Menu

Fijorr Publishing

Fijorr Publishing
Mięsowstręt, czyli dlaczego mamy jeść płatki kukurydziane? Typowa pięcioosobowa rodzinę Johnsonów, która na jedzenie wydawała dotąd sto, wymienialnych na złoto. Przed inflacją mogła sobie pozwolić na 50 kg rostbefu miesięcznie. Tyle konsumowała, zaspokajając swoje potrzeby żywnościowe przy pomocy pełnowartościowego pokarmu zwierzęcego. Odtąd mogła kupić już tylko 30 kg. O ile panie Johnson zdecydowały się brakującą ilość rostbefu zamienić na kurczaka, o tyle męska część rodziny upierała się przy dotychczasowej pieczeni lub steku. Z chwilą dalszego wzrostu ceny mięsa (czyli rosnącej inflacji), chcąc nie chcąc także panowie musieli, najpierw dwa, a potem trzy razy w tygodniu zgodzić się na kurczaka. Kurczak też drożał. Co prawda, zarobki Johnsonów rosły wraz z inflacją, lecz rosły wolniej niż wynosił spadek siły nabywczej pieniądza, czyli wolniej niż rosła cena mięsa. Im bardziej dolar oddalał się od złota, tym większa była swoboda emitowania i podaż pieniądza, ergo tym niższa jego siła nabywcza, czyli tym wyższa cena mięsa. Gdy w 1971 roku prezydent Richard Nixon „uwolnił” dolara spod gwarancji pokrycia banknotu papierowego w złocie, inflacja przyspieszyła. Wtedy już nie tylko nie wystarczało całej rodzinie Johnsonów na ulubioną wołowinę, lecz także na konsumpcję mniej cenionego drobiu, aż wreszcie trzeba było – najpierw – przerzucić się raz w tygodniu na podroby, potem na mielonego indyka codziennie, aż pewnego dnia okazało się, że jedzenie mięsa jest szkodliwe i trzeba przejść na potrawy bardziej roślinne, takiej jak spaghetti, pizza, czy lazania. Johnsonowie zmuszeni do przejścia na dietę opartą w przeważającej części na węglowodanach pozbawili się pełnowartościowego białka, witamin i innych niezbędnych dla życia składników pokarmowych. Odbiło się to na ich zdrowiu: o ile w epoce obżerania się krwistym rostbefem Johnsonowie omijali gabinety lekarskie szerokim łukiem, a wydatki rodziny na lekarstwa wynosiły niewiele ponad zero procent jej dochodu, o tyle po zmianie diety na mniej krwistą, i zdominowaną przez niskokaloryczną żywność pochodzenia roślinnego, problemy zdrowotne zaczęły się mnożyć. Wraz z nimi rosły wydatki na leczenie i lekarstwa stanowiąc już prawie 12 proc. zarobków. Nie tylko Johnsonowie ucierpieli, inni ludzie też. Społeczeństwo ogółem zaczęło szemrać, potem krzyczeć, w końcu grozić, że jeśli ta inflacja się nie skończy zmienią rząd. Zaniepokojony protestami Biały Dom, a zwłaszcza Fed przy pomocy skomplikowanych procedur repo, CDS, PMI i innymi tajemnymi sposobami zaczął dzielnie wojnę z inflacją. I wtedy ludzie odetchnęli z ulgą; szybko bowiem okazało się, że cena koszyka żywnościowego, w skład którego wchodziły najpopularniejsze rodzaje żywności i napojów, zaczęła się stabilizować. Co prawda koszyk w 1978 roku, którego miarę uznano za 100, rok później kosztował 102, ale tak niewielki wzrost już nie niepokoił. W kolejnych latach było 104,1, potem 106, 110… Słowem rosło, ale co to za wzrost. Dziennikarze śledczy zwracali uwagę, że w składzie badanego koszyka żywnościowego w 1978 roku mięso stanowiło aż 63 proc. jego zawartości, o tyle rok później było go 61 proc., potem 56 proc., odpowiednio 49 proc. W mediach głównego nurtu coraz częściej zaczęły się pojawiać publikacje o szkodliwości jedzenia tłusto, jedzenia mięsa, a zwłaszcza czerwonego mięsa. Kolejnym etapem kampanii rządowej stała się dieta wegetariańska, potem wegańska. Akcje te wspierane były ruchami religijnymi, organizacjami NGO, które napiętnowały, najpierw zabijanie, potem także jedzenie zwierząt. W miejscu napiętnowanego białka i tłuszczu zwierzęcego pojawiło się białko roślinne, skrobia, glukoza, a więc cukier we wszystkich jego postaciach. Wymiana zawartości koszyka żywnościowego była tego jedną z pierwszych konsekwencji. Ludzie przestali jeść to co chcieli, a zaczęli pałaszować to, co rząd chciał żeby jedli.
