Wyrka. Utracony wołyński raj Małgorzata Witko Książka
Wydawnictwo: | Znak Horyzont |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa (miękka) |
Wydanie: | Pierwsze |
Liczba stron: | 384 |
Format: | 135x208 |
Rok wydania: | 2021 |
Szczegółowe informacje na temat książki Wyrka. Utracony wołyński raj
Wydawnictwo: | Znak Horyzont |
EAN: | 9788324080083 |
Autor: | Małgorzata Witko |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa (miękka) |
Wydanie: | Pierwsze |
Liczba stron: | 384 |
Format: | 135x208 |
Rok wydania: | 2021 |
Data premiery: | 2021-07-28 |
Język wydania: | polski |
Podmiot odpowiedzialny: | Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. Tadeusza Kościuszki 37 30-105 Kraków PL e-mail: [email protected] |
Podobne do Wyrka. Utracony wołyński raj
Inne książki z kategorii Historia
Oceny i recenzje książki Wyrka. Utracony wołyński raj
JESIEŃ, ZIMA, WIOSNA.......Praca w gospodarstwie, aby jeść. Relacje rodzinne, sąsiedzkie, szkoła, obchody świąt. Małe i duże radości i takie same smutki. Po prostu życie. Każdy ma. Jednak nad tą społeczność nadchodzi BURZA.... .O Wołyniu napisano wiele książek, ale ta, moim zdaniem jest wyjątkowa. Opisuje życie jedynie kilku rodzin, małej zżytej ze sobą społeczności. Bez wielkich słów. Prosta prawda, oparta jedynie na wspomnieniach kilku osób. Czasami na urywkach wspomnień, bo koszmarne przeżycia spycha się na samo dno duszy, żeby jak najmniej bolało. A jednak ciągle boli. Całkowicie nie da się zapomnieć... .Najgorsza jest NOC....Po nocy jest DZIEŃ, można odetchnąć, lecz troszkę tylko, bo dzień okazuję się równie bolesny i nie łatwy.Ta opowieść, nie wywołała we mnie nienawiści do" tych złych", a skłoniła do głębokiej refleksji nad losami ludzi, które nie zależą od nich samych. "Ktoś" sieje wiatr, następnie wywołuje burzę. "Komuś" o to chodzi.... .Wielkie współczucie i szacunek dla tych, którzy nie widząc żadnej swojej winy, tak strasznie cierpieli. Litość i współczucie dla tych co dali się ponieść emocjom nie godnym istoty ludzkiej.Wielu ludzi ma podobne wspomnienia. Moje ciotki też uciekały z Wołynia. Moja mama, w straszliwych warunkach była wywieziona na Syberię. Proste środki wyrazu najlepiej, moim zdaniem, oddają to, co ci ludzie wówczas przeżywali."Wyrka" opisuje to wszystko, co nie powinno się nigdy i nigdzie zdarzyć. Ta refleksja nie dotyczy wyłącznie polskiego narodu. To nie my, to między nami stawia się płoty. Sztuką jest w porę to spostrzec.Czy patrząc w telewizor, lub na uciążliwego sąsiada nie przychodzi ochota, żeby coś zrobić....?"Gdybyśmy go zabili, bylibyśmy tacy sami jak on"- mówi jeden z bohaterów książki."Wyrka" zawiera też piękne przykłady jak być człowiekiem, istotą czującą, wrażliwą i kochającą.
