Menu

Jolanta Jonaszko

Kim jesteśmy? Nie istnieje chyba bardziej elementarne pytanie ontologiczne. Nie istnieje też chyba żadne bardziej elementarne pytanie, które można sobie zadać, a nawet bez przerwy zadawać, czytając "Nietutejszych". Jolanta Jonaszko, może lepiej: jej narratorka, pozostająca w zawieszeniu między "tam" i "tutaj", całkiem świadomie sytuująca się w obszarze liminalnym, w mitycznym pomiędzy, doświadcza rzeczywistości z perspektywy obcego, emigranta zawieszonego między kulturowym Wschodem a Zachodem, kobiety mierzącej się z inną przestrzenią i innymi problemami niż te znane jej z miejsca urodzenia i wychowania. Czego uczy nas Jonaszko? Przede wszystkim tego, że unifikacja Europy nadzwyczaj często pozostaje w sferze deklaracji - nie ma jednej Europy, linie demarkacyjne przebiegają zgodnie z liniami podziałów geograficznych, a także - że w obrębie tych nieformalnie wydzielonych kawałków świata przebiegają wewnętrzne granice psychokulturowe, a te znieść (w obu znaczeniach tego słowa) najtrudniej. Stąd, z jednej strony - wszechobecne wyalienowanie pomimo usiłowań dopasowania się do rzeczywistości, a z drugiej - rozpaczliwe próby pozostania sobą w obliczu groźby normalizacji i standaryzacji. Konkluzją Nietutejszych zdaje się być to, że człowiek nigdy nie jest do końca "swój" i nigdy nie jest do końca "obcy", że te dwa biegunowe aspekty doświadczenia składają się na całokształt tego, co można nazwać "ja". Jonaszko ukazuje to znakomicie, a dodatkowo robi to za pomocą języka odartego ze zbędnych ozdobników, choć nie surowego, i na tyle sugestywnie, że można jej wierzyć; w każdym razie ja ("ja") jej wierzę. Tomasz Dalasiński
„Bo to był niezły dowcip, taki na granicy, albo bardzo jej blisko, na tyle jeszcze zakamuflowany, że ujdzie. Że można wybuchnąć śmiechem, bo pojmą i tak tylko wtajemniczeni”. W takim świecie, na pograniczu kultur i języków – gdzie grają półsłówka, konteksty i aluzje – poruszają się bohaterowie opowiadań Jolanty Jonaszko. Narratorka – alter ego autorki, mieszkającej z rodziną w Niemczech – funkcjonuje jednocześnie jako obca i swoja. Obca, bo cudzoziemka, swoja, bo reprezentuje niemiecką korporację jako konsultantka i coach. Pozycja pomiędzy, w połączeniu z osobistą wrażliwością, jest bogatym źródłem pisarskich obserwacji i inspiracji. I szczególnego zrozumienia dla przeżyć i dramatów ludzi zawieszonych gdzieś między Wschodem a Zachodem, Północą a Południem. Jak mieszkanka Splitu z opowiadania Elena, ofiara przemocy, która zbyt późno poznała, że jej niemiecki mąż „nie jest księciem na białym koniu, ale kimś, kogo w bajkach nie znajdziesz, ani chorwackich, ani niemieckich”. Jonaszko swobodnie, z gracją operuje słowem, nastrojem, rytmem narracji. Ale potrafi też zawiesić głos, chwytając metafizyczne mgnienia, gdy między dwiema istotami przeskakuje iskra zrozumienia. Jak po rozmowie z elokwentną i wygadaną Angielką z opowiadania Liz, kiedy „siedziały przez chwilę w milczeniu i popijały sok z czarnej porzeczki, zmieszany pół na pół z wodą gazowaną. Zbudził ich dzwonek i świat za drzwiami, który pukał i prosił o radę, o słowa”. Z taką delikatnością pióra i serca szkicuje autorka Portrety swoich bohaterów. Zbigniew Jasina