Odkryj Prawdziwe Oblicze Światowego Systemu Finansowego! Zanurz się w fascynującym świecie finansów, gdzie prawo własności zostaje wystawione na szwank, a elity finansowe trzymają władzę w swoich rękach. David Webb, ceniony finansista, odkrywa kulisy systemu, który wprowadza nową kategorię prawa - prawo do zabezpieczenia, nad którym dominują największe instytucje finansowe świata. Kulisy Skandalu, który Wstrząsnął Światem Finansów Prześledź śledztwo autora, który spenetrował archiwa najważniejszych instytucji finansowych, odkrywając szokujące fakty. Dowiedz się, jak nawet pozornie bezpieczne aktywa mogą być skonfiskowane w majestacie prawa. Czy twoje oszczędności są naprawdę bezpieczne? Obrona Prawa Własności - Twoja Walka Webb nie tylko ujawnia skandaliczne praktyki, ale także proponuje rozwiązania. Dowiedz się, jak chronić swoje interesy w obliczu rosnącej dominacji elit finansowych. Czy istnieje sposób, aby stawić czoło tej nieprawości? Kluczowe Tematy Poruszone w Książce: Prawo Własności vs. Prawo do Zabezpieczenia: Kto naprawdę decyduje o twoich finansach? Skandaliczne Praktyki Finansowe: Jak najwięksi gracze na rynku wykorzystują system? Rozwiązania dla Ciebie: Jak obronić się przed skonfiskowaniem majątku? Przełomowa Praca, Która Budzi Sensację! Książka "Wielka Konfiskata" to nie tylko przekazanie faktów, to manifestacja prawdy w obliczu systemu, który grozi każdemu z nas. Czytelnikom proponujemy podróż do serca finansowej prawdy, która może zmienić ich życie na zawsze. Czy jesteś gotowy na prawdziwe wyzwanie?
„12 życiowych zasad”, zbiór wszystkiego co powinien wiedzieć każdy, komu przyszło zmagać się ze współczesnością. Odpowiedzi stawiane na ważne pytania przez psychologa klinicznego Jordana B. Petersona są połączeniem wypracowanych przed wiekami prawd starożytnych z ustaleniami nowoczesnej nauki. Z typowym dla siebie humorem, w poruszającym i zaskakującym stylu Peterson opowiada o tym, jak żyć i jakimi zasadami powinien kierować się każdy z nas na co dzień. 12 życiowych zasad Antidotum na chaos książka Jordana B. Petersona Jak system nerwowy homara można odnieść do postawy człowieka, aby odnieść sukces? Co tak niesamowitego było dla Egipcjan w zdolności uważnego postrzegania świata? Autor w swojej książce porusza wiele tematów, na każdym z nich skupia się i próbuje udzielić najtrafniejszych odpowiedzi, o znaczeniu wolności, skłonnościach do ryzyka, odpowiedzialności. „12 życiowych zasad” to nowe spojrzenie na naukę, wiarę i naturę ludzką.
Że takich książek, podobnie jak dobrej pracy, na rynku brakuje, albo że autor jest znanym propagatorem przedsiębiorczości, który w każdym człowieku dostrzega potencjalnego Gatesa, Waltona czy Della. Napiszę więc tylko, że po przeczytaniu „Licz na siebie” zniknie cała masa pytań związanych z założeniem własnej firmy, a równocześnie pojawi się kilka razy więcej innych problemów. Różnica tkwi w tym, że posiadając swój biznes łatwiej się je rozwiązuje. Dlaczego? Bo innego wyjścia nie ma. Powodzenia!
