Anonimowy użytkownik
25/09/2024
opinia recenzenta nie jest potwierdzona zakupem
Kiedy myślę o debiucie Niny Igielskiej mam potężny mętlik w głowie. Po skończeniu i odłożeniu "Oddechu" na półkę poczułam pustkę. Bo to co z początku zaczęło się niewinnie, okazało się mieć drugie dno. Głębokie i bardzo muliste. Czytanie przypominało stąpanie po bagnach, z każdą stroną wciągało co raz głębiej.Niepozorne spotkanie cenionego, choć kontrowersyjnego profesora z fanką przeradza się w opowieść o zemście, która zaczyna i kończy się w pewną mroźną, zimową noc. To opowieść o prawdzie i postrzeganiu rzeczywistości. Pełna filozoficznych rozważań, które nie tylko mają skłonić czytelnika do refleksji, ale także zmusić do rozmowy. Ta nietuzinkowa, hermetyczna i duszna historia przypominała zabawę w kotka i myszkę z czytelnikiem. Choć sama w sobie ani odrobinę zabawna nie była. Nietuzinkowy okazał się też język powieści. Oryginalny, niemalże poetycki, przypominał szachową rozgrywkę między bohaterami.Jak zaczarowana śledziłam tę historię wciąż ze ściśniętym żołądkiem. Autorka wielokrotnie wodziła mnie za nos utwierdzając w przekonaniu, że niczego nie można być pewnym. Kazała wątpić, nie pozwalała ufać. Aż w końcu pozostawiła w kulminacyjnym momencie, przerywając historię jakby spuszczeniem kurtyny.To niesamowita historia, choć trudna i nie dla każdego. Ważna, poruszająca problem, który od razu kojarzy się z "Lolitą" Nabokova. Zresztą sama autorka w posłowiu wspomina, że "Oddech" ma być próbą oddania bohaterce głosu.