Przeczytałam książkę " jednym tchem"! Najpierw bałam się do niej zajrzeć. Potem otworzyłam i czytałam, czytałam... Julcia w książce to moja mama- Jadwiga Dziekańska. W czasie pogromu miała prawie sześć lat. Od najmłodszych lat wiedziałam o rzezi wołyńskiej. Mama miała ślad po kuli na ręce- taką wyrwę w mięśniu i na wewnętrznej stronie uda. Pytałam co to, kto Ci to zrobił... I tak powoli dowiadywałam się o Wyrce, dziadkach Dziekańskich, o ich życiu, o krewnych, o radościach i smutkach. Potem powoli o zapowiedziach tego, co się miało zdarzyć i w końcu o tej nocy rzezi i masakry. To, co nastąpiło potem- magia, cud, los... Mama mogła zginąć z babcią Franią. Los podarował jej jeszcze 75 lat dobrego i ciekawego życia. Cieszę się, że Małgosia Witko ocaliła pamięć o moich bliskich od zapomnienia. Bardzo dziękuję!!! Joanna Jażdżewska- Banasiak
Przede wszystkim należą się słowa wielkiego uznania dla Autorki - Małgorzaty Witko za pieczołowite, wnikliwe i rzetelne przygotowanie się do opisu miejscowości Wyrka i okolic oraz ich mieszkańców, jak również za chęć podjęcia tego jakże trudnego tematu.Książkę przeczytałam „jednym tchem". Jest to szczera, poruszająca, pełna refleksji opowieść o ludziach i miejscach, o ich losach i życiowych wyborach.Początkowy opis sielskiego życia rodzin, bohaterów książki rzeczywiście przywołuje w wyobraźni raj. Jednak mieszkańcom Wyrki i innych okolicznych wsi nie dane było życie w pokoju i w spokoju. Ich życie przeistoczyło się w horror, z jakim musieli się zmierzyć i piekło, jakie „zgotował im los".Podobał mi się podział książki na rozdziały, które odpowiadały porom roku i zjawiskom naturalnym, zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. W szczególności nazwa rozdziału „Burza", która najlepiej oddawała charakter zawartych w nim wydarzeń. Bardzo wzruszył mnie opis strasznego dylematu prostych wiejskich ludzi, którzy musieli z dnia na dzień zostawić swój dom, swój azyl, swój mały raj i zmuszeni zostali do ucieczki w nieznane mając strach w oczach o los swój i swoich najbliższych.Sposób, w jaki Autorka książki opisuje okrucieństwa, jakich dopuścili się oprawcy sprawił, że ja osobiście z ciarkami na plecach i łzami w oczach uświadomiłam sobie dokładniej te znane dotychczas jedynie powierzchownie fakty historyczne i ich okoliczności oraz w pełni zrozumiałam przeżycia zwykłych ludzi, Bohaterów książki.Uważam, że książka „Wyrka - utracony wołyński raj" powinna być wpisana do spisu lektur dla młodzieży, która powinna poznać tę historię, w tym życie ludności polskiej na kresach wschodnich i ich walkę o przetrwanie.
Bardzo długo się zbierałem, aby pogratulować autorce tej książki Małgosi Witko wykonania dobrej roboty, spisania kawałka naszej historii jak, że aktualnej w tych dzisiejszych czasach. Chciało by się powiedzieć „Nadgryzł mnie ząb czasu i wróciłem do korzeni..." Do korzeni do których wcześniej nie zaglądałem bo byłem za młody by pytać, rozumieć, to co się tam wydarzyło. To dzięki tej książce było mi dane poznać moje korzenie, odgrzebać rodzinę, która skrywała się gdzieś w Polsce. Wyrka to nie tylko książka, to nie tylko kawałek papieru ale prawdziwa historia rodzin, przeżyć i tragedii, które faktycznie miały miejsce. Fajnie jest teraz tam wrócić! Dziękuje.