Większość ludzi ma o bogactwie całkowicie fałszywe pojęcie. Bogactwo nie oznacza bowiem - jak się powszechnie mniema - wysokich pensji czy zarobków. Jeśli nawet zarobiłeś dużo pieniędzy, lecz wszystko co zarobiłeś wydałeś, nie stanie się ani odrobinę bogatszy. Majątkiem jest tylko to, co udało ci się zgromadzić, a nie to, co wydałeś. W jaki sposób ludzie stają się bogaci? Spadek, szczęście w interesach, dyplom prominentnej uczelni czy nawet inteligencja rzadko są źródłem powstawania fortun. Bogactwo, majątek jest najczęściej owocem ciężkiej pracy, uporu, systematyczności, a w jeszcze większym stopniu, samodyscypliny. Fragment
Książkę czyta się lekko, a jednocześnie z wypiekami na twarzy. Na każdej stronie czuć oddech Kamila. Treści to wartościowe, mówiące prawdę o tym, jak jest u nas, a nie w wypocinach amerykańskich teoretyków od biznesu. Ważne jest to, że wiedza ta jest w stanie uratować tyłek niejednemu optymiście. Pod warunkiem, że uwierzy w tę książkę i ją przeczyta! Marcin Osman, autor książki Biznes Ci ucieka
Współczesna prasa finansowa rozpisuje się na temat danych mówiących o podaży pieniądza. W każdy piątek inwestorzy giełdowi z zapartym tchem czekają na najświeższe informacje z rynku pieniężnego, które często wpływają na poniedziałkowe notowania na Wall Street. Jeśli podaż pieniądza gwałtownie wzrasta, oznacza to, że stopy procentowe mogą pójść w górę, ale mogą też pozostać na obecnym poziomie. Prasa straszy czytelników złowieszczymi prognozami dotyczącymi posunięć Rezerwy Federalnej lub regulacji, które mogą wprowadzić banki i inne instytucje finansowe. Przywiązywanie tak dużej wagi do kwestii podaży pieniądza to zjawisko raczej nowe. Do lat 70-tych XX w., w czasie Ery Keynesa, na temat pieniądza i kredytu bankowego nie pisano niemal wcale. Zastanawiano się raczej nad wzrostem Produktu Narodowego Brutto, polityką fiskalną rządu, wydatkami, przychodami i deficytem. Banki i podaż pieniądza to były zagadnienia generalnie ignorowane. Jednak po latach chronicznej i przyspieszającej inflacji – której keynesiści nie potrafili zaradzić – i po wielu nawrotach „inflacyjnej recesji”, stało się jasne dla wszystkich – nawet dla keynesistów – że coś tu nie gra. W ten sposób w centrum uwagi znazła się podaż pieniądza. Mnogość definicji podaży pieniądza może wprawiać przeciętnego człowieka w zakłopotanie. O co chodzi z tymi wszystkimi M, od M1A i M1B do M8? Który z tych symboli oznacza prawdziwą podaż pieniądza, o ile którykolwiek samodzielnie do tego wystarcza? I może najistotniejsze: dlaczego depozyty bankowe wliczone są do różnych M jako podstawowy składnik podaży pieniądza? Wszyscy dziś wiedzą, że papierowe dolary, emitowane wyłącznie przez Banki Rezerwy Federalnej, zawierające napis „ten banknot jest legalnym środkiem płatniczym do regulowania wszelkich zobowiązań, publicznych i prywatnych”, to pieniądze. Ale dlaczego rachunki bieżące uważane są za pieniądz i na jakiej zasadzie powstają? Czyż nie można ich wypłacić na żądanie w postaci gotówki? Dlaczego więc wkłady na żądanie to też pieniądz, a nie tylko papierowe dolary, które je reprezentują? Jedną z niezwykłych implikacji zaliczania wkładów na żądanie do składników podaży pieniądza jest stwierdzenie, że banki tworzą pieniądz; że w pewnym sensie są fabrykami pieniędzy. Ale czy banki nie przekierowują jedynie powierzonych im oszczędności, pożyczając je inwestorom lub konsumentom? Skoro banki otrzymują nasze oszczędności i następnie je pożyczają, to jak właściwie tworzą pieniądze? W jaki sposób pasywa bankowe stają się składnikiem podaży pieniądza?
