Menu

Łobodowski Józef

Respekt dla woli autora i jego prawa do kreacji wizerunku oraz pierwszorzędnego prawa do decydowania o kanonie swych dzieł doprowadziło w niniejszej próbie edycji do pójścia na kompromis w kwestii układu tomów. Postanowiłam zrezygnować z układu w całości chronologicznego i tomy przez autora pomijane milczeniem umieścić na końcu zbioru, aby zaakcentować stosunek twórcy do nich oraz miejsce, które sam im nadał w kanonie swej twórczości, nie skazując ich jednak na zapomnienie i zagładę. Rozwiązanie to uznałam za najlepszą odpowiedź zarówno na wyzwania historii literatury, która domaga się prawdy, jak i pamięci o autorze, która domaga się poszanowania jego woli. Dzieła literackie nie są bowiem tylko korpusem tekstów, ale są korpusem tekstów bardzo swoistym, bo podlegającym kreacji autorskiej i przynależącym do sfery własności osobistej autora. Dlatego należy je w sposób najdoskonalszy z możliwych uszanować, oddając jako wersję kanoniczną tę, która jest najbliższa intencji twórczej samego twórcy kanonu dzieła, w najdojrzalszej jego formie.
Kolejny tom zainicjowanej przez Jerzego Giedroycia serii publikacji źródłowych do dziejów paryskiej „KUL-TURY”. Lektura podstawowa dla wszystkich zainteresowanych nie tylko historią emigracji po 1939 roku, dziejami inteligencji polskiej XX wieku, ale też życiem i twórczością Józefa Łobodowskiego, wybitnego pisarza, poety, tłumacza, publicysty. Tom w znacznej części poświęcony jest kontaktom „Kultury” z Ukraińcami i Rosjanami, których teksty publikowane w paryskim miesięczniku Łobodowski tłumaczył.
Szukać dobrych "techników" politycznych wśród pisarzy, a tym bardziej poetów, raczej nie należy, choć i pod tym względem znajdą się wyjątki, natomiast, jeśli chodzi o wrażliwość na sejsmiczne ruchy historii i umiejętetność stawiania koncepcji także politycznych, można nawet najbardziej egotycznym lirykom udzielić odrobiny zaufania. [...] Zgadzam się z góry, że pisarz nie nadaje się na premiera, ministra czy ambasadora.Przyznaję z pokorą, że nawet na skromniejszym stanowisk sekretarza poselstwa wypadłbym zgoła katastrofalnie. Ale co innego dobrze "urzędować", a co innego mieć jasną wizję historyczną i wyczucie spraw zasadniczych. A pod tym względem niech się specjaliści od polityki zandto nad poetów i pisarzy nie wynoszą, bo rady nie dadzą.