Uwielbiam książki opowiadające o przeszłości, lecz sięgając po „Wyrkę. Utracony wołyński raj", miałam lekkie obawy. Może za sprawą tego, jak do tematyki Kresów Wschodnich w czasach II wojny światowej podchodzi wiele innych tytułów, zwłaszcza takich opartych na wspomnieniach dawnych mieszkańców. Na szczęście obawy te okazały się płonne. Lektura wzbudziła we mnie silne emocje i zmobilizowała do rozmyślań, ale nie dzięki opisom w stylu „brutalnie i wstrząsająco", tylko za sprawą całej kompozycji: układu wątków, przedstawionych bohaterów i subtelnego głosu narratora.„Wyrka..." napisana jest lekkim językiem, tak plastycznym, że zdania przypominają pociągnięcia pędzla odmalowujące żywą opowieść. Co więcej, to opowieść autentycznie wciągającą. Co prawda dotyka wielkiej historii, bo wpisany jest w nią trudny temat band UPA i rozlewu krwi na Wołyniu, ale perspektywa skupia się na losach jednostek - zwyczajnych ludzi. Do głowy od razu przychodzi refleksja, że równie dobrze każdy z nas mógłby być jej bohaterem. Jest to oczywiście bardzo niepokojące w kontekście przedstawionych w książce wydarzeń i nie życzę nam tego.Już pierwsze strony przenoszą nas do innego świata, w którym śledzimy historie losów bohaterów. Towarzyszymy im w codziennym życiu, poznajemy ich motywacje, marzenia, nadzieje i obawy. Jednocześnie odkrywamy wraz z nimi Wyrkę: odmalowany kwieciem zakątek świata, ale przede wszystkim czyjś dom, czyjeś miejsce na ziemi. Mamy niepowtarzalną okazję poznać kulturę tamtych czasów i tamtego miejsca. Pory roku wyznaczały wtedy rytm życia, nadały też rytm książce. Otwiera ją lato, i jak na lato przystało, jest energetycznie, pachnąco, a my wraz z bohaterami patrzymy w przyszłość może i z niewielką nutką obaw, ale na pewno z nadzieją i optymizmem. Tu narracja jest „najlżejsza": dosłownie nie mogłam się oderwać od lektury, pożerałam kartę za kartką, chcąc jak najszybciej poznać bohaterów i ich świat. Często barwne (ale nie rozwlekle) opisy miejsc czy przyrody wywoływały u mnie wspomnienia z dziecięcych lat i z Wołynia „przeskakiwałam" do mojego osobistego raju na ziemi: na Podlasie, do wsi, w której mieszkali moi Dziadkowie. Do miejsca, które też jakby pochodziło z innego czasu, żyło innym rytmem, emanowało innym pięknem. Do pól i łąk, do prostszego życia - może bez wielkich wygód, za to z terkotem żurawi za oknem i spokojem w duszy. I za tę sentymentalną podróż pragnę serdecznie podziękować Autorce. Za sprawą energii płynącej ze stron książki, czytając o małej ojczyźnie bohaterów, przypominamy sobie o własnym wyjątkowym zakątku świata. To okazja do refleksji nie tylko nad znaczeniem takiego miejsca, ale nad nami samymi. Wszak, jak napisała Autorka w prologu, miejsca są podobne do ludzi, niepowtarzalne i wyjątkowe. Miejsce, które ma dla nas szczególne znaczenie, wiele o nas mówi.„Wyrka..." napisana jest w ten magiczny sposób, który działa na wszystkie zmysły. Można dosłownie poczuć zapach opisywanych kwiatów czy smak jedzenia, usłyszeć melodię piosenki, poczuć tę samą irytację lub radość co bohaterowie. Zamknąć oczy i przejść tymi samymi drogami co oni. Wszystko jest żywe i autentyczne. Ale uwaga, pozostanie takie nawet wtedy, gdy zmieni się sceneria: zapach bzów zastąpi gryzący dym, smak jedzenia żelazisty posmak krwi w ustach, dźwięki piosenki ustąpią miejsca krzykom, a radość zastąpi strach, niepewność, głód i zmęczenie. Jestem przekonana, że to właśnie taki sposób przedstawienia świata i budowania opowieści sprawił, że książka wzbudziła we mnie takie emocje i sprawiła, że jeszcze długo po zakończeniu lektury rozmyślałam o życiu jako takim. Chcę jednak zaznaczyć, że Autorce udało się wybrnąć z trudnego zadania opisania niewyobrażalnie strasznych doświadczeń bohaterów bez epatowania przemocą. Czasem umieszczona we właściwym miejscu wzmianka o zakrwawionej marynarce robi silniejsze wrażenie na czytelniku niż „rozlewanie hektolitrów krwi". I właśnie tak prowadzi swoją opowieść Autorka.„Wyrka. Utracony wołyński raj" to książka niezwykle poruszająca i zachęcająca do refleksji nad ludzką naturą i otaczającym nas światem. Bilet do minionego czasu i innej rzeczywistości. Przedstawiane w niej problemy pomimo upływu czasu są wciąż aktualne. Historia dała nam wiele bolesnych lekcji. Czasem można jednak odnieść wrażenie, że wcale nie wyciągnęliśmy z nich właściwych wniosków. Żyjemy dzisiaj, lecz nie powinniśmy być głusi na „głosy z przeszłości". Warto mieć świadomość tego, jak było kiedyś, by świadomie kształtować otaczającą nas rzeczywistość i lepiej projektować przyszłość. Książki będące zapisem wspomnień są cennym źródłem lekcji historii. Jestem przekonana, że powinniśmy po nie sięgać, jednak na pewno nie po to, by na siłę doszukiwać się w nich podwalin wskrzeszających nienawiść, paliwa do pielęgnowania urazów i podziałów. Przeciwnie: warto to robić właśnie po to, by nie zapomnieć, jak ważny jest pokój i szacunek do życia. Dlatego cieszę się, że powstają książki takie jak „Wyrka...".