Polski misjonarz, z Zambii, postanowił sprawdzić, czy ludzka godność rzeczywiście realizuje się w ludzkim działaniu. Studiując koncepcję działającego człowieka u Ludwiga von Misesa, starał się porównać ją ze społeczną nauką Kościoła, a konkretnie z encykliką Jana Pawła II (Karola Wojtyły) , Centesimus annus. W rezultacie powstała interesująca praca porównująca twórczość dwóch wielkich mieszkańców Galicji, Polaka – papieża i głębokiego katolika, oraz urodzonego we Lwowie Austriaka – agnostyka i ekonomisty. Książka O. Gniadka jest dowodem na to, jak wpływy kulturowe, tradycja, wspólnota miejsca wraz z żelazną dyscypliną, mądrością i umiłowaniem prawdy prowadzą do wspólnoty intelektualnej i szacunku dla człowieka.
Giełda jest dla ludzi. To mechanizm, który nie tylko trzeba, ale i można poznać. Temu właśnie służy Lekcja. Nie jest to mechanizm prosty, ale też zarabianie dużych pieniędzy nie musi być wcale łatwe. Choć akurat w przypadku książki, którą właśnie trzymasz w swoich rękach, znalazła się także recepta dla leniuchów i tych, którzy nie mają czasu na głębokie analizy. Jan M. Fijor
Za namową przyjaciół postanowiłem zebrać moje blisko piętnastoletnie doświadczenie amerykańskie, przetworzyć je nieco przez polski „pryzmat”, czyli obyczajowość, by je następnie zaadaptować do warunków i realiów III Rzeczypospolitej. Książka nie jest tłumaczeniem amerykańskich prac z dziedziny technik sprzedażyczy psychologii motywacyjnej, od jakich roi się na półkach księgarń, lecz spolszczonym wykładem tego, czego mnie w Stanach nauczono, czego nauczyłem się sam, a zwłaszcza czego doświadczyłem na własnej skórze.
Książka skierowana do osób, które nie dysponują głęboką wiedzą na temat szkoły, ale chcą zrozumieć. Czym charakteryzują się jej metody i idee. Wprowadzenie jest "rozszerzone", ponieważ zakłada, że czytelnicy mają już jakieś doświadczenie w dziedzinie ekonomii, ale wciąż pozostaje "wprowadzeniem", ponieważ nie wymaga żadnej wiedzy o szkole austriackiej.
Jest to niewielka, ale absolutnie rewelacyjna praca wybitnego myśliciela amerykańskiego. Standard złota to praca formatu Noblowskiego. Takiej rewolucji w rozumieniu roli pieniądza nie wydano od co najmniej dwóch pokoleń.
Niewiele spraw w życiu człowieka dorównuje swoją ważnością pieniądzowi. Mimo tak wysokiej pozycji w hierarchii potrzeb, wiedza na temat pieniądza jest stosunkowo słaba i roi się od mitów i sofizmatów. Książeczka Murraya N. Rothbarda to kompendium wiedzy, która nie tylko pozwoli nam zrozumieć, jak powstał, czym jest, i jak działa pieniądz, lecz także poznać z tym, co należy uczynić, aby się skutecznie przed zachłannością władzy zabezpieczyć. Napisana jest w sposób prosty, przystępny, a przede wszystkim bardzo ciekawy i praktyczny. Miłej i pożytecznej lektury życzy Wydawca !
Nazwa "szkoła austriacka" pochodzi stąd, że gros jej twórców wywodzi się - jak się pewnie domyślacie - z Austrii. Jednakże okupacja nazistowska tego kraju doprowadziła do rozprzestrzeniania się jej przedstawicieli na cały świat. Dzisiaj wybitni ekonomiści reprezentujący szkołę austriacką pracują pod wszystkimi szerokościami geograficznymi. W niniejszej książce, pod terminem "ekonomista austriacki" rozumieć będziemy reprezentantów szkoły austriackiej bez względu na to, czy mieszkają oni w Austrii czy poza nią.
