie sądzę by ktoś uwierzył, że takie to proste - siup! - i już jesteś na księżycu. Owszem, w marzeniach, fantazjach, baśniach i bajkach, co raz to się mówi. Gdzieś między złotym osłem, a śpiącym rycerzem, księżycowe wyprawy są równie niemądre jak samonakrywający się stolik. Kto uwierzy? A jednak musiałem - nie pierwszy i nie ostatni raz - uznać swoją pomyłkę, choć w sumie nie tak wielką. W każdym razie podróż na księżyc, jaką urządziłem cudakowi, co go do mojego domu licho przyniosło, wypadła nader pomyślnie. I taki właściwie byłby koniec tej powieści. Ale gdzie jest jej początek? Tego właśnie nie umiem ustalić. Muszę więc sięgnąć do pamięci najgłębiej, jak się tylko da. Może tam będzie? - fragment Najnowsza książka Henryka Wańka, która sam autor zapowiada tak: Podaję, że ta powieść powstawała w latach 1992-2014, ale mówiąc ściśle, zacząłem ją pisać jako scenariusz filmowy w roku 1984 lub 85. Później, już bez myśli o filmie, wielokrotnie zmieniałem, dopisywałem, usuwałem jej fragmenty, aż razem z innymi szpargałami trafiła na dno mojej pamięci. Trafiłem na nią ponownie w roku 1992, od czasu do czasu znów przy niej majstrując. Około roku 1998 pokazałem ją dwóm pisarzom. Wiesław Myśliwski wyraził się o niej bez entuzjazmu. Marian Pilot był bardziej życzliwy. Ale chyba obaj nie mieli racji. Sporadycznie usiłowałem uczynić ją lepszą, mając jednak inne sprawy na głowie. Anonimowy recenzent Wydawnictwa Literackiego, przeczytawszy może dwie lub trzy kartki uznał, że jest to powieść pikarejska. Niech mu będzie. Ja bym powiedział, że to raczej baśń przyprawiona prawdą. Tylko, że obecnie jest ona czymś zupełnie innym niż wtedy. Czym? Proszę sprawdzić.