Uwielbiam książki opowiadające o przeszłości, lecz sięgając po „Wyrkę. Utracony wołyński raj", miałam lekkie obawy. Może za sprawą tego, jak do tematyki Kresów Wschodnich w czasach II wojny światowej podchodzi wiele innych tytułów, zwłaszcza takich opartych na wspomnieniach dawnych mieszkańców. Na szczęście obawy te okazały się płonne. Lektura wzbudziła we mnie silne emocje i zmobilizowała do rozmyślań, ale nie dzięki opisom w stylu „brutalnie i wstrząsająco", tylko za sprawą całej kompozycji: układu wątków, przedstawionych bohaterów i subtelnego głosu narratora.„Wyrka..." napisana jest lekkim językiem, tak plastycznym, że zdania przypominają pociągnięcia pędzla odmalowujące żywą opowieść. Co więcej, to opowieść autentycznie wciągającą. Co prawda dotyka wielkiej historii, bo wpisany jest w nią trudny temat band UPA i rozlewu krwi na Wołyniu, ale perspektywa skupia się na losach jednostek - zwyczajnych ludzi. Do głowy od razu przychodzi refleksja, że równie dobrze każdy z nas mógłby być jej bohaterem. Jest to oczywiście bardzo niepokojące w kontekście przedstawionych w książce wydarzeń i nie życzę nam tego.Już pierwsze strony przenoszą nas do innego świata, w którym śledzimy historie losów bohaterów. Towarzyszymy im w codziennym życiu, poznajemy ich motywacje, marzenia, nadzieje i obawy. Jednocześnie odkrywamy wraz z nimi Wyrkę: odmalowany kwieciem zakątek świata, ale przede wszystkim czyjś dom, czyjeś miejsce na ziemi. Mamy niepowtarzalną okazję poznać kulturę tamtych czasów i tamtego miejsca. Pory roku wyznaczały wtedy rytm życia, nadały też rytm książce. Otwiera ją lato, i jak na lato przystało, jest energetycznie, pachnąco, a my wraz z bohaterami patrzymy w przyszłość może i z niewielką nutką obaw, ale na pewno z nadzieją i optymizmem. Tu narracja jest „najlżejsza": dosłownie nie mogłam się oderwać od lektury, pożerałam kartę za kartką, chcąc jak najszybciej poznać bohaterów i ich świat. Często barwne (ale nie rozwlekle) opisy miejsc czy przyrody wywoływały u mnie wspomnienia z dziecięcych lat i z Wołynia „przeskakiwałam" do mojego osobistego raju na ziemi: na Podlasie, do wsi, w której mieszkali moi Dziadkowie. Do miejsca, które też jakby pochodziło z innego czasu, żyło innym rytmem, emanowało innym pięknem. Do pól i łąk, do prostszego życia - może bez wielkich wygód, za to z terkotem żurawi za oknem i spokojem w duszy. I za tę sentymentalną podróż pragnę serdecznie podziękować Autorce. Za sprawą energii płynącej ze stron książki, czytając o małej ojczyźnie bohaterów, przypominamy sobie o własnym wyjątkowym zakątku świata. To okazja do refleksji nie tylko nad znaczeniem takiego miejsca, ale nad nami samymi. Wszak, jak napisała Autorka w prologu, miejsca są podobne do ludzi, niepowtarzalne i wyjątkowe. Miejsce, które ma dla nas szczególne znaczenie, wiele o nas mówi.„Wyrka..." napisana jest w ten magiczny sposób, który działa na wszystkie zmysły. Można dosłownie poczuć zapach opisywanych kwiatów czy smak jedzenia, usłyszeć melodię piosenki, poczuć tę samą irytację lub radość co bohaterowie. Zamknąć oczy i przejść tymi samymi drogami co oni. Wszystko jest żywe i autentyczne. Ale uwaga, pozostanie takie nawet wtedy, gdy zmieni się sceneria: zapach bzów zastąpi gryzący dym, smak jedzenia żelazisty posmak krwi w ustach, dźwięki piosenki ustąpią miejsca krzykom, a radość zastąpi strach, niepewność, głód i zmęczenie. Jestem przekonana, że to właśnie taki sposób przedstawienia świata i budowania opowieści sprawił, że książka wzbudziła we mnie takie emocje i sprawiła, że jeszcze długo po zakończeniu lektury rozmyślałam o życiu jako takim. Chcę jednak zaznaczyć, że Autorce udało się wybrnąć z trudnego zadania opisania niewyobrażalnie strasznych doświadczeń bohaterów bez epatowania przemocą. Czasem umieszczona we właściwym miejscu wzmianka o zakrwawionej marynarce robi silniejsze wrażenie na czytelniku niż „rozlewanie hektolitrów krwi". I właśnie tak prowadzi swoją opowieść Autorka.