Jest to książka przeznaczona dla ludzi, którzy uważają, że podwyższenie podatków podnosi – wbrew elementarnej logice – dobrobyt społeczeństwa. Autor, szwedzki ekonomista pochodzenia kurdyjskiego ujawnia prawdę o szwedzkim (a właściwie ogólnoskandynawskim) sukcesie gospodarczym. Oto fragment Posłowia: (…) Wbrew temu, co twierdzi miłośnik Skandynawii, prof. Grzegorz Kołodko, wszystko wskazuje na to, że pomimo wysiłków rządu i polityków, o czym pisze m.in. Nima Sanandaji, autor niniejszej książki, z tym szczęściem nie jest wcale tak różowo. Gdyby bowiem było, nie trzeba by namawiać Duńczyków, Szwedów czy Norwegów do prokreacji. Posiadanie dużej rodziny, posiadanie dzieci to – zdaniem wybitnego psychiatry, prof. Antoniego Kępińskiego – jeden z najważniejszych przejawów szczęścia i chęci do życia. Tymczasem w Danii, w Norwegii – wbrew twierdzeniom, że są to kraje najbardziej przyjazne matce i dziecku – dzieci rodzi się coraz mniej chętnie. Dzietność duńskich matek należy do najniższych w świecie. Młodzi ludzie niechętnie wchodzą w związki partnerskie czy małżeńskie – zarówno te formalne, jak i nieformalne. Niektóre badania dowodzą, że jeszcze gorzej jest ze wskaźnikiem współżycia płciowego. Blisko 30 procent duńskich par heteroseksualnych wyeliminowało[1] ze swego życia tak spontaniczną sferę życia, jaką jest seks. Czy to ma świadczyć o poczuciu szczęściu tych ludzi?
(...) Mam nadzieję, że ta cienka praca będzie czytana przez wielu myślących mężczyzn i kobiet. Złe skutki inflacji oraz socjalizmu-komunizmu staną się dla nich jasne i ogarnie ich uczucie lęku. O ile nikt nie wie, czy historia zła na pewno się nie może powtórzyć, o tyle wiemy jednak, że możemy temu przeszkodzić tylko wtedy, gdy znamy i rozumiemy związki przyczynowo-skutkowe. - Margarit von Mises
(...) Bez względu na to, czy mieszkałem w Polsce, w Argentynie, w Stanach Zjednoczonych czy w Meksyku, miałem zawsze to, na co zasłużyłem. Dobrze wiem, że sytuacja materialna większości ludzi jest nie tylko rezultatem włożonej przez nich pracy, wysiłku i rozsądku. Jeśli ktoś tego nie rozumie i liczy na to, że mu państwo pomoże, jest ostatnim głupcem, który robi krzywdę i wstyd swoim dzieciom, swoim sąsiadom, a przede wszystkim sobie. Jeśli umiecie liczyć, to liczcie tylko na siebie - jest to najbardziej opłacalny sposób życia (...)
(...) Ciężar emerytur, jaki ludność pracująca musi znosić, staje się coraz mniej znośny dla każdego państwa w ogóle, a w szczególności dla każdego podatnika, nad którym stoi widmo recesji gospodarczej i stale zwiększającego się opodatkowania. Staje się zatem coraz bardziej wątpliwe, czy system publicznej opieki społecznej będzie w stanie wywiązać sie z zadania, którego sie podjął, tj. wypłacić emerytury.(...)
