Żeby uporządkować myślenie o pisaniu, musiałam pomyśleć o tytule, więc wymyśliłam: „Zapiski dla zabicia czasu”. Piękny tytuł, ale nie mogę go użyć z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że już go wymyślił japonista i tłumacz Henryk Lipszyc dla swojego tłumaczenia na język polski japońskich notatek Kenko – buddyjskiego mnicha z końca XIII wieku. Po drugie bo, mimo że podobno podczas pandemii ma się więcej czasu, ja go nie zabijam, lecz gonię, bo mi go ciągle brakuje. Wreszcie po trzecie dlatego, że ten tytuł brzmi żartobliwie, a ja nie chcę pisać ani dla zabawy, ani o zabawnych rzeczach. Pamięć podsuwa wprawdzie drobne winietki, które bywają zabawne, ale to dlatego, że tylko dzięki takim obrazkom można delikatnie dotknąć rzeczy tak straszliwych i tak bolesnych, że bez zabawnych odwołań po prostu nie wystarczyłoby odwagi, żeby się z nimi zmierzyć. Zdecydowałam się więc na „Sara – Irena – Elżbieta”. Trzy osoby w trzech rolach: bohaterka, narratorka, tłumaczka; tylko tyle i aż tyle.