„Wyrka. Utracony wołyński raj" to książka niezwykle poruszająca i zachęcająca do refleksji nad ludzką naturą i otaczającym nas światem. Bilet do minionego czasu i innej rzeczywistości. Przedstawiane w niej problemy pomimo upływu czasu są wciąż aktualne. Historia dała nam wiele bolesnych lekcji. Czasem można jednak odnieść wrażenie, że wcale nie wyciągnęliśmy z nich właściwych wniosków. Żyjemy dzisiaj, lecz nie powinniśmy być głusi na „głosy z przeszłości". Warto mieć świadomość tego, jak było kiedyś, by świadomie kształtować otaczającą nas rzeczywistość i lepiej projektować przyszłość. Książki będące zapisem wspomnień są cennym źródłem lekcji historii. Jestem przekonana, że powinniśmy po nie sięgać, jednak na pewno nie po to, by na siłę doszukiwać się w nich podwalin wskrzeszających nienawiść, paliwa do pielęgnowania urazów i podziałów. Przeciwnie: warto to robić właśnie po to, by nie zapomnieć, jak ważny jest pokój i szacunek do życia. Dlatego cieszę się, że powstają książki takie jak „Wyrka...".
Bardzo długo się zbierałem, aby pogratulować autorce tej książki Małgosi Witko wykonania dobrej roboty, spisania kawałka naszej historii jak, że aktualnej w tych dzisiejszych czasach. Chciało by się powiedzieć „Nadgryzł mnie ząb czasu i wróciłem do korzeni..." Do korzeni do których wcześniej nie zaglądałem bo byłem za młody by pytać, rozumieć, to co się tam wydarzyło. To dzięki tej książce było mi dane poznać moje korzenie, odgrzebać rodzinę, która skrywała się gdzieś w Polsce. Wyrka to nie tylko książka, to nie tylko kawałek papieru ale prawdziwa historia rodzin, przeżyć i tragedii, które faktycznie miały miejsce. Fajnie jest teraz tam wrócić! Dziękuje.
Przede wszystkim należą się słowa wielkiego uznania dla Autorki - Małgorzaty Witko za pieczołowite, wnikliwe i rzetelne przygotowanie się do opisu miejscowości Wyrka i okolic oraz ich mieszkańców, jak również za chęć podjęcia tego jakże trudnego tematu.Książkę przeczytałam „jednym tchem". Jest to szczera, poruszająca, pełna refleksji opowieść o ludziach i miejscach, o ich losach i życiowych wyborach.Początkowy opis sielskiego życia rodzin, bohaterów książki rzeczywiście przywołuje w wyobraźni raj. Jednak mieszkańcom Wyrki i innych okolicznych wsi nie dane było życie w pokoju i w spokoju. Ich życie przeistoczyło się w horror, z jakim musieli się zmierzyć i piekło, jakie „zgotował im los".Podobał mi się podział książki na rozdziały, które odpowiadały porom roku i zjawiskom naturalnym, zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. W szczególności nazwa rozdziału „Burza", która najlepiej oddawała charakter zawartych w nim wydarzeń. Bardzo wzruszył mnie opis strasznego dylematu prostych wiejskich ludzi, którzy musieli z dnia na dzień zostawić swój dom, swój azyl, swój mały raj i zmuszeni zostali do ucieczki w nieznane mając strach w oczach o los swój i swoich najbliższych.Sposób, w jaki Autorka książki opisuje okrucieństwa, jakich dopuścili się oprawcy sprawił, że ja osobiście z ciarkami na plecach i łzami w oczach uświadomiłam sobie dokładniej te znane dotychczas jedynie powierzchownie fakty historyczne i ich okoliczności oraz w pełni zrozumiałam przeżycia zwykłych ludzi, Bohaterów książki.Uważam, że książka „Wyrka - utracony wołyński raj" powinna być wpisana do spisu lektur dla młodzieży, która powinna poznać tę historię, w tym życie ludności polskiej na kresach wschodnich i ich walkę o przetrwanie.