W moim głębokim przekonaniu nie ma drugiej szkoły ekonomicznej, która - właśnie jak szkoła austriacka - oferowałaby tak dogłębną, poprawną i sprawdzającą się w praktyce teorię. W dzisiejszym pełnym nieprzewidywalności i gwałtownych zwrotów świecie jest to niezwykle ważna cecha. Zwłaszcza z inwestycyjnego punktu widzenia. Mark Skousen
O ile szkołą Keynesa poszukuje dróg wyjścia z kryzysu w działaniach fiskalnych i regulacyjnych rządu, a szkoła Fischera - Friedmana w stymulowaniu gospodarki poprzez wpływanie banku centralnego na poziom aktywności gospodarczej via tworzenie pieniądza nacelowane na utrzymanie niskiej stopy procentowej, o tyle Machlup i szkoła austriacka lokuje główne źródło kryzysu w polityce łatwego pieniądza, zaś w polityce QE dostrzega jedynie kontynuację poprzednich błędów tzw. Greenspan Put, obecnie zać Bernanke Put. Jerzy Strzelecki, Delta Capital
Mimo swych niewątpliwych sukcesów i osiągnięć odczuwanych niemal przez każdego z nas, kapitalizm nie cieszy się wzięciem. Żaden inny ustrój, na czele z socjalizmem, który miał być optymalnym rozwiązaniem problemów materialnych ludzkości, nie jest w stanie równie tanio, z równą obfitością i bez jakiejkolwiek dyskryminacji dostarcza ludziom żywności, odzieży, dachu nad głową, elementarnych i wyszukanych usług, przyczyniających się do duchowego i fizycznego rozwoju człowieka. Na tytułowe pytanie odpowiadają w tej interesującej książce pod redakcją Toma G. Palmera intelektualiści, pisarze, uczeni z całego globu – od Chin po Peru, od Południowej Afryki po Stany Zjednoczone -wśród nich laureaci Nagrody Nobla: Vernon Smith (ekonomia), Mario Llosa Vargas (literatura).
W eseju zatytułowanym Kapitał i kapitalizm XXI wieku, z jednej strony George Reisman wytyka Piketty’emu błędy i niewiedzę, z drugiej zaś wyjaśnia przyczyny, dla których stanowisko takie nie jest odosobnione. We współczesnym świecie, podzielają je, w jednakowych proporcjach: ignoranci ekonomiczni, ludzie zawodowo owładnięci ideą równości, a zwłaszcza wszelkiej maści zawistnicy. Do pierwszej grupy należy głównie ta część świata akademickiego, któremu po prostu nie chce się uczyć i konfrontować z nowymi poglądami, już to z lenistwa, już ze strachu przed konkurencją, która mogłaby ujawnić ich niewiedzę. Drugą grupę stanowią ludzie, którzy z idei, a raczej z iluzji egalitaryzmu żyją, robią więc wszystko, aby stary wygodny dla nich porządek, zwyczajnie, nie zmieniał się. Należą do niej intelektualiście nie-ekonomiczni. Głównie jednak politycy i biurokraci. Grupę trzecią, najliczniejszą, stanowią masy darmozjadów i nieudaczników, którzy wolą sami nie mieć, byleby inni też nie mieli. W łagodnej wersji mówi się o takich: pies ogrodnika. Dzięki tym ludziom, książki takie jak omawiany Kapitał XXI wieku, ale i Doktryna szoku, czy Koniec pracy stają się bestsellerami, o których mówi cały świat, od Stanów Zjednoczonych przez Watykan, po Pekin, jako że niechęć do systemu opartego na pracy, gospodarności i wolności nie zna granic.
