Menu

Stanisław Gromadzki

„Żydówka” to niezwykła opowieść, która jeśli w ogóle stara się być powieścią, to jedynie powieścią-wyznaniem, wpisując się tym samym w klasyczny nurt Confessiones, formy wymyślonej i opiewanej najpierw przez św. Augustyna, a następnie przez Jeana Jacques’a Rousseau czy Marcela Prousta. Opowieść ta bynajmniej nie przywołuje czasów wojny, nie rozdrapuje wojennych traum, a nurt wypływającego niczym strumień wyznania głównej bohaterki, nie wyczerpuje się na konkretnych poruszeniach pamięci czy ziarnistości wspomnień, gdyż w tym jednym przypadku to cała opowieść w ogóle jest jakby nieco mimowolnym wspomnieniem-westchnieniem Narratorki, powidokiem ubiegłych zdarzeń, blaknącą plamą pamięci, przy czym sama bohaterka nikogo nie ocenia, nikogo nie karze i w końcu nie szuka gotowych odpowiedzi na poruszone i wyłowione z otchłani pamięci tematy. Cała magia tej historii polega na tym, że to właśnie dzięki wyznaniu Narratorki, chłonąc jej słowa, niczym na starym, blaknącym palimpseście, który staramy się objąć nieco zaskoczonym spojrzeniem, odzyskujemy na chwilę pamięć, ową pamięć mimowolną, która staje się w nagłym błysku wspomnienia całością naszego jestestwa i naszej tożsamości, poruszonym z nicości celem istnienia, które nie ogranicza się do tu i teraz, w końcu naszym życiem samym, ale zanurzonym w cudzej historii (czym bowiem jest życie, jeśli nie jakimś ja, zanurzonym w wielkiej historii tego, co obce), dzięki temu zaś możemy – niby na scenie teatru obwoźnego, który nagle zawitał z odległej przeszłości do naszego świata – na żywo poznać te wszystkie widma i duchy, które od lat zamieszkują wyłącznie wspomnienia Narratorki.