Przeczytałam książkę " jednym tchem"! Najpierw bałam się do niej zajrzeć. Potem otworzyłam i czytałam, czytałam... Julcia w książce to moja mama- Jadwiga Dziekańska. W czasie pogromu miała prawie sześć lat. Od najmłodszych lat wiedziałam o rzezi wołyńskiej. Mama miała ślad po kuli na ręce- taką wyrwę w mięśniu i na wewnętrznej stronie uda. Pytałam co to, kto Ci to zrobił... I tak powoli dowiadywałam się o Wyrce, dziadkach Dziekańskich, o ich życiu, o krewnych, o radościach i smutkach. Potem powoli o zapowiedziach tego, co się miało zdarzyć i w końcu o tej nocy rzezi i masakry. To, co nastąpiło potem- magia, cud, los... Mama mogła zginąć z babcią Franią. Los podarował jej jeszcze 75 lat dobrego i ciekawego życia. Cieszę się, że Małgosia Witko ocaliła pamięć o moich bliskich od zapomnienia. Bardzo dziękuję!!! Joanna Jażdżewska- Banasiak
JESIEŃ, ZIMA, WIOSNA.......Praca w gospodarstwie, aby jeść. Relacje rodzinne, sąsiedzkie, szkoła, obchody świąt. Małe i duże radości i takie same smutki. Po prostu życie. Każdy ma. Jednak nad tą społeczność nadchodzi BURZA.... .O Wołyniu napisano wiele książek, ale ta, moim zdaniem jest wyjątkowa. Opisuje życie jedynie kilku rodzin, małej zżytej ze sobą społeczności. Bez wielkich słów. Prosta prawda, oparta jedynie na wspomnieniach kilku osób. Czasami na urywkach wspomnień, bo koszmarne przeżycia spycha się na samo dno duszy, żeby jak najmniej bolało. A jednak ciągle boli. Całkowicie nie da się zapomnieć... .Najgorsza jest NOC....Po nocy jest DZIEŃ, można odetchnąć, lecz troszkę tylko, bo dzień okazuję się równie bolesny i nie łatwy.Ta opowieść, nie wywołała we mnie nienawiści do" tych złych", a skłoniła do głębokiej refleksji nad losami ludzi, które nie zależą od nich samych. "Ktoś" sieje wiatr, następnie wywołuje burzę. "Komuś" o to chodzi.... .Wielkie współczucie i szacunek dla tych, którzy nie widząc żadnej swojej winy, tak strasznie cierpieli. Litość i współczucie dla tych co dali się ponieść emocjom nie godnym istoty ludzkiej.Wielu ludzi ma podobne wspomnienia. Moje ciotki też uciekały z Wołynia. Moja mama, w straszliwych warunkach była wywieziona na Syberię. Proste środki wyrazu najlepiej, moim zdaniem, oddają to, co ci ludzie wówczas przeżywali."Wyrka" opisuje to wszystko, co nie powinno się nigdy i nigdzie zdarzyć. Ta refleksja nie dotyczy wyłącznie polskiego narodu. To nie my, to między nami stawia się płoty. Sztuką jest w porę to spostrzec.Czy patrząc w telewizor, lub na uciążliwego sąsiada nie przychodzi ochota, żeby coś zrobić....?"Gdybyśmy go zabili, bylibyśmy tacy sami jak on"- mówi jeden z bohaterów książki."Wyrka" zawiera też piękne przykłady jak być człowiekiem, istotą czującą, wrażliwą i kochającą.