Jest to pierwsza książka Israela Kirznera, jaka ukazuje się na polskim rynku, a trzeba wiedzieć, że w tradycji szkoły austriackiej jest to autor wybitny. Najwybitniejszy żyjący uczeń Ludwiga von Misesa, w dodatku rabin. Tym samym Fijorr Publishing rozpoczyna nowy wątek myśli ekonomicznej, jakim jest przedsiębiorczość. KONKURENCJA I PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ Spora część naszych rozważań obracać się będzie wokół dwóch zasadniczych kwestii, koniecznych dla zrozumienia rynku i stanowiących podstawę jego teorii – konkurencji i przedsiębiorczości. Oba terminy są powszechnie używane w mowie potocznej – odnoszą się do spraw ekonomicznych i biznesowych. W całej historii ekonomii niezliczoną ilość stron napisano na każdy z tych tematów, ale to pierwszy z nich stał się obiektem szczególnego zainteresowania. Obecnie, we współczesnej teorii ceny, przedsiębiorczość analizowana jest łącznie z teorią dystrybucji (szczególnie z teorię zysku), a w pewnym stopniu także razem z teorią produkcji i teorią firmy. Będę utrzymywać, że, pomimo znacznej ilości wnikliwych badań, prawdziwa rola przedsiębiorcy w systemie rynkowym nie jest przedstawiana we właściwym świetle i że przedsiębiorczość nie jest z należnym uznaniem postrzegana jako siła napędowa całego procesu rynkowego. Będę także dowodzić, że rola przedsiębiorcy w stosunku do konkurencji została prawie całkowicie zignorowana. Konkurencja, jak mówiło wielu autorów, jest terminem stosowanym w rozmaitych znaczeniach. Przykładowo, ekonomiści pracowali na licznych modelach, z których każdy opisywał tę czy inna formę konkurencji. Jednak to model doskonałej konkurencji wciąż jest nieodłączną częścią współczesnej teorii ceny. Pomimo krytyki, której przedmiotem był ten model w ostatnich czterdziestu latach, nadal zajmuje on sam środek sceny, zarówno pozytywnej, jak i normatywnej. Rozczarowanie niedomaganiami teorii konkurencji doskonałej dało impuls do stworzenia nowych modelów opisujących różne niedoskonale konkurencyjne struktury rynkowe, ale modele te nie zdołały pozbawić modelu konkurencji doskonałej przodującej roli. Tutaj poddamy rozważaniom każdy z tych modeli. Moje stanowisko jest takie, że nie tylko model doskonałej konkurencji nie pomaga nam zrozumieć procesu rynkowego, ale i że modele niedoskonałej konkurencji, stworzone by go zastąpić, nie są zbytnio pomocne. Utrzymuję, że teoretycy, którzy opracowali modele niedoskonałej konkurencji nie dostrzegli najistotniejszych wad teorii konkurencji doskonałej. W rezultacie nie byli oni w stanie orzec, w którym kierunku powinna zwrócić się rehabilitacja teorii ceny; zamiast tego konstruowali modele cierpiące na te same wady, co model konkurencji doskonałej. Jak napisano powyżej, cechą łączącą te wszystkie modele konkurencji, a której poświęcę najwięcej miejsca dalej w pracy, jest zignorowanie roli przedsiębiorcy. Dojdziemy do wniosku, że do zrozumienia procesu rynkowego niezbędna jest teoria konkurencji, która jest nieodłączna od przedsiębiorczości. Będzie to miało daleko idące konsekwencje dla analizy takich problemów, jak koszty sprzedaży, reklama i monopol. Teoria konkurencji pozwoli nam spojrzeć z nowej „perspektywy” na koszty sprzedaży i ocenić ich rolę w gospodarce rynkowej. Jednocześnie, idąc tropem naszych teorii konkurencji i przedsiębiorczości dojdziemy do zupełnie nieortodoksyjnego wniosków na naturę monopolu na rynku. Fakt, że przedsiębiorczość może być krokiem w kierunku monopolu wymusza sformułowanie nowej oceny zarówno rzekomo szkodliwych efektów monopolu, jak i rzekomo korzystnych efektów przedsiębiorczości. Na tym etapie warto zarysować obraz procesu rynkowego, który ukazałby nasze koncepcje konkurencji i przedsiębiorczości, kontrastując je pokrótce z dominującą teorią rynku. Ten zarys służyć będzie jako przegląd stanowiska, które w całości zaprezentujemy w dalszych rozdziałach. (fragment książki)
Misjonarz werbista z Zambii, autor popularnych audycji w radio kontestacja.com, autor książki „Dwaj ludzie z Galicji”, w której porównuje koncepcję osoby ludzkiej u Karola Wojtyły i Ludwiga von Misesa, dowodzi w swoich kazaniach, że przedsiębiorca może być dobrym katolikiem, żyjącym i działającym zgodnie z nauką Ewangelii i przykazaniami Boskimi; że Bóg oczekuje od swoich wyznawców pracy, gospodarności, a zarabianie pieniędzy i pragnienie wolności nie jest sprzeczne z misją człowieka na Ziemi. Pouczająca lektura dla wszystkich tych, którzy zawiścią i pychą próbują degradować moralnie ludzi biznesu.Wartko napisana, mądra książka Polecamy!
1 2 3
z 3
skocz do z 3